Koronawirus zaraził złotego. Polska waluta od pewnego czasu słabnie i póki co nie widać lekarstwa, które byłoby w stanie postawić ją na nogi. Inwestorzy pozbywają się złotówek a w zamian kupują euro, dolary czy franki, co skutkuje wzrostem kursów tych walut.
To już czwarty dzień z rzędy, gdy w górę idą notowania franka szwajcarskiego. Dla osób spłacających kredyty może się to kojarzyć z sytuacją panującą na rynkach w styczniu 2015 roku, gdy niespodziewanie kursy wystrzeliły w górę. Wtedy w najgorszym momencie frank dobijał do 5,19 zł. Tak źle teraz nie jest, ale od "czarnego czwartku" nie zdarzyło się by frank kosztował 4,37 zł. A w czwartek osiągnął ten poziom.
W ciągu ostatnich kilkunastu godzin kurs wzrósł z 4,24 o 4,37 zł, a więc aż o 13 groszy. Przez cały luty nie obserwowaliśmy tak dużych wahań jak w czwartek. Wtedy szwajcarska waluta kosztowała około 3,95-4,05 zł.
Dla frankowiczów oznacza to nic innego jak wzrost rat w przeliczeniu na złotówki. W porównaniu z początkiem roku w związku z kursem wymiany mogą być wyższe o blisko 12 proc.
Czytaj więcej: Koronawirus. Francja gotowa do nacjonalizacji firm
Dolar i euro też mocniejsze
Podobnie wygląda sytuacja na dolarze. Po północy kurs wynosił około 4,10 zł, a przed południem przekroczył na chwilę 4,27 zł. Ostatni raz widzieliśmy podobne poziomy pod koniec 2016 roku. Od 9 marca, czyli momentu, w którym dolar rozpoczął marsz w górę, kurs skoczył o prawie 50 groszy.
Mniej wzrósł kurs euro, bo w porównaniu do sytuacji sprzed kilkunastu godzin wspólna waluta zyskała około 10 groszy, ale za to w czwartek osiągnęła poziom niewidziany od ponad dekady. Stało się to po przekroczeniu granicy 4,60 zł (przed godziną 10:00).
Około godziny 14:30 kurs był już kilka groszy niższy, ale dalej około 1 proc. wyżej niż w środę i prawie 7 proc. w porównaniu z początkiem roku. W pierwszych dniach stycznia euro można było kupić na rynku forex po 4,25 zł.
Historia się powtarza
- W ostatnich komentarzach wskazywałem, że istnieje ryzyko osłabienia złotego, choć miałem nadzieję, że nie powtórzymy scenariusza sprzed 12 lat. Niestety na ten moment idziemy dokładnie tymi śladami - komentuje sytuację Przemysław Kwiecień, główny ekonomista XTB.
- Globalny system finansowy opiera się na dolarze i kiedy finansowanie w amerykańskiej walucie przestaje płynąć, staje cały system i to właśnie obserwujemy. Efekt jest taki, że podmioty nie mogące odnowić kredytów i zabezpieczeń w dolarach zmuszone są kupować walutę na rynku spot, powodując bardzo szybki wzrost jej ceny. W takiej sytuacji wszelkie zależności funkcjonujące w normalnych czasach przestają obowiązywać - komentuje.
Ekspert przypomina, że z potężnymi wahaniami kursowymi mieliśmy od czynienia w latach 2008-2010, a teraz ilość długu dolarowego jest praktycznie dwukrotnie większa. Banki centralne z jednej strony są mądrzejsze o tamtą lekcję, Fed dużo szybciej uruchomił linie z dolarami (transakcje swap) dla innych banków centralnych, a te próbują przekazywać je dalej. Ale na razie to nie pomaga.
Wygrani i przegrani
Kto korzysta na wzroście kursów walut? Zadowoleni mogą być wszyscy ci, którzy kupili na wyjazdy wakacyjne obcą walutę i zostało im trochę pieniędzy aż do teraz. Ze wzrostu kursu cieszą się też eksporterzy, którzy dostając zapłatę za towary w euro czy dolarach po przeliczeniu na złote będą mieli więcej.
To co jest korzystne dla eksporterów jest złe dla importerów. Przedsiębiorcy sprowadzający towary z innych krajów poniosą teraz znacznie wyższe koszty. To finalnie może się też odbić na konsumentach. Gdyby sytuacja na rynku walut utrzymała się dłużej, ceny importowanych produktów na półkach sklepowych mogą wzrosnąć.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie