Goszczący w ubiegłym tygodniu w radiu "Wnet" wiceminister finansów Artur Soboń, zapytany, czy rząd pracuje nad nowym "podatkiem od nadmiarowych zysków w spółkach energetycznych", kategorycznie temu zaprzeczył. Stwierdził, że nie są prowadzone prace nad żadnym nowym podatkiem, co najwyżej nad "opłatą solidarnościową".
Dlaczego politycy Prawa i Sprawiedliwości tak nerwowo reagują na słowo "podatek" i jeśli mogą – unikają go? Powodów jest co najmniej kilka. Pierwszy jest polityczny. PiS od czasu objęcia władzy w Polsce w 2015 r. przedstawia się społeczeństwu jako partia, która obniża podatki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Całą swoją dotychczasową politykę PiS zbudował na iluzji, że jest to partia, która obniża podatki. Z takimi hasłami politycy tego ugrupowania szli do wyborów i takimi mitami karmią swoich wyborców. Jest to jedna z ich kluczowych obietnic – przypomina ekspert podatkowy z Admiral Tax Paweł Nejman.
Nejman przypomina, że od 2015 r. PiS wprowadził lub podniósł kilkadziesiąt opłat, danin, składek i podatków. Więcej piszemy o tym tutaj.
Z kolei adwokat Michał Tarkowski, partner w Kancelarii Maniewski & Tarkowski Adwokaci i Radcowie Prawni oraz przewodniczący Komitetu Podatkowego Pracodawców RP, zauważa, że każdy polityk, bez względu na opcję polityczną, boi się słowa "podatek". - To słowo kojarzy się z czymś bardzo negatywnym – czyli z zabieraniem obywatelom pieniędzy przez państwo – podkreśla adwokat Tarkowski.
Według naszego rozmówcy politycy obawiają się, że wskutek podwyższenia podatków lub uchwalenia nowych, stracą poparcie wśród wyborców, stąd też bierze się kreatywność w określaniu podatków innymi sformułowaniami jak np. danina, opłata lub likwidacja przywilejów/ulg podatkowych itd.
Jak dodaje Tarkowski, kreatywność językowa polityków czasem jest tak daleko idąca, że nosi znamiona komizmu (np. określenie danina solidarnościowa).
- W zasadzie jedynym politykiem naszych czasów, który kojarzy mi się z tym, że nowe podatki nazywał wprost podatkami, był prof. Leszek Balcerowicz – mówi prawnik.
Dlaczego opłaty są lepsze niż podatki?
Zgodnie z definicją, podatek jest to pieniężne świadczenie na rzecz państwa lub samorządu terytorialnego, które jest przymusowe, bezzwrotne i nieekwiwalentne. Jego wysokość, formę oraz termin zapłaty określają szczegółowo przepisy ustawy.
I tu zaczynają się dla rządzących przysłowiowe "schody". Wszystkie podatki, które niosą ze sobą niekorzystne dla podatników zmiany, czyli zwiększają ich obciążenie lub odbierają im dotychczasowe przywileje, muszą być wprowadzone z odpowiednio długim vacatio legis.
Zgodnie z orzecznictwem Trybunału Konstytucyjnego wyższe podatki dochodowe muszą być uchwalane najdalej do 30 listopada roku poprzedzającego, tak by mogły obowiązywać od nowego roku podatkowego. Uchwalone po tym terminie zmiany wchodzą w życie dopiero po upływie całego roku podatkowego.
Poza tym, nie można odbierać podatnikom praw nabytych. To również powoduje, że wprowadzanie niekorzystnych zmian dla podatników jest trudne i czasochłonne.
Dlatego PiS na początku swoich rządów w 2015 r. nie podniósł stawek podatku dochodowego PIT czy CIT, ale przedłużył ustawę podnoszącą wyższe stawki VAT. W przypadku VAT zarówno przepisy, jak i stawki można zmienić w dowolnym czasie bez zachowania vacatio legis.
Podobnie jest z opłatami, daninami, składkami – przy ich wprowadzaniu również nie ma obowiązku przestrzegania żadnych terminów, można je wprowadzić lub podnieść praktycznie z dnia na dzień. Elastyczność we wprowadzaniu danin i opłat – to drugi powód unikania przez rząd "podatków".
Z opłatami, daninami, składkami łączy się też inna ważna ich cecha – nie wszystkie wpływy z tych danin przechodzą bezpośrednio przez budżet państwa. - Rząd nie musi więc rozliczać się przed parlamentem z wydawania tych pieniędzy, jeśli trafiają one np. do funduszy celowych - przypomina prof. Adam Mariański, prawnik i wykładowca Uczelni Łazarskiego. Jako przykład podaje Fundusz Solidarnościowy oraz Fundusz Rezerwy Demograficznej. To trzeci powód, dlaczego rząd woli wprowadzać daniny i opłaty niż podatki.
