Na rynku utrzymują się obawy co do perspektyw gospodarczych. Inwestorzy mają na uwadze sytuację epidemiczną w USA oraz nowe ogniska chorych m.in. w Tokio i Melbourne. Choć zapewne żaden rząd nie zdecyduje się na kolejny, pełny lockdown, a jedynie na zamykanie obszarów z ogniskami zarażeń, to jednak wśród konsumentów mogą zacząć brać górę zachowania ostrożnościowe, co uderzy w popyt wewnętrzny.
Rosnąca niepewność powoduje, że waluty rynków wschodzących, do których należy złoty, pozostają pod presją. W środę złotego nadal cechowała słabość i jeszcze podczas sesji europejskiej kurs euro testował kolejne maksimum, przebijając opór na 4,48 zł.
Biorąc pod uwagę pogarszający się stan finansów państwa (w 2020 roku zapowiada się rekordowy deficyt) oraz niechęć Rady Polityki Pieniężnej do silniejszego złotego, można spodziewać się ruchu euro w kierunku 4,50 zł, zanim waluta nasza zacznie umacniać się. Jednym z ryzyk dla kwartalnej prognozy PKO BP, która zakłada euro na poziomie 4,43 zł, jest rozprzestrzeniająca się pandemia koronawirusa, która może nasilić awersję wobec aktywów rynków wschodzących.
Na rynku głównej pary walutowej, kurs eurodolara po raz kolejny przebił 1,13. Rynkiem głównie kierują pojawiające się informacje o stanie epidemicznym na świecie, od którego uzależnia się ścieżki rozwoju gospodarek USA i strefy euro oraz krajów azjatyckich.
Wśród części uczestników rynku dominuje przekonanie, że dalsze rozprzestrzenianie się koronawirusa może ponownie zdusić odbicie w Stanach Zjednoczonych. Jeśli obawy wzrosną, dolar jako waluta bezpieczna ponownie stałaby się poszukiwanym przez inwestorów aktywem. Na razie jednak pozostaje pod presją przenoszenia kapitału z USA do Azji z uwagi na różnice w zakresie opanowania pandemii (tylko od początku miesiąca chiński indeks CSI300 zyskał 14,7 proc. i dzięki temu znalazł się najwyżej od ponad pięciu lat).
W środę, Christine Lagarde stwierdziła, że na kolejnym posiedzeniu władz monetarnych utrzymany zostanie dotychczasowy kierunek polityki, po tym jak jego potężny bodziec ratunkowy pomógł uspokoić rynki. W opinii szefowej Europejskiego Banku Centralnego, środki podjęte w wyniku pandemii "pokazały swoją skuteczność” i teraz EBC ma czas na ocenę ich wpływu na gospodarkę (według wiceprezesa banku Luisa de Guindos w drugim kwartalePKB strefy euro mogło spaść mniej niż prognozowano).
Zobacz też: Polak pracuje krócej i dostanie niższą emeryturę. Islandczyk w pracy spędzi blisko 46 lat
Może to oznaczać, że w najbliższym czasie ze strony banku centralnego strefy euro raczej nie należy oczekiwać podejmowania nowych kroków w celu wsparcia gospodarki w walce z negatywnymi skutkami pandemii COVID-19. Również w USA inwestorzy czekają na kolejną serię danych makro odzwierciedlających kondycję gospodarki po ustaniu doraźnej pomocy rządowej.
W środę kalendarz publikacji gospodarczych nie zawierał kluczowych pozycji. W centrum uwagi krajowych graczy mogły znaleźć się jedynie dane o inflacji na Węgrzech za czerwiec, które tradycyjnie dają wskazówkę, co do trendu cen żywności w regionie. Słabsze od oczekiwanych dane (w czerwcu CPI na poziomie 2,9 proc. rok do roku wobec prognozowanych 3 proc.), wskazują na możliwy powrót do trendu spadkowego cen żywności w Europie Środkowo-Wschodniej.
Aby utrzymać stabilność cen i wspierać ożywienie wzrostu gospodarczego w czerwcu Bank Węgier niespodziewanie obniżył swoją główną stopę procentową o 15 pb do 0,75 proc. Wiceprezes banku poinformował później, że główna stopa procentowa może zostać w tym miesiącu ponownie obniżona o 15 pb. Narodowy Bank Węgier prognozuje, że inflacja wyniesie 3,2–3,3 proc. w 2020 roku i 2021 roku. W ocenie banku, obecnie występują silne efekty dezinflacyjne, a oczekiwania dotyczące wzrostu cen konsumpcyjnych spadły znacząco.
Joanna Bachert, PKO BP
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie