Wbrew dewizie, że przeciwieństwa się przyciągają, małżeństwa coraz częściej zawierane są między osobami, które pod wieloma względami są do siebie podobne. Naukowcy nazywają to zjawisko mianem "kojarzenia wybiórczego" lub "kojarzenia asortatywnego".
Ekonomiści wiedzą co najmniej od dekady, że takie kojarzenie się par sprzyja wzrostowi nierówności dochodowych między małżeństwami. Łatwo zrozumieć, dlaczego tak się dzieje. Różnica w całkowitych dochodach między gospodarstwem domowym, które tworzą dwie dobrze zarabiające osoby, a gospodarstwem domowym dwóch osób o niskich płacach, jest większa niż różnica między rodzinami, w których jedna osoba zarabia dużo a druga mało.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak się zmienił rynek matrymonialny
Wedle jednej z hipotez, za nasilenie się zjawiska wybiórczego kojarzenia par odpowiada upowszechnienie się serwisów randkowych. Jeszcze w 1998 r. tylko 2 proc. małżeństw poznawało się online. Dekadę później odsetek ten wynosił 20 proc., a w 2017 r. sięgnął już 50 proc. To oznacza, że serwisy randkowe stały się dominującym sposobem inicjowania znajomości.
W artykule naukowym, który ukazał się w połowie września, troje amerykańskich ekonomistów przekonuje, że ta hipoteza nie znajduje potwierdzenia w danych. Zdaniem Antona Cheremukhina z oddziału Rezerwy Federalnej w Dallas, Pauliny Restrepo-Echavarrii z oddziału Rezerwy Federalnej w St. Louis oraz Antonelli Tutino z Haverford College, wybiórcze kojarzenie par w ostatnich dekadach rzeczywiście się nasiliło i przyczyniło do wzrostu nierówności dochodowych. Tyle że nastąpiło to w dużej mierze przed pojawieniem się serwisów randkowych.
Autorzy nowego badania wyliczają, że w USA nierówności dochodowe między gospodarstwami domowymi tworzonymi przez małżeństwa (tradycyjne) wzrosły od lat 60. XX w. o blisko 25 proc. Wskaźnik Giniego, popularna miara nierówności, zwiększył się bowiem z około 25 pkt do 31 pkt (skrajna wartość to 100 pkt). Początkowo jednak, jak sugerują symulacje ekonomistów, nierówności rosłyby tak samo, gdyby pary kojarzyły się losowo. Dopiero później, po 1980 r., nierówności zwiększały się w wyniku tego, że kojarzenie małżeństw stało się bardziej selektywne (asortatywne). Jakie były źródła tego zjawiska?
Dziś w cenie są inni partnerzy niż dawniej
Ekonomiści, opierając się na danych ze spisów powszechnych i szeroko zakrojonych badań ankietowych (obejmujących nawet 5 proc. populacji USA), zauważyli, że na przestrzeni ostatnich dekad wyraźnie zmieniły się preferencje osób poszukujących partnera. Nastąpiło to jednak przed 2008 r., czyli okresem gwałtownego rozwoju internetowych serwisów randkowych.
"Zaobserwowaliśmy, że preferencje w odniesieniu do rasy są horyzontalne (co oznacza, że uczestnicy rynku matrymonialnego szukają osób, które pod tym względem są do nich podobne – red.), w odniesieniu do poziomu wykształcenia i wieku są umiarkowanie horyzontalne, natomiast w odniesieniu do poziomu dochodów i poziomu kwalifikacji są zdecydowanie wertykalne (uczestnicy rynku matrymonialnego szukają partnerów o wyższych dochodach i kwalifikacjach niż ich własne – red.)" – czytamy w artykule. "W latach 2008-2021 te preferencje zmieniły się w minimalnym stopniu, ale w porównaniu do lat 60. i 80. XX w. zwiększyła się horyzontalność preferencji, w szczególności w odniesieniu do poziomu dochodów i umiejętności".
Krótko mówiąc, obecnie małżeństwa częściej zawierane są między osobami, które są do siebie na wielu płaszczyznach podobne. Ta zmiana, zdaniem trojga ekonomistów, podniosła wskaźnik Giniego o około 3 pkt, czyli odpowiadała za mniej więcej połowę ze wspomnianego wzrostu nierówności dochodowych w USA. W największym stopniu przyczyniła się do tego zmiana preferencji potencjalnych partnerów w odniesieniu do wykształcenia i poziomu kwalifikacji (mierzonego w badaniu na podstawie wykonywanego zawodu) , a następnie w odniesieniu do poziomu dochodów i wieku.
Zdolności poznawcze nie nadążają za ilością informacji
Z ustaleń Cheremukhina i jego współautorów wynika, że preferencje w dużej mierze zmieniły się pod wpływem emancypacji kobiet. W przeszłości kobiety preferowały mężczyzn o wyższym niż one wykształceniu, dzisiaj zaś poszukują mężczyzn o wyższym poziomie dochodów i umiejętności, ale podobnym poziomie wykształcenia. Mężczyźni z kolei tradycyjnie poszukiwali "kur domowych", czyli partnerek o niższym statusie, zarówno jeśli chodzi o wykształcenie, jak i umiejętności i poziom dochodów. Tyle że wzrost odsetka wykształconych i pracujących kobiet sprawił, że takich partnerek na rynku matrymonialnym jest mało. W rezultacie zmienił się sposób kojarzenia par: częściej tworzone są one przez osoby podobne pod względem wykształcenia i innych cech, które na dłuższą metę wpływają na dochody.
"Zidentyfikowaliśmy wzrost stopy aktywności zawodowej kobiet oraz poziomu ich wykształcenia jako główną siłę, która przekształciła amerykański rynek matrymonialny" – konkludują autorzy.
Dlaczego serwisy randkowe, jak twierdzą, nie miały co najmniej równie dużego wpływu na ten rynek?
Zdaniem ekonomistów, te serwisy ograniczyły koszty poszukiwania partnerów, co teoretycznie mogłoby ułatwić dobieranie się w pary osobom podobnym. W praktyce jednak ograniczeniem okazują się być ludzkie zdolności poznawcze. Owszem, dzięki postępowi technologicznemu wybór potencjalnych partnerów stał się większy, nie wzrosła jednak zdolność ludzi do przetworzenia tych informacji.
Grzegorz Siemionczyk, główny analityk money.pl