Jego kadencja kończy się w październiku tego roku i jeszcze całkiem niedawno wydawało się, że zrealizuje swój wymarzony scenariusz. Mario Draghi rozpoczął swoją kadencję w bardzo burzliwym okresie. Kiedy objął stery Banku w listopadzie 2011 roku kryzys w strefie euro rozwijał się w najlepsze i było oczywistym, iż dokonane wcześniej podwyżki stóp były błędem. Draghi został rzucony na najcięższy front, walczył o utrzymanie strefy euro.
Słynne „cokolwiek będzie potrzebne do uratowania euro” z lipca 2012 roku często traktowane jest jako moment zwrotny kryzysu zadłużenia. Walka o powrót koniunktury w Europie nie była jednak łatwa, EBC wykorzystał arsenał stosowany przez inne podobne instytucje, tj. ujemne stopy procentowe i skup aktywów, a dodatkowo okrasił je swoimi pomysłami takimi jak programy długoterminowych pożyczek.
Wreszcie w 2017 roku coś zaskoczyła – europejska gospodarka ruszyła do przodu i wydawało się, że długo oczekiwana koniunktura wreszcie na dobre się zadomowi. Plan Draghiego był prosty – wycofać się z luzowania ilościowego w 2018 roku i przed odejściem podnieść stopy procentowe. Ta podwyżka miała być swego rodzaju pieczęcią sukcesu tej długiej i trudnej misji.
Niestety w ubiegłym roku sprawy zaczęły się komplikować. Kiedy w pierwszej połowie roku europejska gospodarka złapała zadyszkę, EBC początkowo kompletnie ten fakt ignorował. W drugiej połowie roku stało się już jasne, że ożywienie prysło jak bańka mydlana i Bank nie mógł dłużej utrzymywać, że nic się nie dzieje. EBC z programu luzowania ilościowego się wycofał, ale staje się jasne, że komunikowanie podwyżki na ten rok przestaje mieć sens. W gospodarce oczywiście nic nigdy nie jest pewne na sto procent, więc Draghi może próbować zachować twarz pokerzysty, licząc na pozytywny zwrot akcji (np. szybkie rozwiązanie kwestii Brexitu i porozumienie handlowe z Chinami), mimo iż jego karta jest coraz słabsza.
Rynki potrafią szybko zmieniać zdanie i pojawiły się już głosy, że EBC mógłby nawet zasugerować powrót polityki luzowania ilościowego, ale naszym zdaniem jest na to zdecydowanie za wcześnie. Draghi będzie chciał poprowadzić dzisiejszą konferencję tak, jakby w ogóle się nie odbyła, licząc na to, że do marca (kiedy to poznamy nowe projekcje Banku) coś się jednak zmieni na plus. Kurs euro będzie oczywiście żywiołowo reagował na każde słowo prezesa Banku, ale ostatecznie konsolidacja w notowaniach euro względem dolara może nie zostać rozstrzygnięta. Decyzję EBC poznamy o 13:45, konferencja rozpocznie się o 14:30.
Poza posiedzeniem EBC warto zwrócić uwagę na indeksy PMI za styczeń ze strefy euro (10:00) i USA (15:45). Ich dalszy spadek byłby bardzo złowieszczym sygnałem. Na razie mamy dane z Japonii i nie są dobre – PMI w przemyśle spadł tam do 50 pkt., poziomu najniższego od września 2016 roku. O 8:40 euro kosztuje 4,2944 złotego, dolar 3,7761 złotego, frank 3,7972 złotego, zaś funt 4,9293 złotego.