Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Grzegorz Siemionczyk
Grzegorz Siemionczyk
|

Bykowe, czyli podatek od bezdzietnych? W Polsce już istnieje i jest wysoki [ANALIZA]

1534
Podziel się:

Podatek od bezdzietnych, którego wprowadzenie w Polsce zaproponował kandydat na prezydenta Marek Jakubiak, nie jest koncepcją nową. Był stosowany w wielu krajach, a i dzisiaj raz po raz powraca w debacie publicznej, choćby w Wielkiej Brytanii i Niemczech. Zarówno zwolennicy bykowego, jak i zbulwersowani tym pomysłem przeciwnicy, zdają się zapominać o tym, że w zasadzie obowiązuje on już dziś.

Bykowe, czyli podatek od bezdzietnych? W Polsce już istnieje i jest wysoki [ANALIZA]
Czy bykowe ma sens? W Polsce proponuje je Marek Jakubiak (Adobe Stock, EAST_NEWS, PIOTR DZIURMAN)

Jakubiak, obecnie poseł Wolnych Republikanów, na temat konieczności dodatkowego opodatkowania bezdzietnych mówił już w przeszłości. Wrócił do tego pomysłu w ostatnich miesiącach w ramach swojej kampanii wyborczej. W kilku wypowiedziach gubił się jednak w argumentach i wikłał w sprzeczności. I trudno się temu właściwie dziwić.

Historia pokazuje, że taką daninę - w Polsce od czasów PRL zwaną bykowym - trudno jest dobrze zaprojektować. Dlatego większość rządów wspiera rodzicielstwo ulgami podatkowymi i transferami. Efekt jest ten sam: bezdzietni częściowo finansują tych, którzy dzieci posiadają. W Polsce zaś ten transfer jest wyjątkowo duży.

W debacie publicznej pojawiają się dwa podstawowe argumenty na rzecz podatku od bezdzietnych, oba związane z sytuacją demograficzną. Po pierwsze, dzisiejsi emeryci są utrzymywani ze składek i podatków osób pracujących. Wobec starzenia się ludności pracujących będzie coraz mniej, a emerytów coraz więcej. Bezdzietni będą też w przyszłości emerytami, ale nie pozostawią po sobie potomstwa, które będzie pracowało na ich świadczenia. Stąd, twierdzą zwolennicy podatku od bezdzietnych, powinni oni więcej wpłacać do budżetu państwa, gdy sami jeszcze pracują.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Zbudował potężny biznes. Grzmi ws. cen energii. "Poważne państwo nie gra na loterii"

Kandydat na prezydenta nie rozumie, jak działa system emerytalny

Ten argument wysuwał właśnie poseł Marek Jakubiak. - Bykowe trzeba wprowadzić. Dlaczego moje dzieci mają finansować kogoś? - oznajmił w styczniowej rozmowie na antenie Polsatu. Wtedy mówił jeszcze o daninie w wysokości 800 zł miesięcznie od każdego bezdzietnego, włącznie z kobietami. Byłaby to kwota absurdalnie wysoka. Przykładowo, dla osoby o dochodach na poziomie 8,2 tys. zł brutto miesięcznie (takie jest przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw w 2024 r.) oznaczałoby to dodatkowe obciążenie na poziomie 12 proc. - i to bez kwoty wolnej.

Kandydat na prezydenta wykazał się przy tym niezrozumieniem tego, jak działa polski system emerytalny. To oczywiście prawda, że emerytury są wypłacane z dzisiejszych składek i podatków. Ale wysokość świadczeń zależy (a raczej będzie zależała dla osób, które od początku aktywności zawodowej funkcjonują w dzisiejszym systemie emerytalnym) wyłącznie od tego, ile się odprowadziło składek i w jakim wieku zaczęło się z nich korzystać. Innymi słowy, każdy sam odkłada na własną emeryturę.

W poprzednim polskim systemie emerytalnym, istniejącym do 1999 r., nie było wyraźnego związku między zapłaconymi składkami a otrzymanymi świadczeniami. Wtedy to, ile płaciły pracujące aktualnie pokolenia, miało większe znaczenie. Bykowe, które funkcjonowało od 1946 r. do 1973 r., miało więc nieco większy sens.

