Narodowy Bank Polski (NBP) nie daje o sobie zapomnieć i szykuje mocne otwarcie nowego roku. Osoby spłacające kredyty z niepokojem zerkają w kalendarz. Już 4 stycznia zbiorą się członkowie Rady Polityki Pieniężnej (RPP) i wtedy też może zapaść decyzja ws. kolejnej podwyżki stóp procentowych.
Niepewność i obawy o kolejną, być może dużą podwyżkę oprocentowania, wzmaga fakt, że doszło do niespodziewanego przyspieszenia posiedzenia RPP. Pierwotnie styczniowe zebranie miało się odbyć 12 stycznia.
Warto zauważyć, że harmonogram posiedzeń jest z góry ustalany na cały rok i do tej pory NBP trzymał się wcześniej ogłoszonych terminów. Stąd dziwi nagła zmiana, której przedstawiciele banku nie uzasadnili. O wyjaśnienie poprosiliśmy w poniedziałek biuro prasowe NBP, ale do momentu publikacji nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi.
Tym samym już w weekend ruszyła karuzela spekulacji i domysłów, wśród których dominuje teoria, że członkowie RPP chcą jak najszybciej podnieść stopy procentowe i mogą zaskoczyć skalą podwyżki. A wszystko po to, by pokazać, że są zdeterminowani do walki z inflacją.
NBP wprowadza zamęt
- Daty posiedzeń RPP są bardzo ważne dla rynku finansowego. Kilka dni różnicy może mieć kolosalne znaczenie ze względu na terminy rozliczania różnych transakcji. Robienie zmian z tak krótkim wyprzedzeniem bez wyjaśnienia powodów powoduje dezorientację - wskazuje w rozmowie z money.pl Piotr Bielski, główny ekonomista banku Santander.
Przyznaje, że w dniu ogłoszenia tej informacji powstał duży zamęt, szczególnie wśród zagranicznych analityków i inwestorów, którzy mniej orientują się w tym, co dzieje się w NBP.
- Wszyscy zadają sobie pytanie, czy coś się kryje za tą zmianą terminu? Równie dobrze może być to zwykła techniczna zmiana i nie należy się w niej doszukiwać drugiego dna, ale nikt tego tak naprawdę nie wie - podkreśla Bielski.
Nie wszyscy obserwatorzy rynkowi tak samo negatywnie oceniają poczynania NBP. Główny ekonomista domu maklerskiego XTB Przemysław Kwiecień w rozmowie z money.pl przyznaje, że ze spokojem czeka na decyzję w sprawie stóp procentowych. A jeśli sprawdzą się prognozy podwyżek, to sam fakt, że decyzja zapadnie tydzień wcześniej lub tydzień później nie ma finalnie aż tak dużego znaczenia.
- Okres oddziaływania polityki pieniężnej jest kilkumiesięczny - zauważa Kwiecień.
Bez danych o inflacji
Zmiana terminu posiedzenia RPP oznacza, że bankierzy nie będą 4 stycznia dysponowali najnowszymi danymi dotyczącymi inflacji w grudniu. Te statystyki, zgodnie z kalendarium GUS, zostaną opublikowane dopiero w piątek 7 stycznia.
- Lepiej byłoby dysponować tego typu informacjami. Tym bardziej nie rozumiem zmiany harmonogramu i ustalenia takiej, a nie innej daty - przyznaje Bielski.
Inaczej na tę kwestię patrzy Przemysław Kwiecień, który sugeruje, że dla RPP miesięczne dane o inflacji wręcz nie powinny być jakoś specjalnie brane pod uwagę przy decyzji o stopach procentowych. Wskazuje, że powinno się patrzeć na proces wzrostu cen w dłuższym horyzoncie czasu i dlatego bankierzy obejdą się bez tej informacji.
Komunikacja NBP. Kolejny wpis na długą listę
Ekonomista Santandera krytycznie ocenia komunikację NBP. Sugeruje, że albo nie ma w banku zrozumienia dla możliwych konsekwencji takich działań, albo nikt o to nie dba. I nie wiadomo, co byłoby lepsze.
- To kolejny z długiej listy objaw tego, że w banku centralnym brakuje uważności co do tego, jak komunikować takie zmiany. NBP zostawia rynek finansowy samemu sobie, w fazie domysłów, z wątpliwościami, co nie jest dobre - podkreśla.
Wielu ekonomistów zauważa, że wiarygodność NBP jest nadwyrężona. Problemy z komunikacją punktuje m.in. główny ekonomista Credit Agricole (CA) Jakub Borowski, któremu brakuje przewidywalności w działaniach RPP czy określenia jasnego celu dla inflacji. Przypomina, że niemal dokładnie rok temu kontrowersje budziła komunikacja nt. interwencji walutowych banku.
Czytaj więcej: Prezes NBP powinien uczyć się komunikacji od kolegów z Węgier i Czech. Punktujemy problemy
Stopy procentowe w styczniu
Czego oczekiwać po przyspieszonym posiedzeniu RPP? Główny ekonomista Santandera raczej nie łączy zmiany terminu z chęcią nagłego zwiększenia stóp procentowych ponad to, co już wcześniej zapowiadali eksperci. Większość sugeruje, że główna stawka wzrośnie z obecnych 1,75 do 2,25 proc.
Piotr Bielski dopuszcza także scenariusz, w którym podwyżka mogłaby wynieść 0,75 pkt. proc. A wtedy od stycznia oprocentowanie byłoby już na poziomie 2,5 proc. Do takiego odważniejszego ruchu mogłaby skłaniać postawa innych banków centralnych w Europie. Np. Czesi kilka dni temu zaskoczyli i podnieśli u siebie oprocentowanie nie o spodziewane 0,75 pkt. proc., a o 1 pkt proc.
- Absolutne minimum to podwyżka o 0,5 pkt. proc. - przyznaje Przemysław Kwiecień. Zauważa, że już w grudniu mogło dojść do mocniejszego ruchu. A w związku m.in. z presją na inflację po stronie np. ogłoszonych ostatnio podwyżek cen prądu i gazu w styczniu jest przestrzeń do odważniejszej decyzji RPP.
Co z ratami kredytów?
Jeśli te prognozy się sprawdzą, po kieszeni znowu dostaną osoby spłacające kredyty. Oprocentowanie w banku centralnym przekłada się pośrednio na stawki WIBOR, a to na ich podstawie banki naliczają co miesiąc raty.
Jeszcze przed grudniowym posiedzeniem RPP rata niedawno zaciągniętego kredytu na 300 tys. zł na 25 lat (z marżą banku na poziomie 2,6 proc.) wynosiła około 1726 zł. Po podwyżce oprocentowania o 0,5 pkt. proc. powinna wzrosnąć w okolice 1814 zł. Kolejne 0,5 pkt. proc. na plus oznaczałoby przekroczenie 1900 zł.
Obliczenia dla innych kwot kredytu i różnych podwyżek stóp procentowych przedstawialiśmy TUTAJ.