Leszek Miller powinien być zadowolony – finansami nie kieruje już człowiek prezydenta, a przy okazji osłabił się złoty. Sama postać Kołodki traktowana jest przez rynek raczej nieufnie, niektórzy pamiętają jego słynne spory z byłą prezes NBP oraz krytykę Balcerowicza. Wygląda na to, że w Kołodko będzie lojalnym sprzymierzeńcem premiera w konflikcie z RPP. Nowy minister nie zdążył się jeszcze rynkowi zaprezentować, im szybciej to uczyni tym lepiej.
Złoty od otwarcia rynku systematycznie tracił, ale o panice nie było mowy. Rano za ,,zielonego” płaciliśmy 4,14 PLN, po południu już 4,17, za euro odpowiednio 4,08 oraz 4,095. Pod koniec sesji było już całkiem spokojnie – złoty zyskał do dolara około figury.
Jeśli mówić o pozytywach zaistniałej sytuacji to zapewnienie Millera, iż rząd nie rozważa możliwości dewaluacji złotego. To bardzo ważne, ponieważ Kołodko proponował nie tak dawno jednorazowo osłabić złotego o 20 procent i usztywnić jego kurs.