Jan pracuje w gminnym urzędzie od dekady. Ile zarabia? 2100 zł, czyli pensję minimalną. Ale na jego zarobki składa się wynagrodzenie zasadnicze w wysokości 1900 zł i dodatek za staż w wysokości 200 zł. Jego główne wynagrodzenie nie przekracza zatem progu pensji minimalnej. Jednak jest to w pełni legalne.
Obok Jana pracuje Jacek - w tym samym urzędzie, za taką samą stawkę. Pojawił się... w tym roku. Jego wynagrodzenie? Również 2100 zł, ale wszystko dostaje w ramach pensji zasadniczej. I choć obaj dostają dokładnie taką samą pensję, to Jan czuje się oszukiwany. Bo jego dodatek jest tylko sposobem na wypłatę zgodną z przepisami, a nie jest podziękowaniem za wiele lat pracy w jednym miejscu i lojalność.
To się zmieni. Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej planuje przeprowadzić małą rewolucję. Do pensji minimalnej przestanie się wliczać dodatek stażowy. Łatwo to pokazać na przykładzie. Gdyby takie przepisy funkcjonowały już dziś - Janowi należałoby się 2100 zł wynagrodzenia i jego 200 zł dodatku stażowego. W sumie miałby 2300 zł, zamiast wspomnianego 2100 zł. Jest różnica? Jest.
Money.pl już w połowie roku informował, że resort rodziny i pracy chce wprowadzić zmianę w przepisach dotyczących pensji minimalnej. W ubiegłym tygodniu projekt trafił na stół.
Zgodnie z konstrukcją ustawową minimalne wynagrodzenie za pracę nie ma charakteru jedynie wynagrodzenia zasadniczego. Jest to wynagrodzenie łączne za czas pracy w danym miesiącu. A więc poza tym elementem zasadniczym, uwzględnia premie, nagrody (wypłacane co miesiąc bądź za dłuższe okresy) i różne dodatki - za staż, za pracę w niesprzyjających warunkach, za pełnione funkcje kierownicze.
Dopiero od ubiegłego roku do minimalnego wynagrodzenia nie liczą się dodatki za pracę w nocy. Nie wchodzą też nagrody jubileuszowe, odprawy za przejście na emeryturę i ekiwalenty np. za pranie ubrań. Katalog wyłączonych dodatków ma się zwiększyć.
W sumie w Polsce pensję minimalną otrzymuje około 1,5 mln osób. Ile z nich dotknie rewolucja? Nie wie tego sam resort, bo spora część pracuje w sektorze prywatnym. Więc trudno powiedzieć, z jakiego tytułu otrzymuje część pensji. Resort wie za to doskonale, że armia blisko 50 tys. urzędników administracji publicznej dostanie pensje wyższe o około 207 zł. Taka liczba osób pracuje w administracji za pensję minimalną i ma staż pracy dłuższy niż 5 lat. Budżet na zmianie zasad straci około 140 mln zł.
- Oczywiście, że taka zmiana jest ukłonem w stronę pracowników budżetówki. To z reguły ich dotyka problem minimalnych pensji, które są jeszcze ratowane na przykład wspomnianym dodatkiem stażowym. Bez niego niektórzy nie mieliby nawet minimalnej co miesiąc. Efekt tego jest jeden, czyli niesprawiedliwość w pracy. Wieloletni pracownik często ma pensję identyczną jak nowy i to tylko ze względu na wspomniane przepisy. Zmiana w przepisach to kwestia sprawiedliwości, to kwestia ideologiczna. Obecne kierownictwo Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej w pensji minimalnej widzi naprawdę minimum, a nie sumę podstawy i wielu dodatków – tłumaczy money.pl Grzegorz Kuliś, ekspert ds. rynku pracy w BCC.
- Zmiana przepisów dotyczących pensji minimalnej to nie tylko pewna obietnica wobec części wyborców. To dla administracji konieczność. Nie ma chętnych do pracy w administracji, a na rynku nie ma wolnych rąk do pracy – przekonuje. Jak wskazuje, "ludzie z administracji uciekają, bo w sektorze prywatnym czekają na nich lepsi pracodawcy i większe wynagrodzenia".
- Jeżeli rząd jest w stanie takim zabiegiem podnieść pensje ludzi o 200 zł, to jest to niezbędny ruch. Jednocześnie trzeba zwrócić uwagę, że to wszystko to tylko drobne korekty w przepisach prawa pracy, a tymczasem od dawna Polska czeka na głęboką reformę. I wiele wskazuje, że tej w najbliższym czasie się nie doczeka - mówi.
- W ostatnich tygodniach rząd oraz Prawo i Sprawiedliwość były w zdecydowanej defensywie. Z jednej strony afera KNF, z drugiej strony taśmy z udziałem premiera Mateusza Morawieckiego, z trzeciej nerwowe ruchy w kolejnych dziedzinach i jeszcze umiarkowanie dobry wynik w wyborach samorządowych. We współczesnej polskiej polityce niestety chodzi głównie o to, by obiecywać, rzucać sloganami i trwać. Festiwal obietnic przedwyborczych zaczął się już dawno, ale zaraz przybierze na sile. A uśmiech do własnej grupy wyborców jest mile widziany - komentuje z kolei dla money.pl Janusz Piechociński, były wicepremier i były minister gospodarki.
Jak wynika z informacji money.pl, duży wpływ na kształt przepisów mają związki zawodowe, w tym Solidarność. To ona wymogła szybsze pisanie dość krótkiego projektu. Rząd pokazał zmiany już dziś, ale planuje je wdrożyć dopiero od 1 stycznia 2020 roku. Oficjalnie chodzi o czas na negocjacje pomiędzy pracodawcami a pracownikami. Nieoficjalnie - przegłosowanie i podpisanie ustawy w okresie wyborczym przyniesie zdecydowanie więcej korzyści politycznych. Wszak można bez problemu straszyć, że opozycja ustawy już nie poprze.
- Zmiana przepisów ma zapewnić bardziej sprawiedliwy i przejrzysty kształt minimalnego wynagrodzenia za pracę oraz poprawić sytuację pracowników otrzymujących wynagrodzenie na najniższym poziomie - przekonywała minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska podczas ostatniej konferencji prasowej.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl