Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Grzegorz Siemionczyk
Grzegorz Siemionczyk
|
aktualizacja

To tłumaczy połowę wzrostu nierówności dochodowych w USA

18
Podziel się:

Dysproporcje w dochodach amerykańskich gospodarstw domowych od lat 60. XX w. zwiększyły się o niemal jedną czwartą. Naukowcy odkryli zjawisko, które wyjaśnia tę zmianę. Wbrew innym badaniom, nie chodzi o upowszechnienie się internetowych serwisów randkowych.

To tłumaczy połowę wzrostu nierówności dochodowych w USA
Według amerykańskich ekonomistów, partnerzy w małżeństwach są do siebie coraz bardziej podobni, np. pod względem poziomu wykształcenia. (Adobe Stock, Patryk Olczak Fotografia)

Wbrew dewizie, że przeciwieństwa się przyciągają, małżeństwa coraz częściej zawierane są między osobami, które pod wieloma względami są do siebie podobne. Naukowcy nazywają to zjawisko mianem "kojarzenia wybiórczego" lub "kojarzenia asortatywnego".

Ekonomiści wiedzą co najmniej od dekady, że takie kojarzenie się par sprzyja wzrostowi nierówności dochodowych między małżeństwami. Łatwo zrozumieć, dlaczego tak się dzieje. Różnica w całkowitych dochodach między gospodarstwem domowym, które tworzą dwie dobrze zarabiające osoby, a gospodarstwem domowym dwóch osób o niskich płacach, jest większa niż różnica między rodzinami, w których jedna osoba zarabia dużo a druga mało.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Zdradza na czym polega gra Chin w Europie. "Będą nam sprzedawać drogo"

Jak się zmienił rynek matrymonialny

Wedle jednej z hipotez, za nasilenie się zjawiska wybiórczego kojarzenia par odpowiada upowszechnienie się serwisów randkowych. Jeszcze w 1998 r. tylko 2 proc. małżeństw poznawało się online. Dekadę później odsetek ten wynosił 20 proc., a w 2017 r. sięgnął już 50 proc. To oznacza, że serwisy randkowe stały się dominującym sposobem inicjowania znajomości.

W artykule naukowym, który ukazał się w połowie września, troje amerykańskich ekonomistów przekonuje, że ta hipoteza nie znajduje potwierdzenia w danych. Zdaniem Antona Cheremukhina z oddziału Rezerwy Federalnej w Dallas, Pauliny Restrepo-Echavarrii z oddziału Rezerwy Federalnej w St. Louis oraz Antonelli Tutino z Haverford College, wybiórcze kojarzenie par w ostatnich dekadach rzeczywiście się nasiliło i przyczyniło do wzrostu nierówności dochodowych. Tyle że nastąpiło to w dużej mierze przed pojawieniem się serwisów randkowych.

Autorzy nowego badania wyliczają, że w USA nierówności dochodowe między gospodarstwami domowymi tworzonymi przez małżeństwa (tradycyjne) wzrosły od lat 60. XX w. o blisko 25 proc. Wskaźnik Giniego, popularna miara nierówności, zwiększył się bowiem z około 25 pkt do 31 pkt (skrajna wartość to 100 pkt). Początkowo jednak, jak sugerują symulacje ekonomistów, nierówności rosłyby tak samo, gdyby pary kojarzyły się losowo. Dopiero później, po 1980 r., nierówności zwiększały się w wyniku tego, że kojarzenie małżeństw stało się bardziej selektywne (asortatywne). Jakie były źródła tego zjawiska?

Dziś w cenie są inni partnerzy niż dawniej

Ekonomiści, opierając się na danych ze spisów powszechnych i szeroko zakrojonych badań ankietowych (obejmujących nawet 5 proc. populacji USA), zauważyli, że na przestrzeni ostatnich dekad wyraźnie zmieniły się preferencje osób poszukujących partnera. Nastąpiło to jednak przed 2008 r., czyli okresem gwałtownego rozwoju internetowych serwisów randkowych.

"Zaobserwowaliśmy, że preferencje w odniesieniu do rasy są horyzontalne (co oznacza, że uczestnicy rynku matrymonialnego szukają osób, które pod tym względem są do nich podobne – red.), w odniesieniu do poziomu wykształcenia i wieku są umiarkowanie horyzontalne, natomiast w odniesieniu do poziomu dochodów i poziomu kwalifikacji są zdecydowanie wertykalne (uczestnicy rynku matrymonialnego szukają partnerów o wyższych dochodach i kwalifikacjach niż ich własne – red.)" – czytamy w artykule. "W latach 2008-2021 te preferencje zmieniły się w minimalnym stopniu, ale w porównaniu do lat 60. i 80. XX w. zwiększyła się horyzontalność preferencji, w szczególności w odniesieniu do poziomu dochodów i umiejętności".

