Listopad był trudnym czasem dla polskiej waluty. Dramatycznie słabła i w efekcie kurs euro podskoczył o kilkanaście groszy. Gdy przebił poziom 4,70 zł (był najwyżej od 2009 roku), pojawiły się głosy, czy aby nie zmierzamy w kierunku okrągłych 5 zł.
Teraz trzeba zweryfikować te słowa. Ten tydzień przynosi bardzo wyraźne umocnienie złotego. Na tyle silne, że przez niecałe cztery dni wymazał straty, jakie zanotował między 10 i 26 listopada.
W czwartek około godziny 10.00 euro kosztuje niecałe 4,60 zł, czyli około 12 groszy mniej niż na otwarciu tego tygodnia.
Ekonomiści mBanku w mediach społecznościowych zamieścili ciekawy wykres, na którym porównali kursy euro w naszej walucie, a także w czeskiej koronie i forincie. Widać, że "jedziemy na tym samym wózku", co węgierska waluta.
Podobnie ten tydzień wygląda na wykresie dolara. A nawet w przypadku amerykańskiej waluty mamy do czynienia z jeszcze lepszą serią z perspektywy złotego. To już ósmy dzień z rzędu, gdy kurs wymiany spada. W szczytowym momencie 23 listopada przebił na moment 4,20 zł, a teraz dolara możemy kupić na rynku za niecałe 4,06 zł.
Czytaj więcej: Padł rekord IV fali. Liczba zakażeń niebezpiecznie rośnie
Z obrotu spraw w tym tygodniu zadowoleni mogą być też frankowicze. Wycena szwajcarskiej waluty spadła o około 10 groszy - z 4,51 do niecałych 4,41 zł obecnie.
Omikron zatrzymał dolara
- Złoty wraca do gry - przyznaje Przemysław Kwiecień, główny ekonomista domu maklerskiego XTB. Wskazuje, że obawy o kondycję złotego nie były nieuzasadnione, ale kilka wydarzeń potrafiło odmienić jego losy. Przynajmniej tymczasowo.
- Skoro przy szampańskich nastrojach na Wall Street kurs euro przekroczył 4,70, to przy dodatkowym czynniku ryzyka mogło być jeszcze gorzej. Moja argumentacja była jednak taka, że omikron zatrzyma umocnienie dolara, co przyniesie ulgę naszej walucie i tak się też stało. I to pomimo jastrzębiego wystąpienia szefa amerykańskiego banku centralnego - komentuje sytuację Kwiecień.
Czytaj więcej: Szef największego banku świata zmienia zdanie o inflacji. Z rynku znikną miliardy dolarów
Zauważa przy tym, że akurat w środę naszej walucie pomogły też inne czynniki. W mediach pojawiły się sugestie zakończenia lub przynajmniej złagodzenia konfliktu z Komisją Europejską, co może wreszcie odblokować środki finansowe dla Polski.
- Choć nie był to główny czynnik ciążący notowaniom złotego, w zagranicznych mediach sporo się o tym pisało, a to nigdy nie pomaga sentymentowi - dodaje.
Złoty ze wsparciem NBP
Co więcej, nawet jeszcze ważniejsza była - zdaniem Kwietnia - interwencja słowna prezesa NBP Adama Glapińskiego, który stwierdził, że "nie ma mocnej gospodarki bez mocnego złotego".
- Zmniejsza to obawy, że NBP będzie chcieć jak najsłabszego złotego na koniec roku dla celów księgowych, czyli wykazania zysku i wpłaty do budżetu. Po drugie, może sugerować kolejną dużą podwyżkę stóp procentowych na posiedzeniu RPP 8 grudnia - wskazuje ekonomista.
Prognozuje, że stopy procentowe w przyszłą środę powinny wzrosnąć znów o 0,75 pkt proc. Jednocześnie studzi hurraoptymizm. Podkreśla, że to nie jest koniec kłopotów dla złotego. Nadal mamy np. blisko 8-procentową inflację.