Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Łukasz Kijek
Łukasz Kijek
|
aktualizacja

Ukraińska żywność zalała Polskę? Prezes makaronowego giganta odpowiada

177
Podziel się:

Zenon Daniłowski produkuje 40 tysięcy ton żywności rocznie, przy rocznym obrocie 350 milionów złotych. Nie obawia się konkurencji z Ukrainą. - Jest taki mit w Polsce upowszechniony, że jeżeli jakaś żywność się pojawi, to jest ukraińska - mówi w Biznes Klasie założyciel Makaronów Polskich. Zobacz całą rozmowę na YouTube'ie.

Ukraińska żywność zalała Polskę? Prezes makaronowego giganta odpowiada
Zenon Daniłowski, prezes Makaronów Polskich. (Licencjodawca, money.pl)

"Biznes Klasa" to program money.pl dostępny na YouTube. Szef redakcji Łukasz Kijek prowadzi w nim rozmowy z przedsiębiorcami - o ich życiu, biznesie, zarobkach i wielu innych sprawach. Gościem ostatniego odcinka był Zenon Daniłowski, prezes i założyciel grupy Makarony Polskie oraz Praskiej Giełdy Spożywczej.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Potentat rynku makaronów wskazuje duży problem polskiego rolnictwa. Zenon Daniłowski w Biznes Klasie

Produkuje tysiące ton makaronu rocznie

Firma Makarony Polskie zatrudnia 450 osób, specjalizuje się w produkcji makaronów i dań gotowych, a jej kapitalizacja na giełdzie wynosi ponad 210 milionów złotych. Pakiet akcji jej założyciela Zenona Daniłowskiego wart jest ponad 60 milionów złotych. - Rocznie produkujemy ponad 40 tysięcy ton makaronu. Jest to 25-26 proc. polskiej produkcji makaronu - mówi prezes i założyciel firmy w "Biznes Klasie".

Jak opłacalny jest to biznes? W 2023 roku firma wypracowała przychody netto na poziomie 354,8 mln zł, co stanowi wzrost o 8 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim. Zysk netto wyniósł 32,9 mln zł, a EBITDA 57,8 mln zł (marżą EBITDA na poziomie 16,3 proc.). Produkty firmy dostępne są zarówno pod własnymi markami, jak i markami sieci handlowych, takich jak Biedronka, Lidl, czy Carrefour. Poza Polską grupa sprzedaje swoje produkty także do Ukrainy, Rumunii, Niemiec, Francji i Belgii.

Od chińskich wózków dziecięcych do króla makaronów

Daniłowski przygodę z przedsiębiorczością zaczynał w latach 90. od handlu sprzętem AGD, butami i wózkami dziecięcymi z Chin. Zarobione pieniądze z kolegami zainwestował w Praską Giełdę Spożywczą, a w 1998 roku kupili Polskie Zakłady Zbożowe w Rzeszowie, co pozwoliło im wejść na rynek makaronów. To był pierwszy poważny test, bo okazało się, że od razu ujawnili się starzy wierzyciele spółki.

- Wszyscy wystawili noty obciążeniowe za karne odsetki i musieliśmy te karne odsetki zapłacić. Cena wzrosła o 20 proc. (...) Na wszystko trzeba było ciężko pracować, z tymi takimi biznesami, że coś można przejąć za złotówkę, to oczywiście znam takich, co robili super dobre biznesy i obecnie są wielokrotnie więksi niż grupa, którą ja kieruję, ale więcej osób znam, których już nie ma na rynku - opowiada Daniłowski.

Polskie rolnictwo przegra z ukraińskim? Wskazuje, gdzie jest problem

Według Daniłowskiego wysokie koszty energii, inflacja oraz rosnące wymagania regulacyjne, takie jak ESG, są poważnymi wyzwaniami dla prowadzenia biznesu produkcyjnego w Polsce.

- Dla mnie Zielony Ład to przede wszystkim droga energia. Energia w Polsce jest bardzo droga, a w Europie jest dwa razy droższa niż w Stanach i w Chinach. Jak my możemy ze Stanami i Chinami konkurować jako Unia Europejska? I druga sprawa: co zrobić z brudnym importem? Przecież jeżeli my wypychamy z Europy brudne przemysły, to nie znaczy, że produkty tak wytworzone nie przypłyną z powrotem do Europy. Przecież Europie one są potrzebne. Różnego typu dodatki do leków i stal, i wiele innych produktów, nad którymi nie mamy kontroli - wyjaśnia Daniłowski.

Jak wejście Ukrainy do UE wpłynie na polską produkcję?

Prezes Makaronów Polskich jest nie tylko producentem żywności, ale także pochodzi z rodziny rolniczej i sam prowadzi gospodarstwo. Według niego wejście Ukrainy do UE jest konieczne, ale polskie rolnictwo już teraz powinno rozpocząć wielką reformę strukturalną.