Początkowo podatek ten dotyczył singli po 21. roku życia oraz osób, które po dwóch latach małżeństwa nie doczekały się potomstwa. Podatnicy o niskich dochodach byli z tej daniny zwolnieni. Po dekadzie od jej wprowadzenia próg wieku podwyższono do 25 lat. Dodatkowa stawka wynosiła 20 proc. dla osób samotnych i 10 proc. dla osób zamężnych lub żonatych.

Na marginesie warto dodać, że nieco wyższe składki społeczne - ale nie podatki - bezdzietni płacą w Niemczech. Ściśle rzecz biorąc, składka na fundusz opieki długoterminowej, z którego finansowane są niektóre świadczenia społeczne dla osób starszych i chorych, wynosi w ich przypadku 3,4 proc., o 0,35 pkt proc. więcej niż w przypadku rodziców. Jest to obciążenie radykalnie mniejsze niż w propozycji Jakubiaka.

W 2018 r. niemiecki minister zdrowia Jens Spahn zasugerował, że bezdzietni powinni płacić również wyższe składki emerytalne. "Rodzice wychowują przyszłych płatników składek i w ten sposób zabezpieczają system w przyszłości" - tłumaczył na łamach "Suedwest Presse". Ale pomysł nie znalazł poparcia nawet wśród kolegów Spahna z konserwatywnej CDU.

Podatek zachęci do prokreacji?

Inni zwolennicy podatku od bezdzietnych widzą w nim sposób na zachęcenie ludzi do prokreacji. Bo choć spadek dzietności nie doprowadzi do bankructwa systemu emerytalnego (przynajmniej tam, gdzie jest on skonstruowany podobnie jak u nas), to może skutkować innymi problemami, np. deficytem rąk do pracy, a przez to wolniejszym tempem wzrostu gospodarczego i wyższą inflacją. Ten argument na rzecz podatku od bezdzietnych wysunął w 2022 r. brytyjski demograf Paul Morland, wykładowca Uniwersytetu Oksfordzkiego.

Jak tłumaczył, alternatywą dla większej dzietności jest imigracja. Ale, jak przekonywał, "arogancją jest myślenie, że choć potrzebujemy pracowników, to jesteśmy zbyt ważni lub zbyt zajęci, aby sami zadbać o ich podaż, i że możemy w nieskończoność czerpać ich z biedniejszych krajów. Aroganckie jest zakładanie, że ludzie w biedniejszych krajach mogą bez końca poczynać, rodzić, wychowywać i edukować dzieci, które następnie zabierzemy dla własnej wygody. Poza tym wskaźnik dzietności w wielu krajach tradycyjnej imigracji do Wielkiej Brytanii (takich jak Indie i Polska) również gwałtownie spadł".

Przychody z nowego podatku miały, w koncepcji Morlanda, finansować rozwój sieci żłobków i przedszkoli, które ułatwiłyby rodzicom łączenie obowiązków pracy z wychowywaniem dzieci.

Artykuł Morlanda wywołał na Wyspach ożywioną dyskusję. Jego krytycy nie bez racji podkreślali, że taką formę karania bezdzietnych w przeszłości często stosowały autorytarne kraje, które potrzebowały dużej populacji - w tym silnej i licznej armii - do ekspansji. Takie były powody wprowadzenia podatku od bezdzietnych w faszystowskich Włoszech, hitlerowskich Niemczech oraz w Związku Radzieckim. Dziś trudno byłoby oczekiwać, że ktokolwiek zdecyduje się na posiadanie dzieci tylko dlatego, że zapewni mu to niższe podatki. A nawet gdyby tacy się znaleźli, to, jak zauważył jeden z publicystów, nie byliby raczej dobrymi rodzicami.

Warto zatrzymać się na chwilę na przypadku Związku Radzieckiego, bo ilustruje on dobrze problemy, które wiążą się z podatkiem od bezdzietnych. Danina, w wysokości 6 proc. dochodu, była tam pobierana od bezdzietnych mężczyzn w wieku od 25 do 50 lat oraz bezdzietnych, zamężnych kobiet w wieku od 20 do 45 lat. Z podatku zwolnione były jednak osoby o niskich dochodach, a także te, których dzieci zmarły w trakcie II wojny światowej oraz te, które nie mogły mieć potomstwa z powodów zdrowotnych. Jak łatwo się domyśleć, kwitł rynek fikcyjnych zaświadczeń o bezpłodności.

