Corocznie mamy do czynienia z medialną nagonką dotyczącą tego, co bankierzy centralni mogą zakomunikować na tym wydarzeniu. Jest to związane z kilkoma przemówieniami ówczesnego szefa Fed, Bena Bernanke, który ze względu na wydarzenia gospodarcze zbiegające się z sympozjum, mówił o działaniach banku centralnego właśnie tam.
Tym razem zgodnie z retoryką, którą stosuje Powell od jakiegoś czasu, nie było fajerwerków. Powell przez większość wystąpienia mówił o problemach, z jakimi musiała borykać się gospodarka oraz inflacją, która owszem jest wysoka, ale najprawdopodobniej przejściowa.
Szef Fedu skupił się właśnie na dynamice cen, wskazując, że w pewnym czasie inflacja dotrze do celu. Rynki bardzo wyraźnie oceniły wystąpienie Powella. Dolar mocno stracił, rentowności spadły, złoto w górę, a Wall Street wyznaczyło nowe historyczne szczyty.
Rynek od pewnego czasu wskazywał, wspierając się słowami pozostałych bankierów, że zmiana w polityce monetarnej w Stanach Zjednoczonych nadchodzi i obecne wydarzenie jest doskonałą okazją do ich ogłoszenia. Tak się jednak nie stało. Oczywiście sam Powell w trakcie swojego wystąpienia powiedział, że jest właściwe, aby ograniczanie programu QE rozpoczęło się w tym roku.
To jednak wskazuje, że będzie to raczej bardzo późna końcówka roku i nawet jeśli dojdzie do realnej komunikacji takiego ruchu we wrześniu, rynki nie będą już reagować dynamicznie.
Na ten moment mamy w zasadzie deklaracje, że jak wszystko będzie dobrze i pozostała część bankierów uzna, że sytuacja się poprawiła, Fed rozpocznie ograniczanie programu QE. Co musi się stać, żeby do tego doszło? Kolejne dane z rynku pracy muszą pokazać się od naprawdę dobrej strony.
Myślę, że wzrost zatrudnienia musi wynieść przynajmniej 800 tys., aby Fed był zadowolony z progresu. Co więcej, wiele bankierów mówi, że chce zobaczyć dane za wrzesień i dopiero wtedy podjąć decyzję. To wszystko sugeruje, że we wrześniu będziemy mieli sugestię o rozmowach, w listopadzie ogłoszenie taperingu oraz w grudniu jego faktyczne rozpoczęcie.
Tak czy inaczej, wciąż ze stwierdzeniem przejściowej inflacji, nie powinniśmy oczekiwać rychłych podwyżek stóp procentowych, tak jak na to wskazuje Bullard (połowa przyszłego roku).
Oczywiście kluczowym czynnikiem będzie połączenie sytuacji na rynku pracy, inflacji oraz siły konsumentów. Na ten moment rynki wiedzą jednak, że nie warto martwić się na zapas. W najbliższy piątek dane NFP, gdzie oczekiwania wskazują na odczyt powyżej 700 tys. nowo zatrudnionych.