Prof. Paweł Swianiewicz oraz prof. Jarosław Flis z Fundacji Batorego przyjrzeli się pieniądzom z drugiego naboru do Programu Inwestycji Strategicznych. Wnioski są jednoznaczne - gminy z włodarzami z PiS-u dostały znacznie więcej pieniędzy niż wszyscy pozostali, choć pieniądze są przyznane bardziej obiektywnie niż we wcześniejszych programach.
Jest to o tyle ważne, że w ramach Programu Inwestycji Strategicznych w sumie przyznano dotacje w łącznej wysokości blisko 25 mld zł, czyli około połowę wszystkich wydatków inwestycyjnych samorządów w poprzednim roku. Oto szczegóły.
Pieniądze dla swoich. Jak PiS przyznaje subwencje dla samorządów
Eksperci podzielili gminy na cztery grupy ze względu na opcję polityczną, z której wywodzą się włodarze:
- samorządowcy związani z którymś z ugrupowań opozycyjnych wchodzących w skład tzw. bloku senackiego (PO, PSL, Lewica);
- wybrani z ramienia niepartyjnego komitetu lokalnego, którzy kandydowali przeciwko pretendentowi związanemu z PiS (na grafikach grupa ta oznaczona jest jako "kontr-PiS");
- pozostali wójtowie, burmistrzowie i prezydenci startujący w wyborach z ramienia bezpartyjnych komitetów lokalnych (oznaczeni jako "neutralni");
- włodarze powiązani z PiS.
Okazuje się, że w każdej z – wyróżnionych według wielkości – grup samorządów gminy z włodarzami wywodzącymi się z PiS otrzymały wyższe dotacje niż jednostki należące do pozostałych grup.
Przy czym różnica wobec gmin 'opozycyjnych' (wójt, burmistrz z bloku senackiego) jest tym większa, im większa gmina – w jednostkach najmniejszych (do 10 tys. mieszkańców) różnica wynosi niecałe 20 proc., w gminach 10-25 tys. mieszkańców to już prawie 40 proc., a w przypadku gmin 25-100 tys. mieszkańców różnica jest niemal dwukrotna – czytamy w raporcie.
Co więcej, gminy z opozycyjnymi włodarzami dostawały też niższe fundusze od gmin z wójtami bez jakiejkolwiek afiliacji politycznej, stąd różnica między wysokością dotacji dla gmin z wójtami z obozu rządzącego i średnią dla wszystkich gmin była nieco mniejsza:
- w gminach do 10 tys. mieszkańców wynosiła 16 proc.,
- a w gminach 25-100 tys. mieszkańców – 54 proc.
Zdaniem Flisa i Swianiewicza, swoisty wyjątek stanowią największe miasta (powyżej 100 tys. mieszkańców), wśród których nie ma ani jednego rządzonego przez prezydenta związanego z PiS.
Bardziej obiektywnie, ale i tak "swoi" wygrali
Podsumowując, według ekspertów fundacji obecnie w dalszym ciągu utrzymuje się faworyzowanie gmin z włodarzami powiązanymi z partią rządzącą, choć tym razem miało ono zdecydowanie mniejszy wymiar niż w niektórych wcześniejszych konkursach (w szczególności w pierwszym konkursowym rozdaniu środków w ramach Rządowego Funduszu Inwestycji Lokalnych).
"Używając obrazowego porównania, można powiedzieć, że tym razem 97,5 proc. przeznaczonych na program funduszy zostało rozdzielonych w sposób neutralny. Pozostałe 2,5 proc. stanowiło swego rodzaju 'haracz', który został rozdzielony pomiędzy gminy rządzone przez 'swoich'" – piszą przedstawiciele Fundacji Batorego.
Ze względu na to, że samorządy z wójtami i burmistrzami z obozu rządzącego są stosunkowo nieliczne, te 2,5 proc. ogólnej sumy wystarczyło, by przeciętna taka gmina dostała (jak wyżej wspomnieliśmy) dotację od 20 proc. do prawie 100 proc. wyższą niż gmina z włodarzem związanym z partią opozycyjną – dodają.
Wygląda na to, że PiS na stałe wpisało w tego typu programy faworyzowanie polityków lokalnych, których jedynym wyróżnikiem jest polityczna przynależność, a w szczególności więź z obozem rządzącym centralnie – oceniają.
"Tymczasem takie uprzywilejowanie jest najwyraźniej stałym elementem rządowych programów. Nawet jeśli jego skala – być może także pod wpływem publicznej krytyki – przestała być tak widowiskowa, jak w pierwszym rozdaniu 'konkursowego' centralnego wsparcia, to w kwotach bezwzględnych pozostaje na stałym poziomie. To tworzy bardzo niebezpieczny precedens, którego zadomowienie się w polskim życiu politycznym byłoby fatalnym scenariuszem" - podsumowują.