Wygoda i samorealizacja kontra trudy rodzicielstwa

O tym, że bezdzietność często nie jest wyborem, tylko przymusem, pod wpływem krytyki pomyślał też Marek Jakubiak. Pod koniec stycznia na antenie radia Zet przyznał, że wprowadzenie bykowego nie byłoby takie proste, bo "są pary, których nie można zestawiać ze sobą". Poseł, jak się zdaje, zakładał początkowo, że da się opodatkować tylko bezdzietnych z wyboru, którzy przedkładają wygodę i samorealizację nad trudy rodzicielstwa.

Ale w praktyce nie da się określić, z jakiego powodu ludzie nie decydują się na potomstwo. Próby rozwiązania tego problemu prowadzą do absurdów, jak w Argentynie, gdzie na początku minionego stulecia obowiązywał podatek od kawalerów. Zwolnienie mogli uzyskać mężczyźni, którzy wykazali, że chcieli założyć rodzinę, ale ich oświadczyny nie zostały przyjęte. Wykorzystywały to kobiety, które za odpowiednie wynagrodzenie przysięgały przed sądem, że odrzuciły konkury.

O tym, że niełatwo jest dociec przyczyn bezdzietności, a tym samym nie należy za to ludzi karać, przekonał się również J.D. Vance, obecnie wiceprezydent USA. W ubiegłorocznej kampanii wyborczej media przypomniały jego wypowiedzi z 2021 r. - gdy starał się o mandat senatora - piętnujące bezpotomnych. Vance mówił wtedy, że w USA rządzi banda "bezdzietnych kociar, które są sfrustrowane swoim życiem i swoimi wyborami, a teraz chcą, aby reszta kraju też była nieszczęśliwa".

Przekonywał, że nie należy powierzać sterów państwa ludziom, którzy nie mają interesu w tym, aby dbać o jego przyszłość. W innym wywiadzie Vance mówił, że opowiadałby się za przyznaniem rodzicom dodatkowych głosów w wyborach, czyli de facto ograniczeniem praw wyborczych bezdzietnych, a także za wyższym opodatkowaniem tych drugich.

Do grupy "bezdzietnych kociar" Vance zaliczył m.in. Kamalę Harris, rywalkę Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich, która wychowywała dwie pasierbice, ale nie ma własnych dzieci, a także homoseksualistę Pete’a Buttgiega, ówczesnego sekretarza transportu, który wychowuje bliźnięta. To sugeruje, że dzisiejszy wiceprezydent USA jest po prostu przeciwnikiem nietradycyjnych modelów rodziny, a nie zwolennikiem polityki prorodzinnej. Jego niefortunne wypowiedzi miały spory wpływ na przebieg kampanii wyborczej. Były jedną z przyczyn tego, że Kamala Harris otrzymała poparcie od piosenkarki Taylor Swift, która sama przedstawia się jako "bezdzietna kociara".

Polska przoduje pod względem wsparcia dla rodzin z dziećmi

Wiceprezydentowi USA krytycy wytknęli też ignorancję, wskazując, że już teraz rodzice cieszą się tam dużymi ulgami podatkowymi. Tak samo zresztą w większości państw OECD, w tym w Polsce, o czym zapomniał Jakubiak. Choć formalnie to nie to samo co podatek od bezdzietnych, w praktyce niczym się nie różni: osoby nie wychowujące dzieci płacą wyższe podatki.

Wspomniany demograf Paul Morland ten stan rzeczy wskazywał jako argument na rzecz dodatkowej daniny dla bezdzietnych. Jak tłumaczył, nikt nie ma pretensji o to, że z tytułu posiadania dzieci przysługują ulgi podatkowe albo świadczenia pieniężne. Nawet osoby, które nie mają potomstwa wbrew swojej woli, nie widzą tu niesprawiedliwości. Dodatkowe opodatkowanie bezdzietnych nie byłoby w jego ocenie bardziej niesprawiedliwe.

W Wielkiej Brytanii wywody Morlanda dałoby się jakoś obronić. Z danych OECD wynika, że klin podatkowo-składkowy netto (czyli obciążenie dochodów podatkami i składkami, pomniejszonymi o transfery gotówkowe) dla osoby bezdzietnej otrzymującej przeciętne wynagrodzenie, jest tylko minimalnie wyższy niż dla czteroosobowej rodziny z jednym żywicielem, również otrzymującym przeciętne wynagrodzenie. W pierwszym przypadku w 2023 r. klin wynosił 27 proc., w drugim zaś niewiele ponad 31 proc. Różnica między nimi należała do najmniejszych w OECD.

