Inflacja przyśpiesza. Kolejny miesiąc to znów rekord. Ostatni raz ceny rosły w takim tempie wiosną 2001 roku.
- Mamy najwyższą inflację od 20 lat. Drożyznę odczuwa każdy. Sama chodząc na zakupy, widzę ten wzrost cen, średnio jakieś 30-40 proc. jest drożej. Zaopatrując się w markecie raz na tydzień, widać w portfelu tę różnicę – przyznaje w rozmowie z money.pl była prezes NBP i prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz.
GUS we wstępnych wyliczeniach oszacował, że ceny wzrosły o 6,8 proc. w porównaniu z analogicznym okresem poprzedniego roku. Jak zauważyła na Twitterze była szefowa NBP, niebezpiecznie zbliżamy się do poziomu 7 proc.
- Zbić tę inflację nie będzie łatwo - powtarza w rozmowie z money.pl i wyjaśnia, że aby to zrobić, "trzeba by podnieść stopy procentowe, ale to uderza w inwestycje, siadają kredyty. Zamknięte koło".
- Na dodatek PiS funduje nam podwyżkę podatków, która skutkuje ucieczką do szarej strefy. To niedobrze wpływa na dochody państwa - dodaje.
Drożyna dryluje nam portfele
Jak zaznacza w rozmowie z money.pl Hanna Gronkiewicz-Waltz, rosną rachunki za gaz, prąd, benzynę, co oczywiście przełoży się znów na koszty produkcji żywności, a więc i na ceny w sklepach.
Tymczasem rząd nie zamierza obniżać akcyzy na paliwo. Jak wyjaśniał prezes Jarosław Kaczyński, akcyza to jeden z ważnych dochodów państwa, nie powinno się go obniżać. Co znamienne, sam naciskał w tej sprawie poprzedni rząd w 2011 roku.
- Rząd nie jest chętny do obniżania akcyzy na paliwo, a cena stale rośnie. Mamy już 6 zł na litrze. Prezesowi Kaczyńskiemu łatwo było mówić o konieczności cięć, kiedy był poza rządem, teraz będąc u władzy, tego nie zrobi. A przecież wysoka cena paliw przekłada się na to, ile płacimy za pozostałe produkty i usługi – komentuje była prezes NBP.
Inflacja odbije się na emerytach
Hanna Gronkiewicz-Waltz podkreśla, że inflację odczują również seniorzy i osoby najmniej zarabiające. Inflacja ma znacznie szerszy wpływ niż tylko na ceny na sklepowych półkach.
- Inflacja to ukryty podatek. Wpływa na siłę nabywczą pensji – zwłaszcza w budżetówce, ale i na faktyczną wartość emerytur czy innych świadczeń. Polacy dostają przez nią mniej z programów społecznych, między innymi na wartości traci również 500 plus - wyjaśnia w rozmowie z money.pl.
Jak podkreśla, programy socjalne, którymi chwali się rząd, nie zniwelują efektu rosnących cen, ale wizerunkowo pomagają władzy.
- Trzynaste i czternaste emerytury to sprytny sposób, aby usypiać to niezadowolenie. To strategia rządu, aby przetrwać - zaznacza. Jej zdaniem, przez działania PiS gospodarka staje się jednak coraz mniej efektywna. - Tracimy na tym wszyscy - podkreśla.
- Coraz bardziej zaczynamy przypominać kraj doby socjalizmu z centralnie zarządzaną gospodarką, ze sztucznie utrzymywanymi stopami procentowymi, państwowymi przedsiębiorstwami, znacjonalizowanymi bankami. Sytuacja zaczyna przypominać tę z lat 80. i skończyć może się nawet benzyną na kartki - konkluduje.