W czwartek rano notowania złotego wobec głównych walut spadały. Po godz. 8:00 euro kosztowało 4,83 zł, dolar amerykański – 4,82 zł, a frank szwajcarski – 4,91 zł. Kursy zagranicznych walut systematycznie pną się w górę w wyniku długofalowych konsekwencji wojny. Dlaczego?
Kapitał szuka bezpiecznej przystani. Kryzys energetyczny dołuje euro
Aleksandra Olbryś, analityk rynków metali szlachetnych w Tavex tłumaczy, że w okresach takich jak ten – kiedy rynki pozostają pod wpływem wysokiej zmienności – kapitał sukcesywnie "ucieka" w kierunku walut powszechnie uważanych za najbezpieczniejsze. – Widać to szczególnie w przypadku dolara amerykańskiego, będącego walutą rezerwową, którego indeks w ostatnich dniach wzrósł do najwyższego poziomu od 20 lat. Nic więc dziwnego, że polska waluta, zaliczana do koszyka walut rynków wschodzących, które z kolei uznawane są za ryzykowne, w obecnych warunkach nie radzi sobie najlepiej – mówi ekspertka.
Bartosz Sawicki, analityk cinkciarz.pl, zwraca uwagę na jeszcze inne zjawisko – ograniczenie dostaw rosyjskiego gazu do Europy Zachodniej sprawia, że strefie euro coraz głębiej zagląda w oczy widmo kryzysu energetycznego. A ten doprowadziłby do pogorszenia perspektyw gospodarczego wzrostu i zapewne głębokiej recesji oraz oznaczał mniejszą dozę zacieśniania monetarnego przez EBC.
W takim otoczeniu euro jest gwałtownie przeceniane w relacji do dolara, ale także i franka szwajcarskiego. Złoty obrywa niejako rykoszetem jako tzw. satelita strefy euro. Z tego względu USD/PLN i CHF/PLN rosną jeszcze gwałtowniej niż EUR/PLN – wyjaśnia analityk.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Parytet na eurodolarze po raz pierwszy od 20 lat
Ciekawa rzecz wydarzyła się na rynku walutowym w minionych dniach – euro i dolar zrównały się wartością po raz pierwszy od 2002 r. – Wspólna waluta nie ma obecnie absolutnie żadnych argumentów mogących zneutralizować atuty dolara. Są nimi: zdecydowanie walczący z inflacją bank centralny, rozgrzany rynek pracy (dający nadzieję na uniknięcie recesji i tzw. miękkie lądowanie) oraz niezależność energetyczna USA przekładająca się na warunki handlu zagranicznego i sytuację w bilansie płatniczym – mówi Sawicki.
W rezultacie euro, zdaniem analityka, zagraża dalsza, lawinowa wyprzedaż, a presja na jego osłabienie może się utrzymywać długo, jeśli w Unii Europejskiej nie przyspieszy proces odbudowy zapasów gazu ziemnego przed sezonem grzewczym. Nic tego jednak nie zwiastuje, gdyż w minionych tygodniach dostawy z Rosji do Niemiec nie przekraczały połowy średniej z 2021 r. – zwraca uwagę nasz rozmówca.
Nad światem wisi widmo kryzysu. Co czeka złotego?
Czarne chmury kłębiące się nad globalną gospodarką nie rozstąpią się z dnia na dzień. W obliczu potencjalnego kryzysu energetycznego perspektywy Starego Kontynentu rysują się w ponurych barwach.
Na razie nic nie wskazuje, by złoty mógł powracać na wzrostową ścieżkę. W tej chwili rynki finansowe są na skraju paniki. Wprawdzie tak szybko, jak wybuchła, może ona ustąpić, ale nie ma jednoznacznych przesłanek, by inwestorzy mieli odwracać się od dolara, a euro mogło wyrwać się ze spirali wyprzedaży, co poprawiłoby także kondycję złotego – przewiduje Bartosz Sawicki.
Prezes NBP Adam Glapiński na konferencji po posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej (RPP) przekonywał jednak, że złoty ma przestrzeń do umocnienia, a NBP "bez problemu" na potencjalne interwencje umacniające polską walutę może przeznaczyć nawet 10-20 mld dol. Według Sawickiego, oznaczałoby to, że gdyby kurs franka, euro i dolara dalej dryfował w kierunku 5 zł, to możliwe jest przeciwdziałanie tym tendencjom przez polskie władze monetarne.
- Do samoistnego umocnienia złotego potrzebna jest poprawa postrzegania perspektyw europejskich gospodarek, co w tej chwili wydaje się mało realne - stwierdza Sawicki.
Prognozy Cinkciarz.pl zakładają, że w dłuższej perspektywie złoty odrobi część strat i na koniec września za euro zapłacimy około 4,60 zł. Wspólna waluta nie będzie jednocześnie w stanie w znacznym stopniu odrobić tegorocznej przeceny względem dolara. Euro powinno być również w najbliższym czasie tańsze od franka.
Sawicki uważa, że położenie euro nie będzie zapewne ulegać wyraźnej poprawie, ale rażący kontrast z atrakcyjnością dolara może słabnąć. Wskazuje, że punktem zwrotnym może stać się moment, gdy inwestorzy zaczną koncentrować się mocniej na majaczeniu na horyzoncie obniżek stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych.
- Punktu, w którym uwaga przeniesie się z inflacji na perspektywy wzrostu gospodarczego. A im agresywniej Fed będzie tłumić inflację (w lipcu podniesie stopy o 75 pkt bazowych, a do końca roku koszt pieniądza przekroczy pułap 3,5 proc. - przyp. red.), tym w większym stopniu tłamsić będzie konsumpcję. To, co dziś pomaga dolarowi, w szerszym ujęciu może mu szkodzić - analizuje Sawicki.
Wnioskuje, że hamowanie wzrostu gospodarczego na świecie trudno uznawać za szklarniowe warunki dla złotego i innych walut rynków wschodzących. - Mimo to mogą się one okazać korzystniejsze niż obecnie panujące, gdy presja cenowa minie szczyt, a Fed zacznie się sposobić do łagodzenia polityki - puentuje.