Średnio za dolara płacimy 4,00 złotego, za euro zaś 4,77 złotego.... to nie fikcja, tak wyglądały raporty rynkowe tuż po święcie majowym w 2004 roku, kiedy Polska świętowała wejście do Unii Europejskiej.
Od tamtego czasu odnotowaliśmy bardzo silne umocnienie złotego - dziś kurs USDPLN przez moment znalazł się poniżej poziomu 2,16 zaś EURPLN poniżej 3,42. Zachodzi pytanie: ile jeszcze może potrwać umocnienie złotego i jakie poziomy są w zasięgu możliwości rynku? Pytanie istotne nie tylko dla inwestorów na foreksie, lecz także dla eksporterów oraz autorów polityki pieniężnej w kontekście zagrożeń inflacyjnych.
Tak duże umocnienie złotego na przestrzeni ostatnich kilku lat ma kilka przyczyn. Po pierwsze po wejściu Polski do Unii Europejskiej znacząco spadło ryzyko naszego kraju. Nagle znaleźliśmy się w kręgu zainteresowań wielu instytucji finansowych, które chciały uzupełnić swoje portfele o polskie aktywa. Spowodowało to nie tylko umocnienie waluty, ale także wzrost cen wielu aktywów, jak choćby akcji. Znacząco spadło również ryzyko kredytowe, co znalazło odzwierciedlenie w dużym spadku premii za ryzyko płaconej od emitowanych obligacji w walutach obcych. Dodatkową rolę odgrywał fakt, iż polska gospodarka rozwijała się szybciej i zachodziła konieczność utrzymywania relatywnie wyższych stóp procentowych. Wreszcie niebagatelną rolę odegrał wzrost kursu EURUSD - warto zwrócić uwagę, iż złoty wyraźniej tracił na wartości tylko w 2005 roku kiedy mieliśmy do czynienia z poważniejszą korektą trendu wzrostowego na parze EURUSD.
Wbrew powszechnej opinii umocnienie waluty jest generalnie korzystne - zwłaszcza jeśli mowa o importerze netto, jakim jest Polska. Oczywiście umocnienie waluty stanowi problem dla eksporterów i w związku z tym może przełożyć się na niższy wzrost gospodarczy. Należy jednak dodać, iż bardzo wiele podmiotów będących eksporterami jest również dużymi importerami, stąd problem dotyczy tylko wytwarzanej przez te firmy wartości dodanej. W związku z tym najbardziej szkodliwe są gwałtowne zmiany kursowe (zwłaszcza, że ciągle niewielki odsetek firm zabezpiecza się przed tymi wahaniami), które jak każdy szok wprowadzają chaos informacyjny, utrudniając planowanie. Z drugiej jednak strony, mocniejsza waluta oznacza tańszy import. Inwestorzy zagraniczni przyczyniając się do umocnienia złotego pośrednio obniżają polskim konsumentom ceny w swoich gospodarkach. Dzięki temu choćby łatwiej sfinansować jest rosnące szybko nakłady inwestycyjne.
Tańszy import oznacza niższą inflację. Niestety przełożenie to nie jest łatwe do oszacowania i jest zmienne w czasie, zwłaszcza w przypadku dóbr przetworzonych. Umocnienie złotego póki co uchroniło nas w dużym stopniu przed wyższymi cenami paliw i żywności. Gdyby nie spadek notowań USDPLN, podwyżka cen gazu byłaby nieporównywalnie wyższa niż zatwierdzone 14,4%, zaś ceny pieczywa mogłyby wzrosnąć nawet dwukrotnie. Wyższe byłyby też stopy procentowe. Co prawda RPP słusznie zauważa, że nigdy nie ma pewności co do stałości notowanego umocnienia, ale decyzje byłyby inne gdyby groził nam wzrost inflacji rocznej do 8-10%.
Nie można wykluczyć, że wkrótce na złotym może dojść do pewnej korekty, choćby ze względu na zyski odnotowane już na krótkich pozycjach, głównie na USDPLN. Kurs dolara spadł bowiem w ciągu ostatnich 2 miesięcy o 35 groszy. Pretekstem do korekty może być decyzja RPP o pozostawieniu stóp na niezmienionym poziomie. Taki scenariusz wyglądał na prawdopodobny już po wypowiedziach niektórych członków RPP, zaś po ostatnim umocnieniu złotego decydenci mogą nabrać już poważnych obaw o wpływ czwartej z rzędu podwyżki na polski foreks i zaczekać z podniesieniem stóp do 6% do maja lub nawet czerwca. Czynnikiem ryzyka dla takiego scenariusza są oczywiście dane za marzec, których część podana będzie w przyszłym tygodniu. Jeśli dynamika nominalnego funduszu płac (uwzględniająca wzrost wynagrodzeń i zatrudnienia) znów będzie bliska 20% r/r a produkcja i sprzedaż wzrosną podobnie jak na początku roku, członkowie RPP mogą nie mieć wyboru.
Nawet jeśli złotego czekać będzie chwilowe osłabienie, nie oznacza to jeszcze odwrócenia trendu - do tego potrzeba by silnych spadków na EURUSD lub wyraźnego spowolnienia w polskiej gospodarce - żaden z tych scenariuszy nie wygląda póki co zbyt wiarygodnie. Jeżeli obecna fala spadkowa na parze USDPLN miałaby być porównywalna rozmiarami z tą z drugiej połowy minionego roku, niedługo za dolara płacilibyśmy już dwa złote