Nie znaczy to, że musimy zaraz myśleć o kursach rzędu 1,09. Nie można jednak wykluczyć schodzenia do 1,11 czy 1,1050-70. Oczywiście jakiś wpływ na sytuację będą mieć dane makro. Znamy już czerwcowy PMI dla usług w Chinach - było to 52,7 pkt (przy prognozie 51,4 pkt). Wpisuje się to w ogólną teorię, w myśl której Chiny mają powoli przestawiać się z profilu produkcyjnego na bardziej usługowy.
O 9:15 poznamy PMI dla usług Hiszpanii, o 9:50 dla Francji, pięć minut później dla Niemiec - a o 10:00 dla Strefy Euro, gdzie zakłada się spadek z 53,3 pkt do 52,4 pkt. O 10:30 pojawi się PMI dla usług Wielkiej Brytanii, zaś o 11:00 napłyną dane o sprzedaży detalicznej w Eurolandzie.
Warto będzie posłuchać tego, co o 11:30 powie Mark Carney - szef Banku Anglii. Kontekst brexitowy sam się narzuca, zobaczymy, czy Carney go podejmie. Ok. 14:00 wypowie się też Yves Mersch z EBC, zaś o 14:30 napłyną dane z USA o zamówieniach. O 20:30 wypowie się William Dudley z Fed - i znów będziemy odnosić jego słowa do kontekstów takich jak Brexit czy kondycja rynku pracy USA.
Nawiasem mówiąc, już w piątek poznamy najnowsze payrollsy, czyli dane o bezrobociu i zmianie zatrudnienia w USA. Jak pamiętamy, wyniki kwietniowe w maju obniżono, a same majowe były dramatycznie słabe. W piątek przekonamy się, czy to stałe, czy chwilowe zjawisko.
Złoty polski
USD/PLN rezyduje przy 3,99 - za nami trzy świece dzienne koloru białego, wzrostowe. W gruncie rzeczy dotknięcie linii 4 zł nie będzie zdziwieniem, jakkolwiek może ona, przez swój symboliczny charakter, zadziałać jako opór.
Na EUR/PLN mamy prawie 4,44, zaś rentowność polskich obligacji 10-letnich to 2,895 proc. Po nagłej zwyżce w dniu 24 czerwca rentowność ta zaczęła korekcyjnie i dość silnie spadać - cóż, można było kupować polskie papiery tanio. Teraz ten proces się zatrzymał, w czym dopomogła sprawa OFE - która wczoraj doprowadziła też do przeceny na polskiej giełdzie.