Jedna podróż samolotem tam i z powrotem w ciągu roku bez karnej opłaty, a za każdą kolejną coraz wyższa stawka. Już trzeci lot tam i z powrotem wiązałby się z karą w wysokości 100 euro, a piąty i każdy kolejny - 400 euro. Na tym jednak nie koniec. Podróż na trasach średniego zasięgu wymagałaby jeszcze dopłaty 50 euro, na rejsach dalekiego zasięgu - 100 euro, podobnie zresztą jak za wybór klasy biznes lub pierwszej.
To założenia Frequent Flyer Levy (FFL), czyli opłaty dla często podróżujących pasażerów, autorstwa Stay Grounded - sieci ponad 160 organizacji ekologicznych, które domagają się od Unii Europejskiej podjęcia działań. Apel ten wspiera m.in. Greenpeace, ActionAid International oraz kilkudziesięciu naukowców europejskich uczelni.
"Nie ma znaczenia, czy lecisz odwiedzić rodzinę po raz pierwszy od lat, czy też wybierasz się na dziesiąty lot w roku do luksusowego domu na wybrzeżu - zapłacisz za ten lot taki sam podatek" - czytamy w raporcie Stay Grounded. Ekolodzy podkreślają, że ich propozycja byłaby "sprawiedliwym środkiem ograniczający nadmierne loty zamożnych pasażerów". Ale w takim samym stopniu uderzyłby jednak w tych, którzy korzystają z tanich biletów Ryanaira, Wizz Aira czy Easy Jet.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Furgalski: "Kolejny tani populizm". Ekolodzy odwracają uwagę
- To kolejny tani populizm. Ten pomysł ma tyle wspólnego z ochroną klimatu co sztuczne zakazy lotów na trasach krajowych, jak w przypadku Francji. Jak wszyscy wiemy, po blokadzie trzech takich tras klimat odetchnął z ulgą - komentuje ironicznie Adrian Furgalski, prezes Zespołu Doradców Gospodarczych TOR w odpowiedzi na pytania money.pl.
Pod koniec maja 2023 r. we Francji zaczął obowiązywać zakaz lotów krajowych na trasach, które można pokonać pociągiem w czasie do 2,5 godz. Francja jest pierwszym krajem, który podjął taką decyzję. Przepisy zostały przegłosowane wiosną 2021 r., jednak do wejścia w życie konieczna była zgoda Komisji Europejskiej.
- Ten "zakaz" objął tylko trzy trasy z lotniska Paryż-Orly. Z portu lotniczego Charlesa de Gaulle'a nadal można polecieć do Lyonu czy Bordeaux. Francja nie zbanowała rejsów na krótkich trasach. To greenwashing w najczystszej postaci - mówił wówczas Willie Walsh, dyrektor generalny Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Powietrznych IATA.
Zdaniem Furgalskiego najlepszym powodem do dobrowolnej rezygnacji z krótkich lotów samolotem jest alternatywa w postaci szybkiej kolei z dużą częstotliwością połączeń na tej samej trasie. I jego zdaniem to właśnie w nią powinno się inwestować, a do przesiadki z samolotu do pociągu nakłaniać atrakcyjną ofertą, nie prawnym zakazem.
- Zawsze trzeba przypominać, że lotnictwo ma udział na poziomie 2,5 proc. światowej emisji CO2. Każdy ślad trzeba rzecz jasna ograniczać, ale obranie sobie przelotów lotniczych za głównego wroga jest kierowaniem uwagi nie tam, gdzie trzeba, ze szkodą dla klimatu, niestety - dodaje Furgalski.
Uderzenie w pasażerów i "totalne rozpasanie" w prywatnych odrzutowcach
- Próby ograniczania nie dotyczą lotów prywatnymi samolotami, bo tutaj panuje totalne rozpasanie i wolna amerykanka. A to właśnie takie rejsy powinniśmy starać się ograniczać. Patrząc na krótki dystans oraz niedługi czas spędzony w powietrzu, spokojnie mogłyby zostać zastąpione inną formą przejazdu - podkreśla prezes ZDG TOR.
Przykład? Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej, tylko w 2023 r. korzystała z prywatnego odrzutowca 23 razy. Uwagę na to zwrócił lewicowy europoseł Martin Schirdewan i niemiecki tygodnik "Der Spiegel". Trzykrotnie leciała na trasie między Brukselą i Strasburgiem, mimo kursujących na tej trasie pociągów w czasie poniżej 5 godzin. Niemiecka prasa zwróciła uwagę, że kodeks postępowania liderów KE stanowi, że "należy dokładnie rozważyć wszystkie opcje, w tym alternatywne harmonogramy, tak aby podróż samolotem była rozważana tylko w ostateczności".
Rzecznik Komisji Europejskiej argumentował, że wybór prywatnego odrzutowca wynikał z napiętego harmonogramu spotkań i podkreślał, że szefowa KE regularnie korzysta ze środków transportu zbiorowego. Von der Leyen szczególnie krytykowana była za wybór prywatnego odrzutowca jako środka transportu na szczyty klimatyczne COP26 w Glasgow w 2021 r. i na COP28 w Dubaju dwa lata później.
Sipiński: podatek "bardzo zasadny", ale...
Dominik Sipiński, analityk ch-aviation.com i Polityki Insight, uważa, że wprowadzenie podatku dla osób często latających "to propozycja bardzo zasadna, choć skomplikowana". Jego zdaniem konieczna jest szczegółowa debata na temat rozwiązań prawnych, wysokości takiego podatku oraz "kwoty wolnej", czyli liczby nieopodatkowanych lotów. Uważa, że jeden lot tam i z powrotem to zdecydowanie za mało.
Istotą takiego podatku powinno być obciążenie osób latających często w celach biznesowych, a nie tych, które raz czy nawet dwa razy do roku lecą na wakacje. Częste podróże, zwłaszcza biznesowe, powinny generować wartość. W epoce wideokonferencji i pracy zdalnej, nie wszystkie spotkania muszą odbywać się na żywo - podkreśla Sipiński w rozmowie z money.pl.
Nie przekreśla potrzeby podróży biznesowych i spotkań na żywo. Widzi jednak szansę w tym, że dodatkowy podatek "zmusiłby firmy do poważniejszego zastanowienia się nad sensem podróży oraz wyborem środka komunikacji".
- Jeśli kilkadziesiąt dodatkowych euro kosztu spowoduje, że nagle podróż "przestanie się opłacać" to najprawdopodobniej nie jest w ogóle potrzebna. Natomiast jeśli ktoś uznaje, że lot jest naprawdę konieczny ze względu na konieczność spotkania na żywo i brak czasu lub możliwości podróży mniej emisyjnym środkiem transportu, to ten dodatkowy podatek niczego nie zmieni - dodaje ekspert.
Również on podkreśla, że kluczowe jest to, żeby pochodzące z takiego podatku środki były reinwestowane np. w szybką międzynarodową kolej, aby stworzyć alternatywę dla lotów z atrakcyjną ofertą.
Marcin Walków, dziennikarz i wydawca money.pl