Sytuacja gospodarcza w USA jest nadal dużą przeszkodą dla globalnego ożywienia gospodarczego. Wielu analityków nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie czy amerykańska gospodarka wyszła z recesji i jest na ścieżce trwałego rozwoju.
Wątpliwości co do pełnego ożywienia gospodarczego w USA pojawiły się, kiedy inwestorów rozczarowały dane dotyczące nowych miejsc pracy. Wbrew oczekiwaniom rynkowym gospodarka amerykańska była w stanie wykreować tylko 21 tys. miejsc pracy w lutym bieżącego roku. Prognozy zakładały aż 130 tys. nowych miejsc pracy.
Nasiliły się wątpliwości, co do trwałości ożywienia w Stanach, ponieważ inne dane gospodarcze również nie napawają optymizmem. Deficyt na rachunku obrotów bieżących wynosi 5 proc PKB. Poza tym spada popyt na amerykańskie towary na świecie, a choć dolar jest słaby nie widać, by radykalnie wzrastał eksport. Można więc wywnioskować, że obecna kondycja gospodarki amerykańskiej nie jest dobra, a sytuację może jedynie poprawić ożywienie gospodarcze poza Stanami Zjednoczonymi, w szczególności w Eurolandzie czy w Japonii. Tam też nie widać możliwości ożywienia.
Nasilają się opinie, że waluta amerykańska może jeszcze osłabić się w stosunku do euro i nawet osiągnąć poziom 1,5 dolara. Dane z rynku pieniężnego wyjaśniają ten marazm gospodarczy na świecie: podaż pieniądza (narrow) w USA kształtuje się na poziomie 5,6 proc. w porównaniu z sytuacją sprzed roku, w Eurolandzie 11,2 proc., a w Japonii 4,3 proc. Z kolei oprocentowanie 10-letnich bonów skarbowych wynosi: w USA – 3,73 proc., w Eurolandzie – 3,88 proc. i Japonii – 1,32 proc. Można wnioskować, że jest dużo kapitału w Eurolandzie, który mógłby zostać wykorzystany przez inwestorów w USA, ale rynek ten nie jest atrakcyjny dla inwestorów europejskich ze względu na niskie oprocentowanie. Nie można też liczyć, że Japonia pomoże ożywić gospodarkę amerykańską. Europa nie spieszy się z inwestowaniem w USA, licząc na nowe możliwości 10-nowych członków Unii, w tym i Polski. Sytuacja taka potwierdza, że dalsze osłabienie dolara wobec euro jest jak najbardziej możliwe, zwłaszcza gdy G-8 nie podejmie kroków mających na celu
umocnienie waluty amerykańskiej. Obecnie Prezydent Bush skoncentruje się raczej na zbliżających się wyborach i nie ma przysłowiowego asa w rękawie, który mógłby zmienić sytuację gospodarczą. Natomiast nowo wybrany prezydent będzie potrzebował czasu, by dokonać radykalnych zmian w polityce walutowo-monetarnej USA, w celu zmniejszenia deficytu na rachunku obrotów bieżących tak, by wzmocnić dolara.
Najbliższe 2 – 3 lata będą bardzo niepewne dla Polski. Wartość złotego będzie uzależniona od trzech podstawowych czynników: relacji dolara do euro, sytuacji polityczno-gospodarczej Polski oraz gospodarczej siły w nowych, unijnych warunkach. Jednak podstawowy trend złotego będzie odzwierciedleniem relacji USD – EUR. Natomiast sytuacja polityczno-gospodarcza oraz siła gospodarcza Polski w UE, w szczególności zdolność do absorpcji unijnych środków, będą odpowiadać za bieżący przebieg kursu.
W ciągu najbliższych 2-3 lat można zakładać, że dolar osłabnie na rynkach światowych i zostanie przekroczony magiczny poziom 1,30 dolara za każde euro. Czarny scenariusz zakłada nawet poziom 1,50. Taki rozwój sytuacji może sprawić, że będziemy mieli do czynienia ze znacznymi zawirowaniami na krajowym rynku walutowym. Kurs dolara do złotego może wówczas pozostać w okolicach 3,80 zł, a kurs euro do złotego może osiągnąć nawet poziom 5,70 złotego. Na razie taki scenariusz wydaje się mało prawdopodobny, ale na rynku walutowym, niczego nie można wykluczać.