Eryk Łon na łamach portalu Radio Maryja opublikował swoje przemyślenia na temat polityki pieniężnej prowadzonej przez RPP, której jest członkiem. Odniósł się m.in. do kwestii stóp procentowych, od których zależy oprocentowanie lokat i kredytów oferowanych klientom banków.
Od zawsze słynął on z bardzo "luźnego" nastawienia do polityki pieniężnej i zachęcał do obniżek stóp procentowych. Choć już główna stawka jest na praktycznie zerowym poziomie, dalej nie wyklucza kolejnych cięć. Stawia jednak warunek.
Czytaj więcej: Rekordowe ceny mieszkań w Warszawie i Krakowie. Duże zmiany w innych miastach
"Wprawdzie uważam, że prawdopodobieństwo ożywienia w tym roku w naszym kraju jest dość znaczne, ale nie mogę wykluczyć, że gdyby okazało się, że sytuacja epidemiologiczna w Polsce byłaby w najbliższych miesiącach stosunkowo niekorzystna, mogłoby to istotne opóźnić tempo odmrażania gospodarki. Wówczas nie wykluczam, że gotów jestem rozważyć możliwość złożenia wniosku o obniżkę stóp procentowych" - pisze ekonomista.
Jednocześnie wyraźnie podkreśla, że ma nadzieję, iż do tego nie dojdzie. Wierzy, że polska gospodarka wróci szybko na ścieżkę wzrostu sprzed pandemii.
"Warto być w polityce pieniężnej elastycznym i pomysłowym" - podkreśla.
Dodał, że warto pomyśleć nad skonstruowaniem nowych "sprytnych" instrumentów w polityce pieniężnej, które mogą się przydać w reagowaniu na kolejne zjawiska kryzysowe, które w przyszłości nadejdą.
Większa akceptacja dla podwyżek cen
Ekonomista nie boi się składać wniosków, nawet bez wparcia innych członków RPP. Świadczy o tym inicjatywa dotycząca zmian w celu inflacyjnym. Od lat NBP przyjmuje, że docelowo ceny dla stabilnego rozwoju gospodarki powinny rosnąć w tempie 2,5 proc. w skali roku. Dopuszcza jednak odchylenia dla inflacji po +/- 1 pkt proc.
Czytaj więcej: Prezes NBP nie widzi problemu rosnących cen. "Prawdopodobieństwo podwyżek stóp równe zero"
Łon wnioskował zaś o poszerzenie dopuszczalnego pasma odchyleń celu inflacyjnego do +/- 2 pkt. proc. Tym samym górną akceptowalną granicą dla inflacji byłby poziom 4,5 proc. (2,5+2), a nie obecne 3,5 proc. (2,5+1). Przez to bank dopuszczałby wyraźnie większe podwyżki cen.
"Uczyniłem tak kierując się przekonaniem o istnieniu potrzeby poszerzenia swobody decyzyjnej naszego banku centralnego. Ponadto kierowało mną przekonanie, że skoro w przeszłości inflacja konsumpcyjna przekraczała czasami poziom 3,5 proc., a czasami była niższa od 0,5 proc., to poszerzenie dopuszczalnego pasma odchyleń byłoby swoistym potwierdzeniem rzeczywistości inflacyjnej w naszym kraju" - tłumaczy.
Wniosek ekonomisty poparł jednak jedynie on sam.