Wśród inwestorów rośnie więc zainteresowanie bardziej ryzykownymi aktywami, co sprzyja polskiej walucie. Rynki oczekują bowiem silniejszego fiskalnego wsparcia dla gospodarki USA po tym, jak Demokraci wygrali walkę o Senat.
Czwartkowa sesja przyniosła podtrzymanie silniejszych notowań złotego. Sprzyjało temu większe zainteresowanie bardziej ryzykownymi aktywami.
W czwartek, podczas sesji w Europie, kurs złotego wobec euro spadał nawet poniżej poziomu 4,50. Na koniec dnia odbił do ok. 4,516 i w tych okolicach pozostaje w piątek przed południem.
Na wartości zyskiwały też inne waluty rynków wschodzących, do których należy złoty. Wśród inwestorów rosną bowiem oczekiwania, że Stany Zjednoczone przyjmą bardziej ekspansywną politykę fiskalną po tym, jak Demokraci wygrali walkę o Senat, co pozwala im kontrolować obie izby amerykańskiego parlamentu.
Zobacz też: Interwencje NBP mogły dać bankowi wielomiliardowe zyski. "Taka polityka zachęca do spekulacji"
Utrzymanie relatywnie słabego dolara, z eurodolarem w czwartek przekraczającym 1,23 to też wynik publikacji słabych odczytów dotyczących handlu zagranicznego USA (w listopadzie deficyt na poziomie 68,1 mld dolarów), które przy dalszym utrzymywaniu przez administrację waszyngtońską luźnej polityki fiskalnej mogą się jeszcze pogarszać.
W kraju GUS opublikował grudniowe dane inflacyjne. Choć wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych na poziomie 2,3 proc. rok do roku okazał się niższy od prognozowanych 2,6 proc., nie miał wpływu na notowania złotego.
Zobacz też: Answear.com zadebiutował na giełdzie. Na starcie 20 procent zysku i na tym nie koniec
Zmiany cen pozostaną jednak nadal istotnym czynnikiem dla naszej waluty. Jeszcze na początku 2021 roku inflacja w Polsce może utrzymywać się na niskim poziomie, jednak przez większą część roku wskaźnik inflacji konsumenckiej powinien pozostać w okolicach 3 proc. rok do roku.
Co prawda indeks będzie mieścił się w granicach celu NBP, ale nadal będzie to poziom wysoki w porównaniu z innymi krajami UE borykającymi się z widmem deflacji, czyli spadku cen.
W ubiegłym roku stopy procentowe w Polsce zostały obniżone do rekordowo niskiego poziomu (0,10 proc. dla stopy referencyjnej) z powodu pandemii i mogą nadal spadać, zgodnie z sugestią prezesa NBP w związku z możliwą trzecią falą pandemii COVID-19 w Polsce podczas miesięcy zimowych.
Oczekiwane wyższe ceny konsumpcyjne w połączeniu z bliską zeru stopą procentową (bądź wręcz zerową, gdyż ryzyko realizacji takiego scenariusza wzrosło) sprawią, że realne stopy procentowe w Polsce będą silnie ujemne w porównaniu z innymi krajami regionu, co może zmniejszać atrakcyjność złotego w oczach inwestorów zagranicznych.
Z kolei wczorajsza publikacja NBP danych dotyczące poziomu rezerw walutowych (wzrost w grudniu do najwyższego w historii poziomu ponad 125,6 mld euro) częściowo mogła potwierdzić przypuszczenia, że zeszłoroczne interwencyjne osłabianie złotego, obok obaw o gospodarkę, rzeczywiście związane było też z chęcią podniesienia wyniku banku centralnego na koniec roku.
Interwencje prawdopodobnie trwały tylko do przedpołudnia 31 grudnia (kiedy ustalany był fixing) i od tego czasu kurs złotego wobec euro zaczął systematycznie obniżać się (ze szczytu na poziomie blisko 4,62). Ustawowo 95 proc. zysku NBP trafia bowiem do budżetu państwa.
W najbliższych dniach kurs złotego wobec euro może próbować schodzić do/poniżej 4,50, jednak w pierwszym kwartale 2021 roku trwałe złamanie tego poziomu wydaje się mało prawdopodobne. Przy wysokim potencjale do utrzymywania się niższych względem euro notowań dolara, hamulcem umocnienia złotego (obok możliwych kolejnych interwencji NBP) będzie też obawa o stan epidemiczny na świecie, który może ograniczać skalę ożywienia gospodarczego w pierwszym kwartale tego roku a w konsekwencji pogarszać nastroje na rynkach wschodzących, w tym względem polskiej waluty.
Autor: Joanna Bachert, PKO BP