- Problem nie jest w Ukrainie, problem jest w Polsce. Polskie rolnictwo nie przygotowuje się do tego, żeby konkurować w przyszłości z rolnictwem ukraińskim. U nas ponad połowa terytorium kraju to jest bardzo rozdrobnione rolnictwo. Działki są co najwyżej półhektarowe, czasem zdarzają się hektarowe. Koszty samego dojazdu do tych działek, ich upraw są wysokie. (...) Nic nie robimy, żeby poprawić strukturę hektarów, my nie możemy dzisiaj próbować utrzymywać za wszelką cenę nasze zacofane rolnictwo i nie reformować go. (...) Godzina pracy ciągnika John Deer to jest około 400 złotych, a jeżeli on 50 proc. czasu dojeżdża do pola, 50 proc. pracuje, to godzina jego pracy efektywna wynosi 800 złotych. Na Ukrainie ciągniki pracują na trzy zmiany, tylko się operatorzy zmieniają, a ciągniki ciągle jeżdżą po polu - wyjaśnia Daniłowski.

Ukraińska żywność zalewa Polskę?

Daniłowski przyznaje, że w zeszłym roku jego firma również kupiła partię pszenicy ukraińskiej do produkcji żywności. - Kupiliśmy partię pszenicy ukraińskiej, wysokobiałkowej, szklistej, która jest używana do produkcji makaronów semolinowych. Było to kilka tysięcy ton i makaron wyprodukowany z tej pszenicy wyeksportowaliśmy na Ukrainę - wyjaśnia. Prezes Makaronów nie obawia się konkurencji z Ukrainy i twierdzi, że prawdziwym problemem jest żywność rosyjska, która trafia do Europy. Według niego Europa Zachodnia została zalana rosyjską pszenicą.

- Tworzą się mity i czarny PR. okazuje się, że to nieprawda, że pszenica ukraińska zalała rynki europejskie w ubiegłym roku, no bo na pszenicę rosyjską, tak jak na żywność, nie było żadnego cła. Teraz już cło jest, ale w ubiegłym roku nie było i wiele krajów importowało ogromne ilości pszenicy rosyjskiej. A jest mit taki w Polsce upowszechniony, że jeżeli jakaś żywność się pojawi, to jest ukraińska. Z jednej strony wysyłamy tam czołgi, inwestujemy w Ukrainę, a z drugiej strony jesteśmy na czele krytyków Ukrainy i próbujemy walczyć z ich eksportem. Nie powinniśmy wpuszczać na polski rynek więcej niż potrzebujemy, tak jak to jest obecnie - wyjaśnia Daniłowski.

W poprzednich odcinkach "Biznes Klasy" Łukasz Kijek rozmawiał z:

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
pieniądze
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(177)
TOP WYRÓŻNIONE (tylko zalogowani)
Marek K.
5 dni temu
Dlaczego nie siądziecie normalnie w studiu, tylko musicie specjalnie odpalać samochód, żeby nagrać wywiad? Skąd taka chora moda?
KLOZETOWA
5 dni temu
Nie mówi prawdy..
marcin
5 dni temu
Każdy to rozumie importować trzeba jak i nas jest mało ale jak mamy nadwyżki to regulujemy import cłami podatkami innymi środkami a nie otwieramy nasze granicę chociaż nasze zalegają. Takie rozwiązanie jest dobre na chwilę ale na dłuższą metę to jest celowe zaoranie naszego rodzimego biznesu i nie chodzi tylko o rolnictwo ale o inne branże
POZOSTAŁE WYRÓŻNIONE
TAK
5 dni temu
w mące Basi były pestycydy zakazane w unii. Teraz to samo chcą nam zafundować z Mercosur
Pytam
5 dni temu
Czy gdy w Polsce była druga wojna światowa Polska coś eksportowala, jak to robi UA teraz. Czy do Warszawy w czasie wojny zlatywali się dygnitarze z całego świata jak to jest w Kijowie ???
POL
5 dni temu
Pisze bzdury. Nic nie inwestujemy na UA, tylko wszystko od nas dostają za darmo.
NAJNOWSZE KOMENTARZE (177)
grażyna
3 godz. temu
i jak zwykle nic jakie podatki zapłacili ci wszyscy przedsiębiorcy ile płacą pracownikom ile dostali kasy w ramach tarczy
Nnyy
2 dni temu
Patrzec na cod kreskowy i po problemie tylko polskie produkty kupuj
Iga
2 dni temu
Kto ich wpuscil na polski rynwk.Polalacy potrafia produkowac makaron u inne produkty.
Kamil
3 dni temu
Najważniejszą rzeczą jest, aby jedzenie było zdrowe i produkowane w odpowiednich warunkach. Nie da się zachować właściwych warunków bez kontroli na każdym etapie produkcji. I nie może być tak, że kontrole są zapowiedziane, a kontrolujący to pociotek kontrolowanego i dlatego udaje, że nie widzi syfu panującego w zakładzie. Niestety w małych gospodarstwach, w małych miejscowościach tak to wygląda. Palenie śmieci to norma, brak odzieży ochronnej, brak przestrzegania zasad higieny i bezpieczeństwa to norma. Wszyscy wiedzą, ale wszyscy udają, że nie widzą. Dlatego tak często w gospodarstwach dochodzi do tragedii. Skoro nie ma w zakładzie zachowanych podstawowych zasad higieny i bezpieczeństwa, to jak można myśleć, że przy produkcji serka, czy mleczka, ktoś w ogóle przejmuje się tym w czym to produkuje i co tak naprawdę trafia do wyrobu. Ważne by się sprzedało. Kasa, kasa, kasa, tylko to się liczy.
qwertyuiop[
3 dni temu
Tuczniki w Rolsrojsie.
...
Następna strona