Sektor bankowy od lat zmaga się z problemem kredytów frankowych. Pojawił się po tym, jak kurs szwajcarskiej waluty wystrzelił na początku 2015 roku. Wcześniej przez długi czas frank był po 3,50 zł. Teraz jest o ponad jedną czwartą wyższy - blisko 4,50 zł.
Bardzo podobnie jest z innymi kluczowymi walutami obcymi. Ich kursy po 2015 roku mocno poszły w górę, uwidaczniając słabość złotego.
Prezes mBanku Cezary Stypułkowski w komentarzu opublikowanym w Business Insiderze wskazał, że to nie banki komercyjne ponoszą odpowiedzialność za mocne osłabienie polskiej waluty. Podkreślił, że "odpowiedzialność za stabilność lub brak stabilności narodowej waluty ponoszą rządy i banki centralne krajów posiadających taką walutę".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tym samym szef jednego z największych banków działających w Polsce wskazał na rząd i NBP, jako kluczowych graczy, którzy dopuścili do dużego osłabienia złotego. Konsekwencje tego ponoszą kredytobiorcy, importerzy czy konsumenci.
Cezary Stypułkowski wskazał Czechy jako dobry punkt odniesienia dla Polski. Porównał działania rządów i banków centralnych obu krajów oraz makroekonomiczne skutki. Podkreślił, że to porównanie nie wypada dla nas dobrze.
Czeska korona mocniejsza od złotego
O polityce naszych południowych sąsiadów powiedział: "Prowadzenie racjonalnej polityki finansów publicznych w połączeniu z dbaniem o własną walutę zapewnia w istocie nie tylko znacznie lepsze postrzeganie gospodarki takiego kraju, ale również poprawia relatywną wartość dochodów i oszczędności obywateli tego państwa. Pozwala też uniknąć perturbacji, jakie może wywołać szybka deprecjacja narodowego pieniądza".
Szef mBanku wskazał, że od 2002 roku złoty osłabił się względem franka szwajcarskiego o 77 proc. W tym samym czasie czeska korona osłabła o 12 proc.
"Gdyby kreatorzy polityki gospodarczej w naszym kraju dbali o stabilność naszej waluty tak, jak to robili ich czescy odpowiednicy, to kurs franka wynosiłby obecnie około 2,65 zł. Nie ulega wątpliwości, że w takiej sytuacji "problem frankowy" by w Polsce nie istniał, a nawet gdyby, to jego skala byłaby marginalna" - podkreślił.
Wypunktował NBP, wskazując m.in. spóźnioną reakcję na rosnącą inflację i mniejsze podwyżki stóp procentowych w porównaniu z tym, co zrobił bank centralny Czech. Zaznaczył jednak, że polityka stóp procentowych nie może stanowić wyjaśnienia odmiennych tendencji w wartości złotego i korony.
Ogromną rolę odgrywa - według Stypułkowskiego - polityka rządów. Okazuje się, że średnioroczny deficyt Polski w latach 2005-2020 był dwukrotnie większy niż w Czechach, które w czasach dobrej koniunktury potrafiły nawet wykazywać nadwyżkę w budżecie. W efekcie dług publiczny do PKB jest w naszym kraju dużo wyższy. I taka właśnie polityka finansów publicznych ma być podstawową przyczyną odmiennego postrzegania złotego i korony, na korzyść tej drugiej.
Wskazał, że w Polsce "preferowana jest polityka stymulowania bieżącej konsumpcji, m.in. w drodze coraz większego rozdawnictwa na koszt przyszłych pokoleń". W ocenie szefa mBanku owocuje to "przejadaniem" coraz większej części dochodu narodowego.
Polityka rządu uderza w mBank
Cezary Stypułkowski wskazuje na politykę rządu, która osłabia polską walutę. Jako prezes mBanku w najbliższym czasie będzie musiał zmierzyć się też z ciosem, jaki w banki zamierza wymierzyć ten sam rząd. Chodzi tym razem o pomoc osobom spłacającym kredyty w złotych.
Wśród kilku pomysłów są m.in. wakacje kredytowe. Dzięki nim każdy kredytobiorca będzie mógł odłożyć w czasie spłatę jednej raty na kwartał.
"Przy wysokiej partycypacji kredytobiorców w planowanych wakacjach kredytowych będą one miały ogromny wpływ na wyniki, kapitał i wysokość odpisów sektora bankowego - ocenił niedawno wiceprezes mBanku Marek Lusztyn.
Wskazał na przeprowadzone analizy, z których wynika, że skala odpisów związanych z wakacjami kredytowymi będzie przekraczać dotychczasowe poziomy.
"Sporo czasu wymaga rozmowa z inwestorami na temat tego, dlaczego tego typu zmiany prawne, które dotyczą funkcjonujących już kontraktów i nie do końca mają racjonalne, ekonomiczne uzasadnienie z perspektywy sektora, są wprowadzane" - przyznał Lusztyn.