Amerykanie przeprowadzili ciekawy eksperyment. Okazuje się, że gdy rozdać ludziom pieniądze, które na dodatek mogą wydać, bo sklepy nie są zamknięte, ci pójdą do sklepów i je wydadzą. Ten eksperyment za chwilę zostanie powtórzony na dużo większą skalę. Spekulacje na temat przegrzania gospodarki zaczynają być coraz powszechniejsze.
Sprzedaż detaliczna w USA wzrosła w styczniu o 5,9 proc. miesiąc do miesiąca, podczas gdy rynek oczekiwał jedynie 1 proc. wzrostu. Dlaczego konsensus był tak niski? Po części usprawiedliwiają to raporty banków pokazujące brak przyspieszenia wydatków z kart kredytowych.
Z drugiej strony jeśli Amerykanie dostali gotówkę… po co korzystać z karty kredytowej? Tak czy owak dzięki czekom Trumpa – tak Trumpa, bo na razie wydawane są skromne 600 dolarowe czeki, sprzedaż w ujęciu rocznym wzrosła o atomowe ponad 7,4 proc.
Takiego wzrostu sprzedaży USA nie widziała od niemal 10 lat – uprzednio sprzedaż rosła tak mocno w 2011 roku, kiedy gospodarka weszła na wysokie obroty po kryzysie z 2008 roku. Zajęło to dobre dwa lata i nie potrzebne było destrukcyjne na dłuższą metę rozdawnictwo tej skali.
A to przecież tylko preludium. Za chwilę uśmiechnięty Joe Biden roześle obywatelom po dodatkowych 1400 dolarów, bo 600 to za mało (tak, wiem, że jestem sarkastyczny, ale gdy mekka wolnego rynku staje się pod kolejnym względem oazą socjalizmu można płakać lub śmiać się – wybieram to drugie) i sprzedaż eksploduje, zostawiając styczniowy wynik daleko we wstecznym lusterku, bo dojdzie jeszcze potężny efekt bazy z załamania z wiosny 2020.
Zobacz też: O luzowaniu obostrzeń trzeba zapomnieć. Kilkanaście dni dzieli nas od progów zaostrzania
Co ciekawe, reakcja rynków była bardzo niejednoznaczna, tak jakby inwestorzy byli w lekkim szoku. Dane są oczywiście świetne, ale duzi gracze wiedzą o co toczy się gra. Skoro pieniądze są wydawane, to znaczy, że nie trafią na konta Robinhooda w celu zakupu akcji.
Co jednak istotniejsze, zbyt duży popyt przy bardzo silnym wzroście kosztów oznacza ryzyko mocnego wzrostu inflacji, który może nie okazać się przejściowy. Firmy z pewnością stoją w blokach startowych aby przerzucić koszty pandemii na klienta, a wysoki popyt im to ułatwi. Może się zatem okazać, że wzrost inflacji w USA nie będzie jedynie przejściowych efektem niskiej bazy roku 2020.
Na razie rynek jest w fazie lekkiego niedowierzania. Paradoksalnie rentowności długu po danych nieco nawet spadły (wyglądało to wręcz jakby Fed interweniował na rynku). Jednak jeśli kolejne dane będą wpisywać się w ten pro-inflacyjny obraz, powinny szybko rosnąć, pomagając też dolarowi.
Zobacz też: Afera Retail Parks Fund. Poszkodowani szukają sprawiedliwości i chcą od banku 90 mln zł
Czwartkowy kalendarz zapowiada się bardzo intensywnie. O 12:00 - decyzja Banku Turcji, który poprzez bardzo wysokie stopy procentowe (17 proc. !!!) nadal przyciąga kapitał spekulacyjny do liry. O 13.30 poznamy protokół EBC, który co prawda ostatnio straszył rynki możliwością obniżki stóp, ale wydaje się to mało realnym scenariuszem.
O 14.00 mamy wystąpienie Brainard z Fed i po wczorajszych danych wystąpienia FOMC zdecydowanie nabierają wagi. Seria danych z USA obejmuje rynek domów, nowych bezrobotnych oraz indeks z Filadelfii (wszystkie o 14.30), a także dane o zapasach paliw (17.00). O 8.50 euro kosztuje 4,4972 złotego, dolar 3,7322 złotego, frank 4,1538 złotego, zaś funt 5,1748 złotego.