To nie jest dobry czas dla złotego. Polska waluta dostaje solidne lanie od rynku. Jedno euro kosztuje już 4,68 zł, czyli najwięcej od marca 2009 r., kiedy Polska oraz cały glob mierzyli się z apogeum kryzysu finansowego trwającego od jesieni 2008 r.
Z kolei za dolara musimy już płacić 4,15, choć nie tak dawno pisaliśmy, że został przekroczony poziom 4 zł. Złoty osłabia się więc lawinowo.
Złoty w potrzasku
Zdaniem Pekao wyraźne przełamanie okolic 4,67-4,68 na euro może przynieść kontynuację deprecjacji złotego z celami w okolicach 4,93.
Także ekonomiści banku Millennium oczekują, że EUR/PLN pozostanie w trendzie wzrostowym.
"Scenariusz ataku na coraz to wyższe poziomy kursowe pozostaje naszym scenariuszem bazowym (...) W naszej ocenie pokazuje to, iż presja na słabszego złotego jest mocna, choć jednocześnie powinna odbywać się dość spokojnie, acz systematycznie. Na horyzoncie trudno obecnie o argumenty – poza technicznymi w krótkim okresie - mogące dodać złotemu siły. Scenariusz podwyżek stóp procentowych jest obecnie dość agresywnie wyceniony, akceptacja dla Krajowego Planu Odbudowy przez Unię Europejską przeciąga się, a presja inflacyjna przybiera na sile" - wskazali.
Z kolei Andrzej Domański, ekonomista i analityk rynkowy przekonuje, że trwa ucieczka kapitału z Polski. "Pod presją jest zarówno polski złoty (4,68 za euro) jak i obligacje skarbowe. Zaczyna to słabo wyglądać" - podsumowuje.