"Czy stać nas na to, żeby stracić 770 miliardów złotych? Odpowiedź jest oczywista. Ponad podziałami, liczy się Polska" - w ten sposób rząd na stronie liczysiepolska.gov.pl w dalszym ciągu zachwala - jak to ujmuje - sukces negocjacyjny dot. nowego unijnego budżetu.
Polska bez pieniędzy z KPO, prezes PiS atakuje UE
Jeszcze w czerwcu można było z optymizmem spoglądać na perspektywę napływu nowych unijnych pieniędzy. Wówczas to KE - aż rok po złożeniu dokumentów i utracie przez Polskę 4,7 mld euro zaliczki - zaakceptowała nasz Krajowy Plan Odbudowy, opiewający na 36 mld euro, a niedługo potem - Umowę Partnerstwa umożliwiającą skorzystanie z 76 mld euro w ramach wieloletniego budżetu.
Wszystko więc wskazywało na to, że Warszawa i Bruksela zamknęły spór o unijne miliardy. Spokój rządzących zmąciła jednak wiceprzewodnicząca KE Vera Jourova, która oceniła, że nowelizacja ustawy o Sądzie Najwyższym nie wypełnia warunków określonych w KPO. - Polska będzie musiała zastanowić się nad tymi warunkami i jeśli nie będzie wystarczającej reakcji w prawnie wiążących przepisach dotyczących polskich sędziów, które odpowiadają warunkom z kamieni milowych, nie wypłacimy pieniędzy - mówiła.
Do sprawy odniosła się również szefowa KE, wskazując w rozmowie z "DGP", że nowa ustawa o sądownictwie nie gwarantuje sędziom możliwości kwestionowania statusu innych sędziów bez ryzyka, że zostaną pociągnięci do odpowiedzialności dyscyplinarnej. – Tę kwestię należy rozwiązać, aby spełnić warunki przyznania pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy i umożliwić Komisji uruchomienie pierwszej płatności – podkreśliła.
PiS otwiera dziwny front
Przypomnijmy, że warunek, o którym mówi Ursula von der Leyen, nie jest czymś nowym. W podpunkcie "d" komponentu F1.1 Krajowego Planu Odbudowy można przeczytać, że przed wypłatą pierwszych pieniędzy oczekuje się od nas:
Wejścia w życie reformy, która zapewni, że wszczęcie w postępowaniu sądowym weryfikacji spełniania przez danego sędziego wymogów niezawisłości i bezstronności było możliwe dla właściwego sądu, jeżeli pojawia się w tym względzie poważna wątpliwość, oraz że taka weryfikacja nie jest kwalifikowana jako przewinienie dyscyplinarne.
Przypominanie przez KE o warunkach, na które zgodziła się Polska, okazało się jednak dla Prawa i Sprawiedliwości punktem zwrotnym w relacjach z UE. Kurs postanowił zaostrzyć Jarosław Kaczyński, który w wywiadzie dla "Sieci" powiedział, że "nie mamy już gdzie się cofnąć". – Wykazaliśmy maksimum dobrej woli, poszliśmy na kompromisy, ale widać, że nie o to tu chodzi. Jeżeli wygramy (wybory - przyp. red.), stosunki z Unią Europejską będziemy musieli ułożyć po nowemu – zapowiedział.
Poszedł nawet o krok dalej i zasugerował, że porozumienie z Komisją Europejską ws. zmian w sądownictwie jest właściwie niemożliwe. – Skoro w tym obszarze Komisja Europejska nie wypełnia swoich zobowiązań wobec Polski, to my nie mamy powodów wykonywać swoich zobowiązań wobec Unii Europejskiej – powiedział Kaczyński.
Prezes nie sprecyzował, w jaki sposób Polska miałaby nie wykonywać swoich zobowiązań wobec Wspólnoty. Wspomina się m.in. o jednostronnym obniżeniu składki członkowskiej o część przeznaczoną na spłacanie pożyczek zaciągniętych przez KE, aby sfinansować Fundusz Odbudowy. Ten ruch byłby jednak bardzo ryzykowny, bo sprawa mogłaby skończyć się w TSUE i potrącaniem przez KE należności z innych funduszy, tak jak dzieje się obecnie w przypadku niepłaconych przez Polskę kar za działanie Izby Dyscyplinarnej czy kopalni w Turowie.
Inną opcją może być złożenie na KE skargi do TSUE i zarzucenie jej, że działa poza traktatami i nie dopełniła wobec Polski terminów przewidzianych dla KPO. Pod uwagę może być również brane zawieszenie uczestnictwa w systemie ETS, a także blokowanie inicjatyw, do których potrzebna jest w Unii jednomyślność. Ten scenariusz Polska zresztą już przetestowała, wetując 15-procentowy podatek od wielkich korporacji, takich jak Facebook czy Google. Przypomnijmy, że po zaakceptowaniu naszego KPO Polska nagle wycofała swój sprzeciw.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
KE może stracić cierpliwość
Przy rozważanych opcjach jest wiele znaków zapytania. Dodatkowo na ich ostateczne rozstrzygnięcie trzeba by długo czekać. Prezes Kaczyński, rozpoczynając kolejną wojnę z Brukselą, musi więc zdawać sobie sprawę z faktu, że to Bruksela ma w tym sporze silniejsze argumenty i narzędzia do ewentualnego wykorzystania. Pytanie tylko, czy będzie chciała z nich skorzystać.
Pierwsze z nich to wstrzymywanie wypłaty środków w ramach pierwszej płatności. Komisja może powołać się na niezrealizowanie jednego z kamieni milowych, o którym mówiły Ursula von der Leyen czy Vera Jourova. Tutaj KE będzie miała bardzo silny argument, bo do wypełnienia tego warunku Polska zobowiązała się na piśmie w KPO.
Warszawa zdaje się dostrzegać to zagrożenie. Jak wynika z nieoficjalnych informacji, politycy odpowiedzialni za negocjacje dot. KPO, minister rozwoju Waldemar Buda i szef resortu funduszy Grzegorz Puda, mogą wkrótce pożegnać się ze swoimi stanowiskami, co pozwoli partii rządzącej znaleźć "kozłów ofiarnych" całego zamieszania i spróbować wybielić się w oczach wyborców.
Co ciekawe, mimo wymierzonych w Brukselę politycznych dział, urzędnicze prace nad wypłatą środków postępują. Jak mówi nam osoba zaznajomiona ze sprawą, trwają właśnie intensywne rozmowy ws. umowy operacyjnej, w której opisane będą szczegóły ws. realizacji reform i inwestycji oraz rozliczania się z nich przed KE. Dopiero po uzgodnieniu powyższych kwestii Polska będzie mogła wysłać pierwszy wniosek o płatność.
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się również, że Polska zaraportowała już wypełnienie niektórych kamieni milowych i KE rozpoczęła proces ich oceny. Póki co - jak wynika z naszych informacji - jeden kamień milowy może budzić wątpliwości. Dotyczy on funduszu, z którego będą realizowane inwestycje w gospodarkę niskoemisyjną. Jeśli chodzi o sądownictwo, to do KE dotarły wyjaśnienia i są analizowane. – Współpraca między urzędnikami w Warszawie i Brukseli jest bardzo dobra. Nie ulega jednak wątpliwości, że polityczne sygnały wysyłane z Polski są, delikatnie mówiąc, niepokojące. Szkoda, gdyby z powodu konfliktów politycznych wszystko miało się posypać – ocenia nasz rozmówca.
Nadciąga wielki kryzys. PiS już znalazł winnych
Innym narzędziem, które mogłaby wykorzystać KE, by wpłynąć na rząd w Warszawie, jest wypłata środków z wieloletniego budżetu. W tym przypadku sfinalizowano rozmowy ws. Umowy Partnerstwa. Negocjowane są jeszcze programy operacyjne i regionalne. Zamknięcie tych rozmów jest konieczne, aby wypłaty mogły ruszyć. Rząd liczy, że pierwsze przelewy przyjdą na początku 2023 r. Z naszych informacji wynika, że również w tym przypadku, podobnie jak przy KPO, istnieje możliwość, że KE w odpowiedzi na ciągłe utwardzanie polskiego stanowiska będzie przedłużać rozmowy, wysyłając w ten sposób nad Wisłę jasny sygnał.
Jest jeszcze jedna możliwość, choć z obecnego punktu widzenia, najmniej prawdopodobna, czyli uruchomienie wobec Polski procedury "pieniądze za praworządność", co w efekcie może skończyć się odcięciem Polski od unijnych funduszy. Bruksela musiałaby jednak wykazać, że naruszenie zasad praworządności w Polsce tworzy bezpośrednie zagrożenie dla unijnego budżetu.
Ta "opcja atomowa" zdecydowanie bardziej pasuje do Węgier, którym zarzuca się nie tylko łamanie praworządności, ale również nadużycia związane z wykorzystaniem środków unijnych, dzięki którym często wzbogaca się najbliższe otoczenie Viktora Orbana. KE zresztą już uruchomiła mechanizm wobec Budapesztu. Warszawa może w tym przypadku czuć się bardziej pewna siebie, choć zarówno w Parlamencie Europejskim, jak i samej KE, słychać głosy nawołujące do zaostrzenia kursu wobec Polski.
Polska spiera się z Unią o pieniądze
Prof. Artur Nowak-Far, specjalista ds. prawa europejskiego i były wiceszef MSZ, strategię polskiego rządu wobec Brukseli ocenia krótko: to podejście bardzo kontrowersyjne i nieskuteczne. Jego zdaniem w tym momencie PiS toczy z góry przegraną walkę. Dodaje, że w reakcji na głosy napływające z Warszawy KE nie musi wykonywać żadnych konkretnych ruchów, "bo polski rząd właściwie sam się ogra".
Jak tłumaczy, Polska nic również nie ugra, jeśli będzie chciała blokować strategiczne inicjatywy z punktu widzenia Unii Europejskiej, gdzie potrzebna jest jednomyślność. – W odniesieniu do ważnych spraw, jak pakiet klimatyczny czy kwestie podatkowe, można zastosować inną metodę i wypracować porozumienia poza samą Unią Europejską – wyjaśnia w rozmowie z money.pl.
Jako przykład przywołuje układ z Schengen, który został zawarty poza wspólnotowym porządkiem prawnym. – A jak się okazało, że wewnątrz Unii nie ma już oporu, to włączono te przepisy do prawa UE. Tak samo było w przypadku paktu fiskalnego, gdzie sprzeciwiała się m.in. Wielka Brytania. Państwa członkowskie uznały więc, że zawrą umowę poza Unią. I w ten sposób ominięto opór jednego czy drugiego członka – tłumaczy.
Nowak-Far zaznacza, że metody na wewnętrzny uporczywy sprzeciw są więc przetestowane i gotowe do wykorzystania. – W ten sposób te państwa członkowskie Unii, którym zależy na głębszej i bardziej wartościowej integracji, mogą wręcz zignorować opór państwa, które utwardza stanowisko i odmawia współpracy. KE nie potrzebuje więc twardo odpowiadać na polskie pohukiwanie – ocenia ekspert.
Mimo obranego przez PiS ostrego kursu KE stara się spokojnie podchodzić do sprawy i czaka na rozwój wydarzeń. Czuć jednak, że klimat obustronnych relacji się pogarsza. Z naszych informacji wynika, że jest nawet problem z zaproszeniem ważnych unijnych urzędników na wydarzenia organizowane w Polsce.
Mateusz Gąsiorowski, dziennikarz i wydawca money.pl