Amerykańskie indeksy, które w styczniu widziały tylko kierunek wzrostowy, odnotowały ponad 2 proc. spadki. Inwestorzy wystraszyli się wyprzedaży obligacji i tego, co to może oznaczać dla gospodarki. Jednak na walutach jest spokojnie, przecena złotego jest na razie minimalna.
Już w piątkowym komentarzu walutowym wskazywaliśmy na to, że nasilająca się przecena obligacji stanowi zagrożenie dla nastrojów rynkowych, które w styczniu były niezwykle dobre. Faktycznie już podczas piątkowej sesji inwestorom puściły nerwy i wyprzedawali tak akcje, jak i obligacje. Teoretycznie rosnące rynkowe stopy procentowe są odzwierciedleniem mocnej globalnej gospodarki. Inwestorzy zdają sobie jednak sprawę, że obecny stan rzeczy, szczególnie na rynkach finansowych, został w dużej mierze zbudowany polityką historycznie niskich stóp procentowych.
Martwi ich nie tyle sam poziom dochodowości obligacji, przykładowo w USA dla 10-latek widzieliśmy dużo wyższe poziomy na początku dekady (do 4 proc., obecnie niecałe 2,9 proc.), co bardzo gwałtowny wzrost mogący sugerować, że pewien sprzyjający okres się zakończył. W piątek oliwy do ognia dolały dane z USA, które pokazały wzrost wynagrodzeń o 2,9 proc. r/r, najwięcej od maja 2009 roku. Z naszej perspektywy wydawałoby się, że jest to niewiele, jednak w USA płace rosły powoli przez lata, zadziwiając ekonomistów i Fed.
Pewnym paradoksem jest to, że skoro wreszcie wzrost płac nieco przyspieszył, rynki reagują taką alergią. Ponownie jednak może to być obawa, że w Fed jedynie wzmocni się przekonanie o słuszności regularnego podnoszenia stóp procentowych. A wyższe stopy to ryzyko dla gospodarki i mniejsza atrakcyjność wielu aktywów, w tym akcji.
Czy to, co wydarzyło się w piątek może być początkiem dłuższego okresu złych nastrojów rynkowych, który niechybnie nie posłużyłby złotemu? Należy zacząć od tego, o czym również pisaliśmy w poprzednich komentarzach, że światowe rynki akcji w styczniu zachowywały się irracjonalnie optymistycznie, zatem przecena z początku lutego jest jedynie korektą tego stanu rzeczy. Faktem jest, że w przypadku najważniejszych indeksów na Wall Street cały czas jesteśmy powyżej poziomów z zamknięcia 2017 roku.
Przecena obligacji sama w sobie nie jest naszym zdaniem jeszcze powodem do światowej bessy, może być nim to, co ona ujawni. Rynki i gospodarka przez lata były przyzwyczajone do bardzo taniego pieniądza i jeśli okaże się, że nie radzą sobie przy wyższych stopach procentowych wtedy będzie to powodem do zmartwień. Na ten moment wydaje się, że zadziałać może pewnego rodzaju automatyczny stabilizator – rynki dojdą do wniosku, że banki centralne same przystopują proces zacieśnienia jeśli rentowności obligacji będą nadal rosnąć i w ten sposób powstrzymają wyprzedaż. Pamiętajmy jednak, że mamy za sobą miesiące dobrej koniunktury i korekta dłuższa niż 5-dniowa byłaby czymś normalnym.
Złoty jak na razie reaguje spokojnie, ale w przeszłości często dopiero po pewnym czasie widzieliśmy reakcję na pogorszenie nastrojów, ważne będzie zatem, czy takowe się utrzyma. We wtorkowym kalendarzu najważniejsze pozycje to indeksy koniunktury w usługach Wielkiej Brytanii (godzina 10:30) oraz USA (16:00). W nocy poznamy decyzję RBA (4:30) – wobec rosnących rynkowych stóp procentowych będzie to ciekawe wydarzenie, zobaczymy, czy australijski bank centralny będzie próbował schłodzić oczekiwania na wyższe stopy. O godzinie 8:40 euro kosztuje 4,1629 złotego, dolar 3,3441 złotego, frank 3,5902 złotego, zaś funt 4,7159 złotego.