href="http://direct.money.pl/idm/"> *Widać, że na rynku nie ma wielkiej chęci do sprzedawania akcji, ale też mało jest śmiałków, którzy są gotowi postawić duże pieniądze na zakupy. *
Tydzień na parkiecie zaczął się nie najgorzej. Co prawda jeszcze rano dominowały spadki - to efekt słabego zakończenia piątkowych notowań w USA - ale z czasem nastroje się poprawiały, zaś zakończenie dnia wypadło już na niewielkim plusie.
Naprawdę niewielkim, bo WIG20 zyskał 0,11 proc., zaś indeks całej giełdy WIG nieco więcej - 0,16 proc. Obroty były niewielkie i ledwie przekroczyły miliard złotych. To dlatego popytowi było dość łatwo wyciągnąć indeksy z porannych strat - a zainteresowane takim zakończeniem tygodnia mogły być fundusze inwestycyjne i inne instytucje finansowe, których wyniki zależą od wyceny portfeli papierów wartościowych na koniec kwartału.
Na warszawskiej giełdzie nastroje były niemal idylliczne w porównaniu z nerwówką, która zapanowała np. na Węgrzech. Tam indeks BUX z powodu zamieszania politycznego (rozpadła się koalicja rządowa) spadł o ponad 2 proc.
Na innych parkietach europejskich panował raczej spokój, jeśli nie liczyć półtoraprocentowego spadku hiszpańskiego indeksu IBEX.
Po pięciokrotnym odbijaniu się od dna bessy z końca stycznia jest szansa na to, by warszawska giełda wreszcie poszła w górę na większym oddechu.
Nawet większym, niż ponad 10-procentowe odbicie z początku lutego. Ale do tego potrzebne są znacznie wyższe obroty, niż w poniedziałek i generalnie w ostatnich dniach.
Im dłużej będzie trwał płaski trend (WIG20 już od dwóch miesięcy wije się pomiędzy 2800 a 3000 pkt.) tym bardziej nerwowi będą się stawali posiadacze akcji. A niektórzy analitycy prognozuję, że flauta może potrwać jeszcze do lata.