Krótko mówiąc, obecnie małżeństwa częściej zawierane są między osobami, które są do siebie na wielu płaszczyznach podobne. Ta zmiana, zdaniem trojga ekonomistów, podniosła wskaźnik Giniego o około 3 pkt, czyli odpowiadała za mniej więcej połowę ze wspomnianego wzrostu nierówności dochodowych w USA. W największym stopniu przyczyniła się do tego zmiana preferencji potencjalnych partnerów w odniesieniu do wykształcenia i poziomu kwalifikacji (mierzonego w badaniu na podstawie wykonywanego zawodu) , a następnie w odniesieniu do poziomu dochodów i wieku.

Zdolności poznawcze nie nadążają za ilością informacji

Z ustaleń Cheremukhina i jego współautorów wynika, że preferencje w dużej mierze zmieniły się pod wpływem emancypacji kobiet. W przeszłości kobiety preferowały mężczyzn o wyższym niż one wykształceniu, dzisiaj zaś poszukują mężczyzn o wyższym poziomie dochodów i umiejętności, ale podobnym poziomie wykształcenia. Mężczyźni z kolei tradycyjnie poszukiwali "kur domowych", czyli partnerek o niższym statusie, zarówno jeśli chodzi o wykształcenie, jak i umiejętności i poziom dochodów. Tyle że wzrost odsetka wykształconych i pracujących kobiet sprawił, że takich partnerek na rynku matrymonialnym jest mało. W rezultacie zmienił się sposób kojarzenia par: częściej tworzone są one przez osoby podobne pod względem wykształcenia i innych cech, które na dłuższą metę wpływają na dochody.

"Zidentyfikowaliśmy wzrost stopy aktywności zawodowej kobiet oraz poziomu ich wykształcenia jako główną siłę, która przekształciła amerykański rynek matrymonialny" – konkludują autorzy.

Dlaczego serwisy randkowe, jak twierdzą, nie miały co najmniej równie dużego wpływu na ten rynek?

Zdaniem ekonomistów, te serwisy ograniczyły koszty poszukiwania partnerów, co teoretycznie mogłoby ułatwić dobieranie się w pary osobom podobnym. W praktyce jednak ograniczeniem okazują się być ludzkie zdolności poznawcze. Owszem, dzięki postępowi technologicznemu wybór potencjalnych partnerów stał się większy, nie wzrosła jednak zdolność ludzi do przetworzenia tych informacji.

Grzegorz Siemionczyk, główny analityk money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(18)
WYRÓŻNIONE
Domino Łopian
3 miesiące temu
Problemem jest fakt, iż w latach 60-tych na zachodzie małżeństwo z trójką dzieci mogło utrzymać się z jednej przeciętnej pensji. Przy obecnych kosztach życia nawet zarabiając średnią krajową wielu ludzi nie jest pewnym czy stać ich na utrzymanie kota, a nie mówiąc o trójce dzieci. Dlatego spada dzietność. Mam na myśli ludzi, którzy muszą spłacać kredyt na mieszkanie, chcą zapewnić dzieciom jakąś przyszłość i edukację i brzydzą się żyć z samych zasiłków.
aqwer
3 miesiące temu
No chyba logiczne, że dobrze zarabiająca osoba raczej nie weźmie sobie na drugą połówkę takiej Karyny czy Sebiksa z ledwo ukończoną podstawówką :D w Polsce edukacja jeszcze jest względnie tania i dostępna, więc radziłbym korzystać.
ćwierćinteli
3 miesiące temu
Do stwierdzenia prostego faktu, że wszędzie przybywa wyznawców Mamona wystarczy zwykły chłopski rozum i nie potrzebne są badania amerykańskich naukowców
NAJNOWSZE KOMENTARZE (18)
mis
3 miesiące temu
to z tego dodruku co trafia do elyt wylacznie takie ich szczescie spotyka, a reszte farmazonow opowiadajcie swoim dzieciom
moma
3 miesiące temu
I to wyjaśnia skąd tak duży przyrost osób LGBT. Kobieta szuka bogatego i wykształconego a takich coraz większy niedobór więc kończy z inną kobietą. Mężczyzna szuka "kur domowych" a tu praktycznie same wyemancypowane więc kończy z innym facetem ewentualnie połówką w szkle.... Mamy więc mieszaninę starzejących się samotnych z tęczowymi, na których emerytury nie będzie miał kto pracować bo przyrost naturalny ujemny....
Tyle w temaci...
3 miesiące temu
Usa tonie odkąd demokraci zaczęli rządzić i nastało multi-kulti+lgbt.
bahj
3 miesiące temu
Z tego tekstu ważne jest wyłącznie 1 zdanie. Kobiety dotad wybierały jaknajbogatszych facetów. A teraz już wyłącznie kierują się portfelem. Resta tego tekstu nie ma wielkiego znaczenia.
Gość
3 miesiące temu
Szczęśliwe związki opierają się na trzech filarach: podobny poziom wykształcenia (w przypadku gdy jedna połówka jest bardziej wykształcona może poniżać mniej wykształconą), podobny temperament (na dłuższą metę przeciwieństwa są nie do wytrzymania) i podobne pochodzenie (to gwarantuje, że wzorzec funkcjonowania małżeństwa i wychowania dzieci będzie zgodny). Tak że niech ekonomiści się odtentegują od spraw z pogranicza psychologii i socjologii. Abstrahując od słusznych argumentów autorów najlepszych komentarzy powyżej.