Piątek przyniósł silniejszego dolara wobec euro (eurodolar ponownie przesunął się bliżej 1,16) oraz względnie stabilne notowania złotego wobec euro (złoty oscylował wokół 4,55 za euro).
Głównym wydarzeniem w piątek na rynkach walutowych były publikacje sierpniowych danych o podaży pieniądza M3 ze strefy euro (9,5 proc. rok do roku vs. oczekiwane 10,2 proc. oraz 10,1 proc. poprzednio) oraz zamówień na dobra trwałe z USA (0,4 proc. w skali miesiąc do miesiąca vs. oczekiwane 1,5 proc. oraz 11,7 proc. poprzednio).
O ile w przypadku polskiego złotego słabsze tempo przyrostu podaży pieniądza M3 było w stanie przynajmniej tymczasowo umocnić złotego (wzrost tego wskaźnika jest jednym z "efektów ubocznych” prowadzonego przez NBP skupu krajowych aktywów, więc słabszy jego wzrost = potencjalnie mniejszy przyrost podaży złotego na rynku finansowym), o tyle w przypadku kursu euro wobec dolara, przy interpretacji analogicznych danych rynek skupił się przede wszystkim, na kwestii ich wpływu na dalszy przebieg koniunktury.
Spadający kredyt, zwiększył więc obawy rynków o dalsze spowolnienie ożywienia gospodarczego w strefie euro i mniejszą skuteczność działań Europejskiego Banku Centralnego.
W rezultacie informacja ta nie była w stanie pomóc notowaniom euro wobec dolara, nawet pomimo faktu, że zamówienia na dobra trwałe w USA w sierpniu okazały się niższe od oczekiwań.
Odkąd rynek przekonał się, że pomimo braku dodatkowego wsparcia fiskalnego sytuacja amerykańskiej gospodarki nie pogorszyła się bardziej niż ma to miejsce w Europie, zaufanie do amerykańskiego dolara zostało przywrócone i ponownie jest on chętnie kupowaną walutą w okresach narastającej na globalnych rynkach niechęci wobec ryzyka.
W obecnym tygodniu szereg publikowanych danych inflacyjnych z Polski, strefy euro i USA powinien potwierdzić rosnącą presję na spadek cen w Europie, utwierdzając rynki w przekonaniu, że wyjściowe uwarunkowania gospodarcze w strefie euro (presja deflacyjna), w obliczu prawdopodobnej "drugiej fali” epidemii COVID-19 w okresie jesienno-zimowym, mogą być gorsze od tych w USA.