Funt był wiosną faworytem inwestorów, gdyż problemy dolara (nadpłynność) w połączeniu z szybkim tempem szczepień na Wyspach dawały jasną perspektywę normalizacji.
Jednak od posiedzenia Fed dolar zaczął odrabiać straty, a funt z kolei ma pewne problemy – przede wszystkim wzrost zachorowań na COVID, który już przesądził o przesunięciu pełnego luzowania o miesiąc czasu.
Ten fakt może powstrzymać zapędy banku centralnego do komunikowania zmian. Do tej pory przedstawiciele Banku byli ostrożni, choć rynek zaczął wyceniać już podwyżkę na przyszły rok. Wydaje się jednak, że Bank poczeka na pełne otwarcie i jego efekty w gospodarce. Decyzja o godzinie 13.00.
O ile Fed i Bank Anglii debatują nad odległą przyszłością, o tyle w krajach naszego regionu stopy procentowe rosną już teraz. Po podwyżce na Węgrzech we wtorek (do 0,9 proc.), wczoraj stopy podniósł Bank Czech (o 25pb do 0,5 proc.), sygnalizując jednocześnie (podobnie jak na Węgrzech), że nie jest to jednorazowa podwyżka. To może pomagać walutom tych krajów, choć ze względu na postawę RPP złoty może na tym nie skorzystać.
Rynki globalne są w delikatnym uśpieniu, w które wprawili je przedstawiciele Fed, tonując piątkowe wypowiedzi Jamesa Bullarda i dając jasno do zrozumienia, że nie będzie spieszyć im się choćby z ograniczeniem dodruku (nie mówiąc o podwyżkach).
Ta narracja nie zmienia się, mimo iż kolejne dane – tu wczoraj opublikowane wstępne PMI za czerwiec – pokazują mocną koniunkturę, presję cenową i problemy firm ze znalezieniem pracowników.
W tym kontekście narracja Fed, iż rekordowy dodruk jest potrzebny do wsparcia rynku pracy to co najmniej delikatne nieporozumienie (inne określenia proszę sobie dopisać samemu). Czy zmienią to kolejne cztery wystąpienia (Harker, Bostic, Williams, Bullard) przewidziane na dziś? Wątpliwe.
Początek handlu w czwartek jest dość spokojny, choć złoty nie radzi sobie dobrze. O 8:10 euro kosztuje 4,5316 złotego, dolar 3,7991 złotego, frank 4,1344 złotego, zaś funt 5,3055 złotego.