O tym, że to prof. Tyrowicz dołączy do RPP, poinformowało w czwartek RMF FM. O tej kandydaturze wspominano już wcześniej, jednak oficjalnego potwierdzenia dotychczas nie ma.
Miejsce w Radzie Polityki Pieniężnej zwalnia się po tym, jak Rafał Sura złożył na ręce marszałka Senatu rezygnację z pełnienia funkcji członka RPP. Kadencja Sury miała się zakończyć w listopadzie, jednak zdecydował on o wcześniejszym odejściu. Na jego miejsce nowego kandydata wyznaczy Senat, w którym większość ma opozycja.
Kandydatka niemal murowana
Senat już w ubiegłym roku wskazywał Tyrowicz jako następczynię Sury, jednak oficjalne decyzje ostatecznie nie zapadły. W poniedziałek przewodniczący senackiej Komisji Budżetu i Finansów Publicznych Kazimierz Kleina nie wykluczył w rozmowie z PAP Biznes, że w miejsce Tyrowicz pojawi się inna kandydatura.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Musimy poczekać, to wymaga mądrych i roztropnych uzgodnień. Nie wykluczam kandydatury Tyrowicz, ale sprawy biegną szybko i być może będzie potrzebne pewne odświeżenie - powiedział Kleina.
W skład RPP wchodzi przewodniczący, którym jest prezes NBP oraz 9 członków powoływanych w równej liczbie przez prezydenta, Sejm i Senat. Senat powołuje i odwołuje członków RPP bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby senatorów.
Zwolenniczka walki z inflacją
Prof. Tyrowicz od wielu lat jest konsultantką Banku Światowego, zajmuje się ekonomią rynku pracy. Jest również współzałożycielką ośrodka badawczego GRAPE. Już wcześniej pracowała w Narodowym Banku Polskim, z którego została usunięta przez ekipę Adama Glapińskiego. Należy jednak do zwolenników zdecydowanej walki z inflacją, czego wyraz dawała w wielu wypowiedziach.
W rozmowie z money.pl wprost mówiła o "biciu na alarm" w momencie szybkiego wzrostu poziomu płac i nienadążającej za nią wydajności.
- Od 2017 roku, przez pierwszych kilka kwartałów, płace "nadrabiały zaległości" i doganiały wydajność. Od pewnego czasu jednak szala przechyliła się w przeciwną stronę. Dlatego na alarm bić zaczynają ekonomiści: gdy płace rosną szybciej niż wydajność przez dłuższy czas, pojawia się inflacja. Im większy rozziew pomiędzy nimi, tym większa presja na wzrost cen. Koszt tego braku koordynacji zapłacimy wszyscy. Bo żeby przywrócić równowagę w gospodarce, bank centralny będzie musiał reagować dużo silniej: podnieść stopy procentowe bardziej i na dłuższy okres - tłumaczyła ekonomistka.