Złoty w stosunku do euro nie był tak tani od 12 lat, czyli od momentu ostatniego kryzysu finansowego. Patrząc na zachowanie naszej waluty można oczekiwać dalszej słabości, choć oczywiście z drugiej strony perspektywy na dalszą część roku oraz kolejne lata nie wydają się być wcale najgorsze.
Niemniej ostatnie trendy związane z mocnym dolarem powodują, że istnieje bardzo duże ryzyko, że za jednego dolara będzie nam niedługo dane płacić ponad 4 złote.
Czytaj więcej: Lockdown szkodzi złotemu. Kurs euro trzeci raz na szczycie - najwyżej od 2009 roku
Bardzo często przypisuje się słabość polskiemu złotemu poprzez słabą sytuację związaną z koronawirusem w Polsce. Śmiertelność należy do najwyższych na świecie i coraz częściej pojawiają się informacje na temat niewydolności systemu zdrowotnego w kraju.
Taka sytuacja może wobec tego prowadzić do dalszych bardzo silnych i restrykcyjnych działań, np. w postaci ograniczenia mobilności czy ograniczenia wymiany z zagranicą. To oczywiście doprowadzi do wzrostu obaw o stabilność wzrostu gospodarczego w Polsce.
Jest to oczywiście duży potencjalny problem, ale istnieją szanse, że uda się tego uniknąć. Z drugiej jednak strony powinniśmy patrzeć na fakty. Para EURPLN znalazła się w zeszłym tygodniu na najwyższych poziomach od 2009 roku. Utrzymanie się takiej sytuacji przez dłuższy czas może doprowadzić do znacznego przyrostu inflacji związanej z importowanymi towarami, a z drugiej strony może doprowadzić do odpływu zagranicznego kapitału.
Słabość złotego powinniśmy wiązać przede wszystkim z działaniami Narodowego Banku Polskiego. Obecnie nie tylko prowadzony jest program skupu aktywów (choć wciąż bardzo skromny w porównaniu do innych banków centralnych w Europie czy na świecie), ale również polityka utrzymywania słabego złotego. W grudniu zeszłego roku, kiedy za euro płaciliśmy ok. 4,40 NBP zdecydował się na interwencje walutowe. Od tego czasu słabość na złotym jest utrzymywana.
Czytaj więcej: Inflacja zjada 500+. Realnie to już 445+ i będzie gorzej
Przez ostatnie 3 lata obserwowaliśmy niemal doskonała korelację z czeską koroną. Od listopada zeszłego roku utrzymywany jest trend spadkowy na EURCZK. Od grudnia obserwujemy sporą dywergencję pomiędzy EURPLN oraz EURCZK. Gdybyśmy nie obserwowali dodatkowych działań ze strony NBP, EURPLN byłby notowany prawdopodobnie w okolicach 4,35, a być może nawet poniżej 4,30.
Nie można w tym miejscu mówić, że złoty traci dodatkowo przez sytuację związaną z koronawirusem, gdyż w Czechach pod wieloma względami jest po prostu gorzej.
Złoty ma przed sobą jeszcze perspektywy osłabienia, choć na koniec roku wraz z potencjalnym ożywieniem gospodarczym na całym świecie powinno być już lepiej. Niemniej obecnie kluczowym czynnikiem wydaje się być dolar oraz amerykańskie rentowności.
Rentowności w USA sięgały już ponad 1,7 proc., a w tym samym czasie rentowności w Polsce to niecałe 1,5 proc. Z drugiej strony widać, że rentowności w Polsce też odbijały od początku roku, choć w tym wypadku może to być związane po prostu z przepływem kapitału za granicę. Wobec tego dalszy wzrost rentowności w Polsce, niekoniecznie może złotemu służyć.
Na ten moment trzeba czekać na poprawę globalnych perspektyw, gdyż biorąc pod uwagę krótkoterminowe czynniki ryzyka dla złotego, nie powinniśmy oczekiwać jego umocnienia. Na ten moment jedynie poprawa sytuacji globalnej jest w stanie poprawić notowania polskiej waluty i dopiero w dalszej części roku możliwa będzie wycena fundamentów w postaci możliwego silniejszego wzrostu gospodarczego.
Na ten moment obserwujemy EURPLN w okolicach 4,6383 zł, USDPLN przy poziomie 3,9341 zł, CHFPLN 4,1965 zł, natomiast GBPPLN przy 5,4253 zł.