Siła polskiej waluty, a także waluty czeskiej i węgierskiej, wynika ze zbliżającego się wstąpienia tych krajów do Unii Europejskiej - uważa Leszek Balcerowicz, prezes Narodowego Banku Polskiego.
'Jeśli kształtowanie się kursu złotego do dolara i euro porównamy z kursem czeskiej korony i węgierskiego forinta do dolara i euro, to okaże się, że te wszystkie waluty się umocniły. To są wspólne tendencje - oczekiwanie, że te trzy kraje wejdą do UE i będą jeszcze bardziej atrakcyjne. To jest pewien efekt uboczny spodziewanego sukcesu' - powiedział w niedzielę Balcerowicz podczas Polskich Spotkań Europejskich w Warszawie.
'W ostatnich dniach kurs złotego do dolara się umocnił, ale kurs złotego do euro się nie umocnił. Nie było żadnych powodów do jakiś nagłych alarmów' - dodał prezes NBP.
Złoty na zamknięciu piątkowych kwotowań osiągnął kursy: 4,019 za dolara i 3,67 za euro.
Minister Finansów Marek Belka powiedział w piątek, że kurs 4,25-4,30 zł za dolara byłby bezpieczny dla inflacji i korzystny dla eksporterów. Według Belki ostatnie dni są dalszym ciągiem dyskusji o polityce kursowej. Wywołał ją sam minister, mówiąc, że przed wejściem do europejskiego systemu kursów walutowych możliwa byłaby jednorazowa dewaluacja złotego.
W środę Belka powiedział, że złoty jest obecnie zbyt mocny i rząd powinien podjąć inicjatywę w sprawie polityki kursowej w celu jego osłabienia oraz rozpocząć dyskusję z Radą Polityki Pieniężnej na ten temat. Część rynku odczytała to jako zachętę do interwencji na rynku walutowym.
W odpowiedzi wiceprezes NBP Andrzej Bratkowski uznał, że interwencja banku centralnego na rynku walutowym byłaby w obecnej sytuacji nieefektywna oraz groziłaby stratami finansowymi NBP, a pośrednio - budżetowi państwa.
'Najlepszy sposób na zmniejszenie presji aprecjacyjnej, to zredukowanie luki budżetowej, aby dług publiczny nie rósł' - dodał prezes NBP.
Belka podkreślał także w piątek, że istotne będzie kształtowanie się kursu euro wobec dolara. W jego opinii, korzystne dla Polski byłoby umacnianie się euro wobec dolara.
'Nie da się wykluczyć, że będziemy mieli do czynienia z wzmacnianiem się euro do dolara' - powiedział w niedzielę Balcerowicz.
Prezes NBP uważa też, że nie mają podstaw obawy 'w niektórych krajach UE, że szybkie przystąpienie do strefy euro krajów kandydujących do UE mogłoby osłabić euro'.
'Jeśli ktoś w ogóle sądzi, że euro jest zbyt słabe, to ono nie jest zbyt słabe z powodów problemów Grecji, bo ona jest mała, lecz z powodu braku reform strukturalnych w dużych krajach, jak Niemcy, Francja i Włochy' - powiedział Balcerowicz.
Prezes NBP opowiedział się także za jak najwcześniejszym wejściem Polski do Europejskiej Unii Monetarnej.
'Nasze nastawienie się na szybkie przystąpienie do strefy euro jest możliwe, a po drugie, byłoby lepsze niż nastawienie się na przystąpienie późniejsze i odkładanie tego celu w bliżej nieokreśloną przyszłość' - powiedział Balcerowicz.
'Polacy doceniają stabilność złotego, ale sądzą, że pieniądz europejski może być jeszcze bardziej stabilny' - dodał.
Z wcześniejszych opinii NBP wynika, że przystąpienie Polski do unii monetarnej powinno nastąpić najwcześniej jak to możliwe, ale szanse, żeby stało się to w 2006 lub 2007 roku są niewielkie ze względu na wysoki deficyt budżetowy.
