Największą ogłoszoną wczoraj zmianą był tzw. forward guidance, czyli to, co banki mówią o przyszłych stopach. W teorii miało być to narzędzie służące lepszej komunikacji, w praktyce stało się kolejnym instrumentem, który ma wybić inwestorom z głowy spekulowanie o jakichkolwiek podwyżkach.
Po podniesieniu celu inflacyjnego z (nieoficjalnych) 1,8 na 2 proc., EBC zapowiedział też, co musi się stać, aby w ogóle można było rozmawiać o podwyżkach.
Warunek to wzrost inflacji w trakcie horyzontu projekcji do minimum 2 proc. i utrzymanie się tam do jej końca. Projekcje są dość krótkie (maksymalnie 3 lata), zatem wzrost musi nastąpić w niedługim okresie i być trwały.
Trwałość wzrostu cen można zrozumieć, chodzi o to, by nie reagować np. na skokowy wzrost cen paliw czy efekty bazy (np. zmiany podatkowe). Problemem jest poziom – po raz ostatni osiągnięty w ten sposób… 20 lat temu. Dla przypomnienia, wtedy Bank zareagował podwyżkami z… 3 do 4,75 proc.!
Zobacz też: Ceny kawy najwyżej od 2014 roku
Pokazywałem już na przykładzie Banku Japonii jak nieskuteczna i szkodliwa jest taka polityka, nie ma sensu się zatem nad tym ponownie rozwodzić. Cel inflacyjny powinien odpowiadać oczekiwanej inflacji w momencie, gdy gospodarka jest w równowadze, a w strefie euro jest to obecnie zdecydowanie mniej niż 2 proc. (bardziej są to okolice 1 proc.) – dodruk pieniądza nie może być alternatywą dla reform gospodarczych.
Ale dla rynków oczywiście taki stan rzeczy jest na rękę. Nawet jeśli część inwestorów wzdryga się na myśl o możliwych długoterminowych konsekwencjach, na dziś dzień oznacza to po prostu polowanie na stopy zwrotu i to właśnie widzimy. W USA pomogły dodatkowo wyniki spółek z segmentu social media (Twitter i SnapChat) i Nasdaq100 ponownie testuje historyczny poziom 15000 pkt.
Na rynku walutowym nie mamy wielkich zmian. Eurodolar ostatecznie skończył czwartek niżej – dla niej większe znaczenie ma to, co robi Fed (kolejna decyzja w przyszłym tygodniu). Inwestorzy i tak nie oczekiwali większych zmian rynkowych stóp w Europie.
Powrót euforii na rynki nieco pomógł złotemu, ale tylko nieco, nadal pozostaje on słaby. Dziś czekamy na wstępne indeksy PMI, m.in. ze strefy euro (10.00), Wielkiej Brytanii (10.30) i USA (15.45). O 8.25 euro kosztuje 4,5671 złotego, dolar 3,8802 złotego, frank 4,2175 złotego, zaś funt 5,3369 złotego.