Polska jest jednak na drugim końcu tego zestawienia. Klin podatkowo-składkowy netto dla tak zdefiniowanej rodziny w 2023 r. wynosił nad Wisłą 15,8 proc., a dla singla 34,3 proc. Różnica wynosiła więc 18,5 pkt proc. i większa była tylko na Słowacji i w Luksemburgu. W 2024 r. prawdopodobnie zaś jeszcze wzrosła za sprawą waloryzacji świadczenia wychowawczego z 500 do 800 zł na dziecko. Dla porównania, w OECD różnica w klinie podatkowo-składkowym netto między rodzinami a bezdzietnymi wynosi przeciętnie 9 pkt proc.

Z tych wyliczeń wynika, że w Polsce bykowe to wyjątkowo niepotrzebny podatek. Gdyby jednak upierać się przy jego wprowadzeniu, to na pewno nie w formie ryczałtowej, jak proponował Marek Jakubiak. Powinien to być raczej narzut na stawkę podatku PIT.

Ryczałtowe obciążenie musiałoby bowiem być bardzo małe albo zróżnicowane w zależności od dochodów. W przeciwnym wypadku mocno uderzałoby w osoby o niskich zarobkach. W tej mierze, w jakiej barierą dla posiadania dzieci jest sytuacja ekonomiczna, efekt takiego podatku byłby odwrotny do zamierzonego. Ale trudnego do zaprojektowania i wyegzekwowania obciążenia, które nie zapewniałoby dużych wpływów do budżetu, nie warto w ogóle rozważać.

Grzegorz Siemionczyk, główny analityk money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(1534)
TOP WYRÓŻNIONE (tylko zalogowani)
Stach
2 tyg. temu
Bykowe już jest, opłacam 800+ i inne profity na cudze śmierdziele z moich podatków!
wojciech p.
2 tyg. temu
Jak można zmuszać ludzi do rodzenia dzieci w obliczu, tego co się dziej na świecie. Wojny, choroby, zmiany klimatu, sztuczna inteligencja itp. Czy rodzic chce, aby jego dziecko było świadkiem końca naszej planety?
Bono
2 tyg. temu
Polska chce mieć dzieci a co oferuje młodemu człowiekowi? Umowę śmieciową za najniższą krajową bez stabilizacji z kredytem na mieszkanie na 40 lat.... To ja jako rodzic powtarzam to nie jest kraj na zakładanie rodziny bo tu nie wiadomo co będzie za miesiąc nie mówiąc o tym co będzie za 40 lat
POZOSTAŁE WYRÓŻNIONE
i tyle
2 tyg. temu
Przecież bezdzietni nie mają ulg podatkiwych, urlopów wychwawczych i innych plusów i to wsztsrtko finansują.
emerytka
2 tyg. temu
samotni mają płacić aby ci co mają dzieci siedzieli sobie w domku i piwko popijali a państwo zabiera ludziom pracy
Marian
2 tyg. temu
Opowieści Topografa - znajdź na Youtube. Przy tak niskiej dzietności należy zachęcać ludzi do posiadania dzieci a nie straszyć tych, którzy ich nie mają. Bykowe to pomysł rodem z jakiejś mocno prawicowej głowy. Pomysł bez sensu.
NAJNOWSZE KOMENTARZE (1534)
Guru
23 godz. temu
Jakubiak jedz z tymi pomysłami do Izraela i nie wracaj
Sun
4 dni temu
Ale, co? Mieszkam kątem u rodziców i mam zakładać rodzinę w pokoiku 8m? Bo jakaś przedszkolanka boi się o pracę z braku dzieci ?
Bjiaii
7 dni temu
Jachira na prezydentkę. Józefaciuk na prezydenta! Jednocześnie. Równowaga musi być.
luki
7 dni temu
jak zlikwidują 800+ to moge płacić bykowe
Ooo
1 tyg. temu
Może warto przestać marnotrawić pieniądze na ławeczki, kible i inne atrakcje za 600 tysięcy.
...
Następna strona