Złoty bardzo się osłabia. Po decyzji Rady Polityki Pieniężnej o ścięciu stóp procentowych o 75 pb do 6 proc. polska waluta przyjmuje cios za ciosem i wobec dolara kosztuje już 4,31, a euro 4,63. To oznacza blisko 5-proc. osłabienie w ciągu zaledwie niecałego tygodnia.
Tym samym złoty zniósł umocnienie, które budował przez ostatnie cztery miesiące. Ekonomiści mówią o czysto politycznym zagraniu Rady przed wyborami parlamentarnymi. Słabszy złoty oznacza droższy import, droższe paliwa (nawet jeśli z przyczyn politycznych są trzymane przez Orlen na niższym poziomie) i wyższe koszty dla całej gospodarki. To z kolei droższe koszty oznaczają wyższe ceny. Bo na kogoś firmy będą musiały je przerzucić.
Złoty leży na deskach. Decyzja NBP może mieć drugie dno
Co ciekawe, ekonomiści Citi Handlowego doszukują się drugiego dna w zachowaniu NBP. Przesłanek merytorycznych ku takiemu cięciu, ich zdaniem, jest niewiele. Dlatego też obawiają się, że RPP mogła kierować się chęcią pomocy rządowi. Miałoby mu sprzyjać właśnie osłabienie polskiej waluty.
"Ostatnie zmiany w polityce pieniężnej zwiększają ryzyko słabości złotego, co zresztą rynek szybko zaczął wyceniać. W praktyce bowiem kraje o wyraźnie wyższej inflacji niż u głównych partnerów handlowych mogą doświadczać nominalnej deprecjacji (waluty - przyp.red.)" - piszą o Polsce specjaliści Citi.
W tym kontekście ich uwagę zwraca fakt, że w przyszłorocznym budżecie zapisano pokaźną wpłatę zysku z NBP. Przypomnijmy, że ekipa Mateusza Morawieckiego spodziewa się aż 6 mld zł zysku z banku centralnego.
"Co do zasady, wynik banku centralnego poprawia się na skutek obniżek stóp procentowych (poprzez mniejsze koszty sterylizacji) oraz na skutek osłabienia krajowej waluty (efekt wyceny). Biorąc to pod uwagę, część inwestorów może obawiać się dalszego łagodzenia polityki pieniężnej i dalszego osłabienia złotego, przynajmniej pod koniec roku" - przekonują.
To oznaczałoby, że NBP gra w takt rządowej muzyki i między bajki można wsadzić jego "niezależność". O taki właśnie upadek wiarygodności banku bał się w rozmowie z money.pl Ludwik Kotecki, jeden z członków RPP, który sprzeciwiał się takim obniżkom stóp.
Polska z najsłabszą polityką monetarną w regionie
O poważnym znaczeniu zeszłotygodniowego ruchu NBP świadczy choćby fakt, że RPP ostatni raz na cięcie w podobnej skali zdecydowała się w apogeum globalnego kryzysu finansowego 2008/2009.
Jak zaznaczają ekonomiści Citi trzeba także odnotować, że na skutek decyzji Rady "Polska ponownie stała się jedynym krajem w regionie z ujemnymi realnymi stopami procentowymi". To oznacza, że stopy procentowe są niższe niż zakładana inflacja za rok. To z kolei można rozumieć, jako najsłabszą politykę monetarną w regionie, co również wpływa na uderzenie w złotego. W Czechach czy na Węgrzech inflacja za rok ma być znacznie niższa niż obecne stopy procentowe. W Polsce jest na opak. I rynki zdają się to dostrzegać.
"Według naszych szacunków wcześniejsze obniżki dodadzą do przyszłorocznej inflacji około 0,2-0,3 pp. Inaczej to ujmując - powrót inflacji do celu wydłuży się i jednocześnie możliwy staje się scenariusz, w którym trend spadkowy inflacji konsumenckiej (CPI - przyp.red.) ulega odwróceniu (to znaczy, że inflacja w IV kw. 2024 r. jest wyższa niż np. w II kw. 2024)" - wyjaśniają specjaliści Citi.
Innymi słowy, z taką polityką monetarną możemy mierzyć się z nieakceptowalnym wzrostem cen znacznie dłużej niż inne kraje Europy.
Co więcej, przedstawiciele RPP wyjątkowo dużo mówią o tym, że inflacja na poziomie 5 proc. "jest praktycznie nieodczuwalna". W opinii bankowców w kontekście ostatnich decyzji może to zwiększać obawy, że w długim terminie Rada "będzie tolerować stabilizację inflacji w pobliżu 5 proc. zamiast 2,5 proc. (oficjalny cel RPP)".
"W praktyce inwestorzy mogą uwzględniać w swoich decyzjach wyższą premię za ryzyko inflacyjne, sięgającą nawet 250 pb. Oznacza to bardziej stromą krzywą dochodowości (wyższe rentowności polskiego długu) i wyższy koszt finansowania inwestycji/zakupu nieruchomości (również w przypadku kredytów stałoprocentowych)" - dodają.
Słabe szanse na umocnienie złotego
Cios w złotego dostrzegają również eksperci Banku Millennium. Jak przekonują, "złoty stał się najgorzej radzącą sobie walutą regionu emerging markets (rynków rozwijających się - przyp.red.)".
"Najistotniejszym jest jednak fakt, iż gwałtownemu pogorszeniu uległy perspektywy krajowej waluty. W naszej ocenie brak jest obecnie argumentów mogących umocnić złotego (poza możliwością interwencji walutowych BGK/NBP)" - napisano w raporcie Banku Millennium.
Podsumowując, uważamy, iż kurs EUR/PLN w najbliższych dniach oscylować będzie wokół poziomu 4,63, przy czym widzimy istotne ryzyko prób dalszej deprecjacji złotego - dodano.
Ekonomiści wskazują, że jeśli czwartkowe posiedzenie Europejskiego Banku Centralnego zakończy się podwyżką stóp procentowych, szanse na deprecjację złotego będą większe.
"W takim scenariuszu nie wykluczamy ruchu w kierunku 4,65 PLN za EUR i wyżej" - napisano.
W nieco dłuższym, tj. około miesięcznym horyzoncie, również pozostajemy sceptyczni co do wyceny złotego. Brak jasnej funkcji reakcji RPP utrzymywać będzie podwyższoną niepewność na polskich aktywach aż do październikowego posiedzenia Rady. Tym samym istotnie wzrosło prawdopodobieństwo utrzymywania kursu EUR/PLN powyżej bariery 4,60. Uważamy ponadto, iż na krajowym rynku walutowym widoczna będzie także podwyższona zmienność - dodali ekonomiści Millennium w raporcie.
Zdaniem autorów raportu, w drugiej części tygodnia notowania dolara wobec złotego mogą iść w górę.
Miks umocnienia dolara oraz presji na osłabienie złotego zadecyduje o wzrostowym kierunku notowań pary USD/PLN. Co prawda, w pierwszej połowie tego tygodnia uważamy, iż wycena złotego do dolara będzie spokojna, o tyle w kolejnym dniach presja na zwyżkę kursu powinna stopniowo narastać. Ryzykiem pozostaje decyzja EBC (czwartek) i możliwość wzrostu stóp procentowych w strefie euro - oceniają ekonomiści Banku Millennium.
Damian Szymański, wiceszef i dziennikarz money.pl