Jeszcze na początku roku euro "chodziło" po około 4,25 zł. W marcu, gdy epidemia dotarła do Polski, notowania skoczyły do 4,60 zł, po czym nastąpiło odreagowanie i powrót w okolice 4,40 zł.
Wraz z nadejściem drugiej fali epidemii zaufanie do polskiej waluty powoli słabło. Obecnie, wobec kolejnych rekordów zakażeń COVID-19, kursy najważniejszych walut znowu mocno wzrosły. W przypadku euro w środę najpierw pękła bariera 4,60 zł, a teraz kurs sięga już 4,65 zł.
Czytaj więcej: Druga fala epidemii groźniejsza dla gospodarki. "Należy się spodziewać większej liczby bankructw"
Co może być dalej? Nad tym poważnie zastanawiają się analitycy domów maklerskich, którzy podkreślają, że okolice 4,60-4,63 zł były do tej pory bardzo ważnym poziomem oporu. Łamiąc tę barierę euro ma drogę wolną do niemal 5 zł.
- Trudno wskazać granice. Gdy sytuacja epidemiczna była w miarę pod kontrolą, barierą było 4,60 zł na euro. Teraz można mieć wrażenie, że nikt nad tym wszystkim nie panuje - komentuje sytuację główny ekonomista XTB Przemysław Kwiecień.
Dodaje, że złoty będzie pod presją do momentu, aż krzywa dziennych zakażeń COVID-19 nie zacznie się wypłaszczać.
Czy więc możliwe jest, że w rynkowym kursie wymiany euro po raz pierwszy będzie piątka z przodu? Żaden z pytanych przez nas analityków nie odważył się postawić takiej tezy, ale Marek Rogalski z DM BOŚ otwarcie wskazuje, że będziemy bliżej tego poziomu niż dalej.
Czytaj więcej: Sfinks chce układu z wierzycielami. Duża sieć restauracji mówi o dramatycznej sytuacji
- Patrzę na wykres euro i po przebiciu 4,63 zł widzę pustą przestrzeń. Możliwy jest wzrost notowań w okolice nawet 4,75-4,80 zł, choć pewnie nie od razu - wskazuje Rogalski.
Dodaje, że w dalekim zasięgu jest poziom 4,92 zł. Przypomina, że tak wysoko dobił kurs euro w marcu 2009 roku. A teraz sytuacja zaczyna wyglądać podobnie.
Lockdown i inne problemy
Dalszemu wzrostowi kursu euro sprzyjałoby na pewno ogłoszenie pełnego lockdownu w Polsce. Przemysław Kwiecień sugeruje, że taki czarny scenariusz nie jest jeszcze uwzględniony w kursie.
Marek Rogalski ocenia, że rząd może się na to nie zdecydować i będzie raczej systematycznie zwiększał restrykcje, ale nie będzie chciał powtórzyć kroku z marca. Co nie zmienia faktu, że kolejne obostrzenia będą negatywnie oddziaływać na gospodarkę, a więc i osłabiać złotego względem euro.
Eksperci dodają, że dla kursu ważne jest nie tylko to, co dzieje się w Polsce. Zauważają, że gdy pierwsze restrykcje wprowadzał nasz rząd, euro nie rosło tak mocno. Dopiero teraz widzimy ruch w górę po ogłoszeniu lockdownu we Francji i Niemczech.
Czytaj więcej: Braster zrobił rachunek sumienia. Zamiast rewolucyjnego wynalazku jest walka o przetrwanie
Lista problemów, które podkopują zaufanie do złotego jest dłuższa. Analityk DM BOŚ zwraca uwagę na protesty, które ewoluują. Coraz głośniej mówi się nie tylko o kwestii aborcji, ale też jest sprzeciw rolników wobec tzw. "piątki Kaczyńskiego", padają hasła obalenia rządu itp.
Analitycy wśród czynników ryzyka wymieniają też zbliżające się wybory prezydenckie w USA czy rosnące obawy o jedność Europy wobec kryzysu. To wszystko może negatywnie wpływać na postrzeganie naszej waluty.
A może nie będzie aż tak źle?
Eksperci pytani przez money.pl zgodnie mówią o słabości złotego, ale są też opinie, że wzrost kursu euro nie będzie długotrwały i nie padną nowe rekordy.
- Złoty pozostaje bardzo słaby. Niezależnie od nastrojów na rynkach zewnętrznych nie zyskuje w ostatnich dniach. Jest to zła wróżba, ale nie uważam, by dalsze osłabienie mogło być trwałe i bardzo mocne. Nie ma powodów by obecnie złotego kupować, ale jego sprzedaż również jest bardzo ryzykowna - ocenia Bartosz Sawicki, analityk TMS Brokers.
Uważa, że negatywny scenariusz dla polskiego wzrostu jest już w dużej mierze wyceniony.
- Na razie kapitał szerokim łukiem omija waluty i aktywa gospodarek wschodzących, przez co nie można wykluczyć dalszego wzrostu kursu euro o kolejne kilka groszy. Nie powinna to być jednak trwała tendencja - podkreśla.
Wsparcia dla złotego szukałby w wynikach wyborów w USA. Sugeruje, że zdecydowane zwycięstwo Bidena mogłoby uniemożliwić Donaldowi Trumpowi podważanie wyników głosowania. Jednocześnie uzyskanie przez Demokratów przewagi w Izbie Reprezentantów i Senacie mogłoby przybliżyć wdrożenie pakietu fiskalnego, co powinno być z ulgą przyjęte przez rynki finansowe i poprawić nastroje.