Jak donosi Rzeczpospolita Ministerstwo Finansów wraz z rządowym biurem prasowym postanowili nie zamieszczać reklam i płatnych ogłoszeń dotyczących skarbowych papierów dłużnych w ogólnopolskich dziennikach, które do tej pory były stałym miejscem ukazywania się tych informacji i ogłoszeń. Zamiast więc 'Rzeczpospolitej' i 'Gazety Wyborczej' o bezpieczeństwie i atrakcyjności obligacji będziemy mogli dowiedzieć się z ... 'Trybuny'. Ten bowiem dziennik teraz przejmie pyszny kąsek reklamowy. Z tygodników odpadnie 'Newsweek' oraz 'Wprost' pozostanie 'Polityka', dojdzie zaś lewicowy 'Przegląd'. Wg rządu taka zmiana strategii ma poprawić efekty sprzedaży obligacji na rynku detalicznym i jednocześnie obniżyć koszty. Nie od dziś wiadomo że lewicowy elektorat regularnie czytający 'Trybunę' - ok. 40 tys. sprzedawanych egzemplarzy, co daje ok. 200 tys. stałych czytelników, to pod względem dochodów i posiadanego majątku elita tego narodu. I to ci czytelnicy dysponują zasobami finansowymi, które mogą przeznaczyć na
patriotyczne inwestycje w polskie obligacje.
Z pewnością, ani 'Rzeczpospolita', ani liberalne 'Wprost', które od pewnego czasu wskazują na zwiększenie się ryzyka zakupu polskich obligacji z uwagi na wzrost długu publicznego i brak wyraźnych sygnałów poprawy sytuacji gospodarczej, nie dostarczą państwu wielu klientów na jego papiery dłużne. Tym bardziej czytelnicy prawicowego 'Życia' czy 'Naszego dziennika', chociaż mają porównywalną sprzedaż, posiadają niezbyt właściwych czytelników - ci gotowi są na złość rządowi kupować USD i chować je pod pierzynę a nie zbierać obligację do obligacji.
Tak poważnie to sprzedaż obligacji na rynku detalicznym spada. Spada nie dlatego, że naród nie wie o istnieniu obligacji, ale dlatego że naród traci resztki skłonności do oszczędzania. Podatek od oszczędności, wzrost bezrobocia połączony w ostatnim czasie ze spadkiem płac, wreszcie spadek stóp procentowych, który jak dotychczas wywołał tylko gwałtowny spadek oprocentowania depozytów - zwłaszcza tych a'vista, które już nie pozwala na zwrot chociażby kosztów prowadzenia rachunku, to wszystko powoduje że nasze oszczędności kurczą się. Wolimy je przejeść - stąd zadziwiająca beztroska narodu utrzymującego dotychczasowy poziom konsumpcji pomimo znaczącego spadku dochodów rozporządzalnych. Tendencja ta z jednej strony ratuje chimeryczny wzrost gospodarczy w granicach 1%, z drugiej zaś zaskakuje nawet samych rządzących zwiększonymi wpływami do budżetu z tytułu podatków pośrednich. Jednocześnie powoli zwiększa się popyt na kredyty konsumpcyjne, bo oszczędności zaczyna
brakować.
Pytanie brzmi, czyje zatem pieniądze pożyczają nam banki, skoro sami nie oszczędzamy? Ba, czyje pieniądze pożycza skarb państwa? Obecnie coraz częściej zagraniczne, których napływ wywołał tą niesamowitą aprecjację złotego. Już ok.15% krajowego długu skarbu państwa pozostaje własnością podmiotów zagranicznych. Zadłużenie polskich podmiotów finansowych rośnie, rośnie również zadłużenie polskich podmiotów gospodarczych za granicą. Ale limit takiego zadłużania się nie jest nieskończony.
Pierwszy sygnał już mieliśmy - obniżono jeden z mniej znaczących ratingów polskiemu długowi oraz dwóm czołowym bankom komercyjnym. Kolejnym będzie przekroczenie prawdopodobnie jeszcze w tym roku bariery długu publicznego powyżej 50% PKB.
Wracając do zmiany strategii marketingowej rządu, który postanowił odwołać się do patriotyzmu swojego elektoratu, to nie należy spodziewać się specjalnych rezultatów ekonomicznych. Szkoda tylko niektórych dzienników i tygodników, bo straciły liczącego klienta reklamowego. Już i tak na rynku reklamowym panuje zastój. Ze swej strony uważam, że internet jest miejscem spotkań dosyć zamożnej grupy społeczeństwa jak na polskie warunki. Grupa ta z reguły ma dość liberalne poglądy i dobra kampania skierowana do nich połączona ze subskrypcją obligacji przez sieć miałaby dość dobre rezultaty ekonomiczne. Póki co jednak nie ma lewicowego portalu finansowego.