W czwartek złoty pozostaje stabilny zarówno w relacji do euro, jak i dolara. Inwestorzy zapomnieli już o wczorajszym posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej (RPP) i czekają na nowe impulsy, które nadadzą rynkowi nowej dynamiki.
W czwartkowe południe za euro trzeba było zapłacić 4,0173 zł, a dolar kosztował 3,7616 zł. W obu przypadkach były to poziomy zbliżone do wczorajszego zamknięcia, gdy wspólna waluta nieznacznie umocniła się do złotego, a dolar pozostał stabilny.
Echa zakończonego w środę posiedzenia Rady Polityki Pieniężnej (RPP) już przebrzmiały, a o publikowanych również wczoraj danych inflacyjnych inwestorzy też zapomnieli. I to wcale nie zaskakuje. Rada, jakkolwiek odniosła się do ostatniego umocnienia złotego w relacji do euro, co sprowadziło na chwilę kurs poniżej psychologicznej bariery 4 zł, to jednak trudno to traktować w kategoriach słownej interwencji. Raczej problem złotego został zbagatelizowany. Wydaje się, że Rada zrobiła zdecydowanie mniej niż od niej oczekiwano, więc gdyby złoty się umocnił do euro, to nie byłoby to zjawisko w żaden sposób zaskakujące. Jednak się nie umocnił. A to za sprawą wpływu wzrostu kursu EUR/USD po słabych danych z USA.
Nie dziwi też to, że inwestorzy zapomnieli już o opublikowanych przez GUS danych inflacyjnych (w zasadzie deflacyjnych). Owszem deflacja była w marcu głębsza od prognoz (CPI ukształtował się na poziomie -1,5% R/R wobec szacowanych -1,3% R/R), ale nie zmienia to w żaden sposób oczekiwań co do przyszłych kroków RPP. W dalszym ciągu aktualne pozostaje nasze założenie, że deflacyjny dołek jest już za nami, a na przełomie II i III kwartału 2016 roku doczekamy się w Polsce pierwszy podwyżek stóp procentowych.
Dziś rodzimy rynek walutowy sprawia wrażenie jakby czekał na nowe impulsy, które pchną złotego w jakimś kierunku. Należy wątpić, czy takim impulsem będzie publikowany dziś przez Narodowy Bank Polski (NBP) raport o inflacji bazowej. Raczej nie wywoła on emocji. Podobnie jak wczorajsza publikacja GUS-u.
Trochę emocji może wywołać wciąż wałkowany na rynkach temat Grecji. Jednak tak naprawdę to potencjalnym silnym impulsem, mającym pośredni wpływ na złotego, może być tylko seria danych makroekonomicznych z USA. Dziś zostaną opublikowane tygodniowe dane o zasiłkach dla bezrobotnych (prognoza: 284 tys.), indeks Fed z Filadelfii (prognoza: 6,3 pkt.) oraz raporty nt. wydanych pozwoleń (prognoza: 1,08 mln) i rozpoczętych budów domów (prognoza: 1,04 mln). Jeżeli te publikacja miałyby wpisać się w ostatni trend, zgodnie z którym w większości przypadków dane z USA okazują się słabsze od oczekiwań, to należy być przygotowanym na wzrost kursu EUR/USD, co następnie przełoży się na osłabienie złotego do euro i umocnienie do dolara.
Sytuacja techniczna na wykresie EUR/PLN pozostaje dość czytelna. Psychologiczna bariera 4 zł zatrzymała spadki i obecnie trwa realizacja zysków. Zakładamy, że w kolejnych tygodniach, a prawdopodobnie też miesiącach, poziom też będzie jeszcze wielokrotnie atakowany. Jednak szanse na jego trwałe przełamanie nie są duże.
Znacznie bardziej skomplikowana jest sytuacja na wykresie USD/PLN. Rozpoczęta w połowie marca spadkowa korekta równie dobrze mogła się już zakończyć, jak i przeciągnąć się na kolejne tygodnie. W naszej opinii, dopóki dolar na trwałe nie wróci powyżej 3,81-3,82 zł, dopóty szanse na zajście w okolice 3,60 zł pozostają większe niż powrót w kierunku 4 zł.