Złoty traci na wartości w oczekiwaniu na publikację najnowszych danych inflacyjnych z Polski. Jeżeli wrześniowa deflacja okaże się głębsza od prognoz to będzie to kolejny powód do wyprzedaży polskiej waluty.
Poranek przynosi kontynuację ostatniego osłabienia złotego. O godzinie 10:15 kurs EUR/PLN testował poziom 4,2070 zł, a CHF/PLN 3,4833 zł. Obie pary znajdują się obecnie na najwyższych poziomach od pięciu tygodni. Kurs USD/PLN rośnie do 3,3235 zł, po silnej zwyżce wczoraj. Polska waluta traci też do funta, do którego we wtorek umocniła się po bardzo słabych danych inflacyjnych z Wielkiej Brytanii. Dziś za brytyjską walutę trzeba zapłacić 5,2831 zł.
Wydarzeniem środy na krajowym rynku walutowym będzie publikacja najnowszych danych o cenach płaconych przez konsumentów (CPI). Mają one znacznie większe znaczenie niż wczorajsze raporty Narodowego Banku Polskiego o bilansie płatniczym i podaży pieniądza, gdyż stanowić będą bezpośrednie odniesienie dla rynkowych oczekiwań odnośnie kolejnych decyzji Rady Polityki Pieniężnej ws. polityki monetarnej.
We wrześniu oczekiwane jest pogłębienie deflacji w Polsce i spadek wskaźnika CPI do -0,4% w relacji rocznej z poziomu -0,3% w sierpniu. Wyższa deflacja zwiększy oczekiwania na obniżkę stóp procentowych o 50 punktów bazowych na listopadowym posiedzeniu Rady, co może mieć negatywne przełożenie na notowania złotego. Dane zgodne z prognozami lub niższa deflacja utwierdzi rynek w przekonaniu, że za miesiąc stopy zostaną obcięte o 25 pb i cały mini cykl dostosowywania polityki monetarnej zostanie zakończony. Takie dane mogłyby nawet lekko złotego wzmocnić. Aczkolwiek dużo będzie zależało od nastrojów panujących na rynku i sentymentu do polskiej waluty. Te zaś będą już kształtowane przez czynniki globalne.
Oczekiwanie na dane o inflacji CPI, a właściwie obawy przed mocniejszym pogłębieniem deflacji w Polsce, to jeden z czynników stojących za obserwowanym osłabieniem złotego. Cieniem na jego notowaniach kładzie się też nie najlepszy klimat inwestycyjny na świecie, co przekłada się na wzrost awersji do ryzyka. Wreszcie ostatnim czynnikiem, który stoi za wzrostami polskich par walutowych jest premiująca stronę popytowa sytuacja techniczna na ich wykresach.
Trwające już piąty dzień wzrosty EUR/PLN, mające swój początek w okolicach 4,17 zł, nie zmieniają sytuacji średnio- i długoterminowej na wykresie. Są jedynie elementem ruchu w ramach szerokiej konsolidacji tej pary, którą można zamknąć w umownym przedziale 4,1650-4,2250 zł. Test tego drugiego poziomu nie jest wykluczony w tym tygodniu.
O ile euro kieruje się ku oporowi na 4,2250 zł, to szwajcarski frank zmierza w kierunku 3,50 zł. To naturalny ruch po tym, jak przed tygodniem strona podażowa nie wykorzystała nadarzającej się okazji do wygenerowania sygnału sprzedaży na CHF/PLN. Nie ma obecnie powodów żeby zakładać, że wspomniany opór na 3,50 zł zostanie pokonany. Dlatego jego bliskość może okazać się dobrym momentem do zrealizowania zysków na franku.
Nowe wielomiesięczne rekordy mogą być natomiast wyznaczone na wykresie USD/PLN, po tym jak na przestrzeni ostatniego tygodnia dolar dwukrotnie zawrócił z poziomu ponad trzymiesięcznej linii trendu wzrostowego.
Mocniej do góry może ruszyć, słabo spisująca się ostatnio, para GBP/PLN. Kurs dotarł bowiem do wsparcia tworzonego przez linię łączącą dołki z czerwca i września br. To potencjalny punkt zwrotny. Powrót do 5,38 zł nie jest wykluczony. Dziś o losach tej pary zdecydują nie tylko wymienione wyżej czynniki, ale też publikowane jeszcze przed południem dane z brytyjskiego rynku pracy.