W piątek euro było już bardzo blisko psychologicznej bariery 4,70 zł. Na koniec dnia kurs wynosił 4,67. Amerykańskiego dolara wyceniano na 4,11 zł.
Sobota przyniosła kolejne podwyżki. Przed południem za 1 euro płacono już 4,70 zł. Takiego kursu europejskiej waluty nie widzieliśmy od 2009 roku, kiedy to podczas rekordowej sesji kurs wyniósł aż 4,92. Kurs dolara wzrósł z kolei do 4,14 zł.
Słaby złoty
Niedawno pisaliśmy w money.pl o tym, że złoty jest w potrzasku, a splot kilku wydarzeń może go powalić na deski. Kolejny dzień potwierdza obawy.
Zdaniem niektórych ekspertów, przyczynami ostatniego osłabienia polskiej waluty są kryzys na granicy polsko-białoruskiej oraz komunikacja NBP, który nie deklaruje jasno cyklu podwyżek stóp procentowych.
- W pierwszej kwestii moim zdaniem dla rynku ważniejsze są jednak czyny, a tu mamy rozpoczęty proces szybkich podwyżek. Kwestie geopolityczne z kolei zazwyczaj mają bardzo krótkotrwały wpływ i nie wydaje mi się, aby były teraz kluczowe - ocenia w rozmowie z money.pl Przemysław Kwiecień, główny ekonomista XTB.
Nie będzie interwencji NBP
Prezes NBP zaznaczył, że bank centralny w tym roku nie prowadził interwencji na rynku walutowym, jednak wciąż zastrzega sobie do nich prawo.
- Zmiany kursu są rzeczą naturalną. Zastrzegamy sobie jednak prawo do prowadzenia interwencji walutowych, ale nie prowadzimy ich bez wyraźnej potrzeby. Interwencji walutowych nie wykluczają też inne banki centralne, zwłaszcza w mniejszych, otwartych i rozwiniętych gospodarkach. Często też z tego prawa do interwencji korzystają, czasami o wiele mniej wstrzemięźliwie niż NBP. Powtórzę, że w bieżącym roku NBP nie prowadził interwencji, trudno utrzymywać, że działamy w kierunku osłabiania złotego lub też preferujemy słabego złotego - powiedział Glapiński w rozmowie z PAP.