Monika Rosmanowska: Pod koniec listopada do Sejmu wpłynął projekt nowelizacji ustawy o ograniczeniu handlu w niedzielę i święta oraz niektóre inne dni. Dokument zaostrza dotychczasowe zapisy, czego konsekwencją ma być zamknięcie punktów prowadzących działalność pocztową. To uderzenie w sieć Żabka, którą związkowcy oskarżają o udawanie placówki pocztowej.
*Paweł Tracz: **Jako przedsiębiorcy nie złamaliśmy prawa, co zostało potwierdzone wyrokami sądowymi. Nie udajemy placówek pocztowych. Co innego sytuacja, w której realizacja tego rodzaju usług zostałaby wprowadzona na potrzeby ominięcia ustawowych zapisów, ale dystrybucją przesyłek zajmujemy się od sześciu czy siedmiu lat. Od początku tej działalności dostarczyliśmy około miliona paczek, a zainteresowanie naszych klientów stale rośnie. Konsument ma prawo wybrać dostawcę i odebrać przesyłkę w dogodnym miejscu i czasie.
Idąc dalej można powiedzieć, że Poczta Polska zaczyna udawać sklepy. Można tam kupić prasę, książki, słodycze ... Dlaczego tak się dzieje? Bo to jest odpowiedź na potrzeby klientów.
I dlatego nie rozumiem tego ataku. Na stacjach benzynowych też możemy zamontować samoobsługowe dystrybutory. Zamiast tego obserwujemy inwestycje, które pozwalają zmienić stacje w sklepy. To niekonsekwencja.
Pozostaje inne wyłączenie, z którego Żabki mogą skorzystać. Przedsiębiorca działający we własnym imieniu i na własny rachunek, będzie mógł prowadzić sprzedaż osobiście...
W tej chwili właściciel sklepu także jest w niedzielę w pracy, nawet jeśli nie stoi za ladą. Musi przypilnować wielu spraw. Dziś ustawa mówi o tym, że w pracy w niedziele niehandlowe mogą być małżonkowie i ich dzieci. A dlaczego – co naturalne – nie rozszerzyć tej grupy o rodziców małżonków czy rodzeństwo pary?
Logicznym wydałoby się raczej złagodzenie tego prawa, bo małe sklepy są najczęściej firmami rodzinnymi. Poza tym kto dziś pracuje w niedzielę? Tylko ten, który chce. Zdarza się, że są to studenci czy osoby z niską rentą lub emeryturą. W dzisiejszych realiach nie ma możliwości zmusić pracownika do pracy. Pomiędzy dużymi sklepami trwa nawet walka o ludzi. Pracownik ma prawo wyboru. Zawsze pytam, kto chce pracować i nie mam problemu ze znalezieniem chętnych.
„Solidarność” chce także, aby zakaz handlu w niedzielę obowiązywał franczyzobiorców, którzy – zdaniem pomysłodawców zmian – są zmuszani przez sieć do pracy.
I tego nie możemy zrozumieć. Słyszymy także, że jako franczyzobiorcy nie jesteśmy polskim kapitałem. A czyim? W sieci Żabka jest w tej chwili około 5 tysięcy punktów. Każdy jest małym polskim przedsiębiorstwem. Sklepów działających w pojedynkę praktycznie już na rynku nie ma, zdecydowana większość zrzesza się pod różnymi szyldami. Franczyzą jest także większość stacji benzynowych.
Alfred Bujara z „Solidarności” zapowiada, że nie wszyscy franczyzobiorcy byliby objęci zakazem. Ci, którzy prowadzą działalność we własnym imieniu mogliby handlować w niedziele.
Ale tak właśnie funkcjonują sklepy zrzeszone w sieci Żabka. Po co więc w naszym kontekście podnosić ten argument? To jest niezrozumiała krucjata przeciwko Żabce, niszczenie 20 lat działalności.
Powtórzę, franczyzobiorca jest niezależnym podmiotem gospodarczym świadczącym usługi we własnym zakresie i na własną odpowiedzialność. Franczyza jest w tym momencie jedyną możliwością, pozwalającą małym przedsiębiorcom na w miarę skuteczne konkurowanie z promocjami wielkopowierzchniowych sklepów. Dostarcza też wielu ułatwień: know-how, rozwiązań logistycznych, narzędzi marketingowych.
Mówicie Państwo, że kolejne zaostrzenie przepisów, które – co do zasady – miały wspierać drobnych przedsiębiorców, może ich zniszczyć. W jaki sposób?
W niedzielę klienci przychodzą do nas jedynie po rzeczy zapomniane, drobnostki. Proszek do pieczenia, cukier, wodę mineralną, pieczywo. Obserwujemy także odpływ klientów w piątki i soboty, gdy dyskonty i wielopowierzchniowe sieci zewsząd atakują nas agresywną reklamą i niemal dumpingowymi promocjami. Efekt? Z małych sklepów zniknęło około 30 proc. klientów.
Nawet jeśli intencją ustawy było wsparcie rodzinnych przedsiębiorstw, to w tej chwili staramy się raczej dogonić stratę. Walczymy o przetrwanie.
Być może dlatego marszałek sejmu zawiesił prace nad ustawą do czasu oceny skutków regulacji.
To ruch w dobrym kierunku. W naszym przekonaniu największymi przegranymi zakazu handlu są małe przedsiębiorstwa. W marcu minie rok od wprowadzenia ustawy. To dobry czas na rzetelne badania. Tym bardziej, że w przyszłym roku wolnych od handlu będzie około 60 dni. Dla nas oznacza to dwa miesiące bezrobocia. Sytuacja będzie się stale pogarszała. Działam w branży od 15 lat, ale ostatni rok to był dla nas naprawdę ciężki czas.
Co dalej? Czekacie na kolejny ruch ustawodawcy?
Tak, ale nie z założonymi rękoma. Nasza inicjatywa, a działamy wspólnie z innymi przedsiębiorcami prowadzącymi Żabki spotkała się ze sporym odzewem. Zakazami nic nie wskóramy. Rozumiemy konieczność wprowadzania ograniczeń, ale niech będzie ona poparta racjonalnymi argumentami. To jest początek sprzeciwu. Kolejni przedsiębiorcy będą się przyłączać. Chcielibyśmy rzetelnej debaty, publicznej dyskusji, w której wybrzmią argumenty obu stron.
W moim przekonaniu ostry zakaz handlu to ograniczenie praw obywatelskich. Zmuszanie do zakupów w określonym miejscu i czasie. O groźbie dyktatu cen nie wspominając.
*Paweł Tracz prowadzi sklep Żabka w Kielcach od 15 lat. Wcześniej pracował jako menager branży FMCG. Prywatnie ojciec dwójki dzieci, pasjonat wspinaczki, grotołaz. O łagodzenie, a nie dalsze zaostrzanie zakazu handlu walczy z innymi franczyzobiorcami Żabki, w tym z Mirosławem Golcem, Edytą Wołodko, Piotrem Gulczyńskim i Edytą Czarnecką, przedsiębiorcą niezrzeszonym.