Kończący się tydzień był czasem, w którym uwaga inwestorów skupiona była głównie na Grecji oraz Ukrainie. W pierwszym przypadku chodziło m.in. o posiedzenie Eurogrupy (czyli ministrów finansów Strefy Euro), które jednak nie wniosło zbyt wiele, a w każdym razie nie zakończyło się jakimkolwiek konstruktywnym rozwiązaniem.
Zachód dalej jest nieustępliwy - i dalej nieustępliwa jest Grecja, która dodatkowo czyni pewne ukłony w kierunku państw spoza UE, takich jak Rosja czy Chiny. Naturalnie to bardziej prowokacja czy sygnał, że sojusz tego rodzaju jest teoretycznie możliwy - niż praktyczne rozwiązanie (Rosja w tym kontekście też ogranicza się na razie do kurtuazyjnych, ciepłych słów). W praktyce może się okazać, że ostatecznie tak Bruksela (a nawet Berlin), jak i Ateny spuszczą z tonu i wypracują kompromis, który pozwoli finansować Grecję jeszcze przez przynajmniej kilka miesięcy. Jeśli tak będzie, to temat zapewne powróci jesienią. Tak czy inaczej, przynajmniej do końca lutego Grecja będzie budzić napięcie, a każda negatywna plotka blokować będzie ruchy wzrostowe eurodolara czy nawet go obniżać.
Pierwszy ważny dzień to 16 lutego, bo do tego czasu, czyli do poniedziałku, Grecja musi wystąpić o przedłużenie programu pomocy kredytowej (wygaśnie on 28 lutego). Poniedziałek może być więc dniem napięcia, mimo braku istotnych odczytów makro oraz wolnego dnia w USA.
Co do Ukrainy, to tutaj efektem konferencji w Mińsku było porozumienie, które uważa się bardziej za sukces Rosji niż Ukrainy - ale które podziałało pozytywnie na złotego, a także na EUR/USD. Na głównej parze notowano dziś okolice 1,1440 - ale tak naprawdę nie poszliśmy wyżej i teraz schodzimy poniżej 1,14 (mimo że odczyt dynamiki PKB z Niemiec znacznie wybił się ponad prognozę, a i ten dla Strefy Euro był nieco lepszy od niej).
W poniedziałek istotna będzie, jak wspomnieliśmy, głównie Grecja. Można się dziwić, czemu kraj ten miałby mieć problem z wystąpieniem o kolejną pomoc finansową - ale jest tak dlatego, że pomoc ta obarczona jest rozmaitymi rygorami, takimi jak ostre oszczędności budżetowe, prywatyzacja itd. Jeśli doniesienia będą pesymistyczne, to trzeba liczyć się ze spadkiem na eurodolarze - nawet do 1,13 czy 1,1250 - 1,1270 albo 1,1240. Jeśli wynik będzie pozytywny, to może dojść do pewnego odreagowania, nawet w kierunku maksimów z ubiegłego tygodnia, czyli w przybliżeniu okolic 1,15.
Warto korzystać?
Złoty, jak wiadomo, jest wrażliwy na informacje ze świata, zwłaszcza te negatywne. Tym bardziej wypada więc uznać poziomy, jakie obecnie widzimy na USD/PLN i EUR/PLN za względnie niezłe do zakupów zagranicznych walut. Na pierwszej z par mamy po 15:00 w piątek 3,6670 (ale można było łapać nawet poziomy niższe niż 3,64), na drugiej jest nieco mniej niż 4,18 (a bywało dziś i wczoraj niewiele ponad 4,16). Widać więc, że pary powracają na nieco wyższe poziomy. Na pewno na USD/PLN wciąż aktywny jest ogólny trend wzrostowy, a na EUR/PLN mocne wsparcie to strefa 4,15 - 4,16.
PKB Polski za IV kw. (szacunkowy) wypadł gorzej od prognozy, dynamika to 3 proc. (a nie 3,15 proc., na co liczono, zaś w III kw. było 3,3 proc.). Inflacja CPI dalej pokazuje tak naprawdę deflację (dziś podano odczyt, z którego wynika, że wskaźnik za styczeń to -1,3 proc. r/r), a to może skłonić RPP do obniżki stóp w marcu (co byłoby też czynnikiem osłabiającym PLN, choć jeszcze nie teraz). Czynnikiem pomocnym dla siły złotego jest wizja QE w Strefie Euro, które też ruszy w marcu - aczkolwiek tutaj najważniejsza była sama oficjalna zapowiedź, tak więc sporo jest już wliczone w ceny, a rynki będą zaprzątać też kwestie pro-dolarowe, jak perspektywa podwyżki stóp w USA (w połowie roku).
Porównaj na wykresach spółki i indeksy src="http://www.money.pl/u/money_chart/graphchart_ns.php?ds=1423468800&de=1423845000&sdx=0&i=&ty=1&ug=1&s%5B0%5D=CHFPLN&colors%5B0%5D=%231f5bac&w=640&h=250&cm=0&lp=1"/>