Składka zdrowotna czy podatek
A jak jest w przypadku składek? Odebranie podatnikom prawa do odliczania części składki zdrowotnej od podatku i uzależnienie jej wysokości od osiąganego dochodu sprawiły, że danina ta, mimo oficjalnej innej nazwy, jest - zdaniem ekspertów - podatkiem. Rząd kategorycznie jednak temu zaprzecza.
Jak podkreśla prof. Adam Mariański, składka "zdrowotna" jest dzisiaj nie składką, a podatkiem celowym, którego zasady obliczania mogą być niezgodne z Konstytucją RP.
Największe absurdy systemu podatkowego
Zdaniem naszych rozmówców absurdów w podatkach nam nie brakuje. Przykładami niesprawiedliwych i nielogicznych parapodatków sypią jak z rękawa.
Wśród ostatnio wprowadzonych "nowinek podatkowych" podatnikom dają się we znaki: danina solidarnościowa, zmiana sposobu rozliczania przychodów z najmu oraz skomplikowany i niesprawiedliwy sposób naliczania składki zdrowotnej. Wątpliwości budzi też kwestionowanie przez organy podatkowe prawa do pomniejszania podstawy naliczenia daniny solidarnościowej o straty z lat poprzednich.
- Składka solidarnościowa powinna iść na pomoc ludziom niepełnosprawnym, a idzie na wypłatę 13. i 14. emerytury. Z kolei składka zdrowotna, która miała iść na NFZ, a trafia do budżetu i jest wydawana nie wiadomo na co. Budżet NFZ w tym roku będzie niższy od poprzedniego o blisko 14 mld zł, więc na co zostały wydatkowane środki ze składek? – zastanawia się Paweł Nejman.
Z kolei Michał Tarkowski uważa, że najbardziej niesprawiedliwe i nielogiczne jest objęcie niektórych spółek osobowych podatkiem dochodowym. - Skoro spółki osobowe nie mają osobowości prawnej, to z jakiej racji z punktu widzenia kwalifikacji jako podatników podatku dochodowego mają być zrównane z osobami prawnymi? – pyta prawnik.
Kto za to wszystko zapłaci?
Zdaniem Tarkowskiego nie sposób jest policzyć, o ile wzrosły obciążenia fiskalne Polaków w ciągu rządów PiS, bo najpierw należałoby określić, co traktujemy jako obciążenie fiskalne, a co nie. - To także kwestia kreatywności językowej – np. czy opłata sądowa to obciążenie fiskalne lub likwidacja ulgi? – zauważa adw. Tarkowski.
Z kolei Paweł Nejman nie ma wątpliwości, że najbardziej obciążoną grupą są osoby prowadzące własną działalność gospodarczą. Szacuje, że ich obciążenia w ciągu ostatnich lat wzrosły nawet o 50 proc.
- Do tego każdy obywatel od 2021 r. ma nową daninę, czyli składkę zdrowotną, która jest ukrytym podatkiem. Obciążenia podatkowe Polaków wcale nie spadły z wcześniejszych 17 proc. na 12 proc., jak to przedstawia rząd, ale realnie wynoszą one 19 proc. Mamy więc wzrost obciążeń o 2 proc.
- Nie mamy też nowej wyższej kwoty wolnej od podatku (30 tys. zł - przyp. red.), bo już od pierwszej zarobionej złotówki płacimy 9 proc. składki zdrowotnej – podlicza Nejman.
Przy tak skonstruowanej składce zdrowotnej rząd czuje się zwolniony z wprowadzenia zmian w kwocie wolnej od podatku. To czwarty istotny powód unikania słowa "podatek".
- W Polsce nie ma społecznego przyzwolenia na podnoszenie podatków. Rząd o tym doskonale wie i stosuje inne metody na zwiększenie swoich przychodów, jak nazywanie podatków opłatami, daninami czy składkami. Drugi sposób to rozszerzanie podstawy opodatkowania przez likwidację lub ograniczenia w przywilejach podatkowych - tłumaczy prof. Mariański.
Mimo że rząd PiS tak bardzo stara się unikać "podatków", w lutym 2022 r. Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) poinformowała, że podatki w Polsce należą do najwyższych wśród państw postkomunistycznych zrzeszonych w tej organizacji.
Katarzyna Bartman, dziennikarz money.pl
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.