Ryzyko różne ma twarze, jedni są bardziej narażeni na zmiany cen instrumentów w które inwestują, drudzy boją się zmian w makroekonomii i na rynku walutowym. Wiele osób pomimo uniknięcia tych rodzajów ryzyka wpada w pułapkę niewypłacalności rywala i ponosi skutki ryzyka kredytowego, Jeszcze inni są wrażliwi na zmianę stóp procentowych NBP, czy stopy inflacji.
Ryzyko, na które jesteśmy narażeni zależy więc od zawartości naszego portfela lokat i inwestycji. Może być tak, że niektóre rodzaje ryzyka nas nie dotyczą bezpośrednio i nie musimy się nimi przejmować. Jednak w długim okresie, wszystkie rodzaje ryzyka mają wobec siebie jakieś mechanizmy łączące i spajające i w pewnym sensie efekt jednego rodzaju ryzyka z opóźnieniem i osłabieniem przechodzi na inne rodzaje ryzyka poprzez skomplikowany system powiązań gospodarczych.
Ryzyko zmiany ceny instrumentu wskazuje na niepewność wysokości kursu instrumentu w przyszłości z uwagi na jego przeszłe zachowanie. Jeśli kurs w przeszłości znany był z szerokiego pasma wahań, dużej wariancji i braku wyraźnej tendencji czy trendu, to można założyć, że i w przyszłości równie nie przewidywalnie będzie się zachowywał.
Jeśli kurs natomiast zawsze był stabilny, zmieniał się rzadko i niewielką wartość, z góry można było określić jego tendencję do wzrostu czy spadku, to wówczas można i w przyszłości mieć przypuszczenie co do jego łagodności i możliwości projekcji.
Ryzyko walutowe dotyczy rzecz jasna zmian kursu walutowego i ich wpływu na postrzeganie wartości uzyskiwanego przez nas zysku. Cóż z tego że trzymając oszczędności na koncie w USD zarobiliśmy ok. 2% w ostatnim roku, skoro teraz musimy wymienić te USD na złote po kursie o10% niekorzystnym. Pewny zysk z lokaty okazał niewystarczający dla powetowania strat z uwagi na ryzyko walutowe. Jeśli jednak złoty zamiast się umacniać osłabłby o 10% mielibyśmy ekstra premię za poniesione ryzyko walutowe.
Ryzyko kredytowe dotyczy niedotrzymania przez partnera od interesów warunków przegranej przez niego umowy. Dajmy na to, że zainwestowaliśmy w obligacje Stoczni Szczecińskiej. Jeśli nawet na papierze stocznia winna nam wypłacić solidne odsetki, to i tak z uwagi na swoje bankructwo nie wypłaci nam nie tylko odsetek ale i samej kwoty pożyczonej. Padliśmy ofiarą ryzyka kredytowego.
Ryzyko płynności, to ryzyko niemożności realizacji transakcji z uwagi na ograniczoną przepustowość, płynność rynku. Jeśli posiadamy akcje, na których zdążyliśmy wiele zarobić, to siłą rzeczy przy zmianie niekorzystnej koniunktury chcemy je jak najszybciej sprzedać. Nie zawsze jednak szybko można dokonać transakcji, a jeśli trudno to zrobić to zwłoka może drogo kosztować. Ryzyko płynności bardziej dotyka wielkich rekinów z dużym kapitałem niż drobnych płotek. Związane jest z barierami mobilności kapitału.
Ryzyko inflacji i stopy procentowej, czy innych zmian otoczenia makroekonomicznego, to nic innego jak wpływ koniunktury na nasze zyski, czy raczej naszą ocenę sytuacji co do projekcji zysków. Jesteśmy od niej uzależnieni, jeśli się zmienia nasze założenia muszą być weryfikowane.
Wreszcie ryzyko prawne związane z konsekwencjami zmian legislacyjnych na nasze przyszłe zyski, nowe podatki, nowe stawki, nowe przepisy, koncesje, zezwolenia, opłaty, abolicje – wszystko to znacząco i dosyć gwałtownie zmienia nasze dotychczasowe wyobrażenia dotyczące zysków z inwestycji. Wiele z tych decyzji jest dla nas niekorzystnych i nieprzewidywalnych. Stabilne prawo i jasne decyzje rządowe mogą więc przyczyniać się do osłabiania ryzyka i innej oceny atrakcyjności inwestycyjnej naszego kraju, zwłaszcza w oczach zagranicznych inwestorów.