Orłowski uważa, że złoty powinien być słabszy o 10-15 proc.
Złoty powinien być słabszy o 10, najwyżej o 15 proc., aby zapewnić polskim eksporterom bardziej korzystne warunki - powiedział w poniedziałek w prywatnym radiu Witold Orłowski, doradca prezydenta.
'Obecnie z punktu widzenia polskich eksporterów byłoby lepsze, gdyby złoty był o 10, najwyżej 15 proc. słabszy niż jest obecnie, bo eksporterzy wypadają z rynku (...) Nasza sytuacja gospodarcza byłaby korzystniejsza, gdyby złoty kosztował 4,30 za USD, a nie 4 za dolara' - powiedział Orłowski radiu Zet.
Złoty na poniedziałkowym otwarciu znalazł się na poziomie 4,023 za dolara i 3,68 za euro.
Minister Finansów Marek Belka powiedział w piątek, że kurs 4,25-4,30 zł za dolara byłby bezpieczny dla inflacji i korzystny dla eksporterów.
Według Belki ostatnie dni są dalszym ciągiem dyskusji o polityce kursowej. Wywołał ją sam minister, mówiąc, że przed wejściem do europejskiego systemu kursów walutowych możliwa byłaby jednorazowa dewaluacja złotego.
W środę Belka powiedział, że złoty jest obecnie zbyt mocny i rząd powinien podjąć inicjatywę w sprawie polityki kursowej w celu jego osłabienia oraz rozpocząć dyskusję z Radą Polityki Pieniężnej na ten temat. Część rynku odczytała to jako zachętę do interwencji na rynku walutowym.
Orłowski powiedział, że doprowadzenie do osłabienia złotego nie jest łatwym zadaniem, ale rynek walutowy nie jest duży i jest to możliwe.
'Nie jest łatwo precyzyjnie osiągnąć taki poziom złotego. Nasz rynek walutowy nie jest duży i doprowadzenie do czasowego osłabienia złotego mieści się w granicach możliwości NBP. To jest po to, by inwestorzy sami się wycofali, aby złoty osłabł w trochę bardziej trwały sposób' - powiedział.
Orłowski dodał, że koszty interwencji nie wynikają z tego, że bank centralny musi kupować na rynku walutę.
'Cały koszt polega na tym, że stopy procentowe, czy cały dochód, jaki bank centralny będzie otrzymywać w momencie, kiedy wykupuje np. euro z rynku jest niższy nieco od dochodu, który ma w momencie, gdy ma więcej złotówek niż euro. Im mniejsza różnica w stopach procentowych, czyli im skuteczniejszy będzie bank centralny w osłabianiu kursu złotego, tym mniej zapłaci za interwencję' - powiedział.
Orłowski uważa także, że jednym ze sposobów osłabienia polskiej waluty jest zwiększenie poczucie ryzyka u inwestorów.
'Bank centralny powinien zwiększać poczucie ryzyka, że złoty osłabnie, że dochodowość spadnie. To można zrobić, obniżając stopy procentowe. Rynek czeka na informację, że jest obniżka stóp, która będzie ostatnią obniżką na dłuższy czas i wówczas inwestorzy zaczną sprzedawać polskie papiery, waluta się osłabi' - powiedział.
Dodał, że wcześniejsza, głębsza redukcja stóp procentowych umożliwiłaby spadek wartości złotego.
'Gdyby obniżka wyniosła 100 czy 150 pkt bazowych wraz z jasną informacją, że to jest ostatnia obniżka, już dziś złoty byłby słabszy' - dodał.
RPP w tym roku obniżyła dwukrotnie; w styczniu o 100-200 pkt. bazowych oraz w kwietniu 50-100 pkt. bazowych.
RPP w kwietniu dokonała redukcji stopy lombardowej i redyskontowej o 100 punktów bazowych, stopy interwencyjnej o 50 punktów, a stopy depozytowej pozostawiła bez zmian.
Stopa lombardowa wynosi obecnie teraz 12,5 proc., redyskontowa 11 proc, a interwencyjna 9,5 proc.