Wierzchołki te nie utrzymały się (rano nastąpiło zejście do 1,3020, a nawet niżej), w wyniku czego byki musiały rozpocząć atak na nowo. Brakowało jednak sensownych impulsów. Wzrost wartości euro trudno motywować jakimiś szczególnie dobrymi danymi z gospodarki europejskiej, np. ostatnie, lutowe niemieckie dane na temat przemysłu zostały wzięte powszechnie za dobre, ale trudno uznać, że tryskały optymizmem – skoro np. jednocześnie obniżono wyniki styczniowe, w wyniku czego wzrost w relacji miesięcznej miał słabszą wymowę.
Co więcej, dzisiejsze kalendarium było w zasadzie puste, jeśli chodzi o wskaźniki, które zazwyczaj poruszają wyobraźnię graczy eurodolarowych. Jutro dopiero o 20:00 pojawi się protokół z posiedzenia Federalnego Komitetu Otwartego Rynku, a wraz z nim rozpiska budżetu USA na marzec. W czwartek o 14:30 wnioski o zasiłek dla bezrobotnych, w piątek o 11:00 produkcja przemysłowa w Strefie Euro. Sygnałów jest więc mało, spekulanci nie mają się czym karmić. Może więc zabraknąć motywacji do zdecydowanej wędrówki na 1,31.
Nieśmiałe początki powrotu?
Stosunkowo niewielkie ruchy, jakie zaszły na głównej parze walutowej spowodowały, że wahania złotego podczas dzisiejszej sesji były ograniczone. W zasadzie z wyjątkiem godziny 8:00 rano, kiedy to rodzima waluta nagle się osłabiła (chwilę potem wróciła jednak do okolic poprzedniej zmienności) handel był wyjątkowo spokojny. W rezultacie o godzinie 16:00 kurs EUR/PLN znajdował się na poziomie 4,1270 a para USD/PLN wahała się wokół 3,1620, więc były to wartości zbliżone do tych, na których złoty notowany był wczoraj.
Przypominam, że jutro nastąpić ma decyzja Rady Polityki Pieniężnej odnośnie wysokości stopy procentowej. Prawdopodobnie nie będzie tym razem zmiany, a przynajmniej wydaje się, że taki pogląd rynek już zdyskontował. Co do rentowności obligacji polskich, to widać, że dziś już rośnie, podczas gdy wczoraj spadek napędzał siłę naszej waluty.