Dziś wykres eurodolara otarł się o okolice 1,1235 - zaś to, że teraz, przed godziną 17:00, jest raczej w pobliżu 1,1265-70, nie neguje podstawowego faktu, że nadal mamy do czynienia z silnym, wzmocnionym dolarem.
Została przełamana dwutygodniowa konsolidacja i to jest istotne. Przełamano ją np. mimo tego, że wczorajsze dane o sprzedaży detalicznej w USA były w sumie dość słabe (jakkolwiek słabe były też doniesienia o produkcji przemysłowej w Eurolandzie - i to mogło mieć wpływ na sytuację).
Inflacja CPI dla USA okazała się dziś słabsza od prognoz - np. było 0,1 proc. m/m i 2,2 proc. r/r przy prognozach 0,2 proc. i 1,1 proc. Z drugiej strony, bardzo mało było wniosków o zasiłek - w tygodniu tylko 253 tys. (zakładano 270 tys.). A zatem przekazy z rynku układają się bardzo rozmaicie. Wypowiedział się dziś Lockhart z Rezerwy Federalnej - i on z kolei stwierdził, że nie będzie bronił już tezy o konieczności podwyżek w kwietniu. Powiedział też, że pewien sens ma cierpliwe podejście do polityki pieniężnej, a poziom wydatków konsumenckich wprowadza wątpliwości co do prognoz.
Jest to więc wypowiedź gołębia i być może ma pewne znaczenie dla ograniczenia umocnienia dolara. Generalnie rzecz biorąc, nie twierdzimy zresztą, że waluta USA będzie nabierać teraz siły jednolitym tonem. Tym niemniej wsparcie w pobliżu 1,1145-55 można spokojnie uznać za realne do przetestowania w najbliższych dniach. Oporem mogą być z kolei obszary przy 1,1330.
Pojawiło się też parę innych wypowiedzi. Larry Fink, szef wielkiej firmy inwestycyjnej BlackRock, ubolewał w CNBC nad tym, że ujemne i niskie stopy procentowe na świecie niszczą oszczędzających i wieszczył nadejście największego dotąd globalnego kryzysu. Z kolei pani Andrea Mechler z SNB (Swiss National Bank) mówiła w Singapurze o tym, że ujemne stopy to filar polityki SNB, a frank szwajcarski jest przewartościowany.
Co w Polsce?
USD/PLN sytuuje się obecnie przy 3,8215. Jest to dość ciekawe (zresztą świeca dzienna sięga jeszcze wyżej), bo oznacza przebijanie linii trendu spadkowego. Tym razem mówimy nie o ostrzejszej linii idącej od 1 marca (tę pożegnaliśmy parę dni temu), ale o linii biegnącej od 26 stycznia. Notowania USD/PLN dobijały dziś nawet do 3,8335, tak więc nasza prognoza z ostatnich dni o tym, że możemy spokojnie wejść w obszar 3,82 - 3,8430, potwierdziła się. Jeśli wspomniany trend ostatecznie padnie, to będzie trzeba myśleć o 3,8570 (minimum z końca grudnia) czy 3,8860 (minimum z lutego), a sytuacja przybierze postać nowej tendencji - zwyżkowej.
Na EUR/PLN mamy kurs 4,30, co oznacza naruszanie górnego ograniczenia konsolidacji, trwającej od paru dni. Nawiasem mówiąc, także i tu można się już doszukiwać trendu, począwszy od minimów z 4 kwietnia. Testem będzie przebicie 4,3140.
Na GBP/PLN mamy 5,40, obraz również i tu wygląda tak, że wybijamy się z kilkumiesięcznej tendencji spadkowej i trwa czas osłabienia złotego od dobrych kilku dni. Kurs CHF/PLN to z kolei 3,9530, mocniejsze wsparcie przy 3,9220.