Mijający tydzień obfitował w pozytywne dane dotyczące polskiej gospodarki. W poniedziałek okazało się, że rośnie najszybciej od 2011 roku. Wzrost PKB przyspieszył z 4 do 4,7 proc., zaskakując ekonomistów, którzy spodziewali się wyniku na poziomie 4,5 proc.
Z kolei w piątek pozytywnie zaskoczyło tempo wzrostu przeciętnego wynagrodzenia w naszym kraju. Podwyżek w takiej skali jak obecnie nie obserwowaliśmy na polskim rynku pracy od początku 2012 roku. Przeciętna wysokość wynagrodzenia w średnich i dużych firmach wyniosła w październiku 4 574,35 zł brutto, a to o 7,4 proc. więcej niż rok temu.
Do tego poprawiły się nastrone na rynkach akcji, a to w sumie buduje - zdaniem Przemysława Kwietnia - dobry fundament do umacniania się naszej waluty.
- To tworzy korzystne otoczenie dla złotego, który może wykorzystać dobre dane makro i fakt, że w końcówce roku zwykle zyskiwał na wartości - zauważa ekonomista domu maklerskiego XTB. Dodaje, że nasza waluta zyskuje regularnie szczególnie wobec franka i tu widać efekt tych dobrych globalnych nastrojów.
- Jeśli uda się je utrzymać je do końca roku, kurs franka może spaść do 3,50 zł - prognozuje Kwiecień.
Od tego poziomu szwajcarską walutę dzieli jeszcze blisko 12 groszy, ale patrząc na eweidentny trend spadkowy notowań franka, wydaje się to bardzo realne. W piątek po południu był wyceniany na 3,62 zł.
Zejście notowań w okolice 3,50 zł oznaczałoby praktycznie zniwelowanie całej zwyżki, jaka miała miejsce na początku 2015 roku. Wtedy rynki finansowe zszołowała decyzja banku centralnego Szwajcarii, który zrezygnował ze sztucznego utrzymywania kursu franka względem euro na stałym poziomie. To spowodowało jego gigantyczne umocnienie.
Przez dwa lata poprzedzające tę fatalną w skutkach decyzję notowania szwajcarskiej waluty utrzymywały się w stosunkowo wąskim przedziale 3,40-3,50 zł.