Najlepszą analogią będą chyba anomalie pogodowe. Czasem mamy sytuację, gdy część Polski jest skuta zimą, podczas gdy druga część ma wiosnę. A może jeszcze dosadniej po prawej leje deszcze, po lewej świeci słońce.
Tak wczoraj wyglądały rynki. Rosnące rentowności długu z jednej strony coraz bardziej umacniają dolara. Zwykle jest to zły omen – dolar umacnia się najczęściej w kryzysowych sytuacjach.
Wczoraj widać to było bardzo wyraźnie na rynku walut wschodzących, które traciły solidarnie, przykładowo turecka lira (ostatnio faworyt inwestorów) nawet 3 proc. Rykoszetem dostawały takie rynki jak złoto oraz wygrany minionego roku, czyli rynek spółek technologicznych.
Zwykle tak wyraźne umocnienie dolara oznacza kompletny odwrót od ryzyka, jednak wczoraj ewidentnie tak nie było. Widać to było na indeksach Dax30, czy DJIA30, które osiągnęły historyczne maksima, ten pierwszy po potężnych wzrostach.
Zobacz też: Rekordowe ceny mieszkań w Warszawie i Krakowie. Duże zmiany w innych miastach
Na rynku jest nadal dużo płynności i kapitał raczej jest przenoszony w miejsca, które powinny teoretycznie poradzić sobie lepiej w środowisku wyższych stóp procentowych (dla wyjaśnienia, wyższe stopy szczególnie szkodzą spółkom technologicznym, których wyceny bazują na oczekiwaniach dotyczących przyszłych zysków – wyższa stopa sprawia, że wartość bieżąca tych zysków jest niższa).
Z pewnością dla sentymentu nadal nie bez znaczenia są „czeki Bidena” – proces legislacyjny dobiega końca i wypłaty powinny rozpocząć się lada moment. Panuje oczekiwanie, że przynajmniej część z tych pieniędzy trafi na giełdę, choć jednocześnie wzrost wydatków może podbić inflację.
Złoty po kilku dniach wyraźnego osłabienia łapie oddech. Sprzyja dotarcie do bariery 4,60 na parze euro/złoty oraz wsparcie 1,1840 na eurodolarze, które przynajmniej na razie zatrzymało umocnienie dolara. O 8.50 euro kosztuje 4,5919 złotego, dolar 3,8647 złotego, frank 4,1378 złotego, zaś funt 5,3628 złotego.