Ekonomiści, na których powołuje się "Rzeczpospolita", prognozują, że jeszcze w tym roku deficyt sektora finansów publicznych wzrośnie do 6-8 proc. PKB z poziomu 0,7 proc. na koniec 2019 roku.
Wpływ na to będzie miała przede wszystkim tzw. tarcza antykryzysowa i wiążące się z nią zapisy typu np. zwolnienia ze składek ZUS czy dopłat do wynagrodzeń pracowników, a zarazem zmniejszenia wpływu z podatków.
Agencja S&P prognozuje, że zadłużenia sektora liczone według metodologii unijnej może skoczyć do 54,1 proc. PKB z ok. 46 proc. PKB w 2019 roku - podaje "Rz".
Jeszcze gorzej prezentować się może rok 2021. To właśnie wtedy gospodarka odczuje skutki tzw. tarczy finansowej. Ogłoszony przed tygodniem program przewiduje, że firmy otrzymają 100 mld złotych pożyczek, z czego do 60 mld złotych będzie mogło być umorzone.
Jak podaje "Rz", umorzenie ma być traktowane jako dług publiczny. Dlatego też Centrum Monitoringu Sytuacji Gospodarczej przy Radzie Przedsiębiorczości ocenia, że tarcza finansowa, w ujęciu unijnym, zwiększy dług o kolejne 4,4 proc. PKB, a deficyt o kolejne 2,7 proc. PKB.
Co to oznacza? Istnieje ryzyko, że dług przekroczy limit ostrzegawczy, który obecnie jest określony na poziomie 55 proc. PKB. W negatywnym scenariuszu przekroczony może być nawet konstytucyjny próg 60 proc. PKB.
Eksperci CMSG wskazują, że rząd w tym wypadku powinien przygotować ocenę stanu finansów publicznych do 2023 roku. W szczególności oszacować powinien, jak tarcze wpłyną np. na kurs walutowy, koszty obsługi zadłużenia, poziom zadłużenia, wiarygodność kredytową Polski itp.
Dlatego też postulują cięcie wydatków państwa już teraz. Wskazują przy tym np. na dodatkowe emerytury (tzw. trzynastki i czternastki) oraz na zahamowanie podnoszenia płacy minimalnej.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Obejrzyj i dowiedz się, jak chronić się przed koronawirusem