Po niedzielnej konwencji Karola Nawrockiego poprosiliśmy Ministerstwo Finansów, by oceniło podatkowe propozycje kandydata wspieranego przez PiS. Te pomysły mają być wyborczą cudowną bronią. Z jednej strony mają być odpowiedzią na rosnące koszty życia i kryzys demograficzny, z drugiej mają być rodzajem szpili wbitej w rząd, który - choć dwa lata temu składał w kampanii obietnice podatkowe - nie decyduje się na posunięcia, które zostawiłyby w kieszeni Polaków widocznie dużo pieniędzy. W ten sposób wyborcze pomysły mają być wpisane w projekt uczynienia z wyborów plebiscytu popularności rządu Donalda Tuska.
Wyliczenia MF pokazują, że faktycznie koszty tych rozwiązań mogłyby być bardzo wysokie. Nasz rozmówca z PiS też tego nie wykluczał, zastrzegając jedynie, że "nie będzie to bardziej kosztowne niż 800 plus". Wyliczenia MF pokazują nie tylko duże koszty tych pomysłów, ale także to, że korzyści z nich w większości trafiłyby do najbogatszych.
PIT 0 proc. zwłaszcza dla bogatszych rodziców 2 i więcej dzieci
Najbardziej kosztownym pomysłem z tych, nad którymi pochylono się w MF, jest zwolnienie dochodów rodziców dwójki i więcej dzieci z PIT na skali podatkowej w 2025 roku. Oznaczałoby ono dodatkowy koszt dla finansów publicznych w wysokości ok. 29,1 mld zł. To liczba porównywalna z kosztami dla budżetu Polskiego Ładu. Innym punktem odniesienia może być to, że w tegorocznym budżecie wpływy z PIT po odliczeniu udziału samorządów to tylko 31 mld zł, więc taka ulga w zasadzie w całości by je skonsumowała. Poseł PiS Janusz Kowalski mówi z kolei, że według wyliczeń autorów pomysłu powinien on kosztować nieco mniej, niż wykazuje MF, tj. 23-25 mld zł.
MF policzyło także, jak rozłożyłyby się korzyści z tej ulgi na grupy decylowe, czyli podatników podzielonych na 10 równych liczbowo kategorii. Te dane pokazują, że korzyść z takiej reformy byłaby silnie uzależniona od wysokości dochodu.
"Jedynie ok. 2 proc. korzyści trafiłoby do rodziców z grupy 50 proc. najgorzej zarabiających podatników, a większość - tj. ok. 67 proc. korzyści - do rodziców z grupy 10 proc. najlepiej zarabiających podatników na skali podatkowej. Jednocześnie na reformie skorzystałaby relatywnie niewielka liczba podatników (ok. 2,6 mln osób, tj. mniej niż 10% podatników na skali). W ujęciu relatywnym do dochodu korzyść jest wciąż najbardziej znacząca dla rodziców z grupy 10 proc. najlepiej zarabiających podatników" - podaje MF.
- Myślę, że należałoby zapytać kandydata na prezydenta, jaki cel miałaby mieć reforma obciążająca budżet na prawie 30 mld zł rocznie, z których 19 mld trafia do 10 proc. najbogatszych podatników. Który rząd zdecydowałby się na wprowadzenie takiej reformy i jakimi argumentami Karol Nawrocki chciałby rząd do takiej reformy przekonać? - komentuje te dane Michał Myck, dyrektor think-tanku CenEA.
PiS broni pomysłu, choć nie wypiera się tego, że korzyści z niego wynikające trafią do najlepiej zarabiających. Parlamentarny zespół Proste podatki Janusza Kowalskiego przygotował nawet specjalne wyliczenia. Według nich np. rodzina, w której rodzice zarabiają łącznie 204 tys. zł rocznie, byłaby do przodu na tej propozycji o 17,2 tys. zł. Dla rodziców zarabiających 320 tys. zł rocznie, korzyść wyniosłaby 42 tys. zł.
- Jest oczywiste, że ci, którzy zarabiają więcej, będą mieć większą ulgę. Widzimy, że problem z dzietnością jest w dużych miastach, gdzie panuje model 2+1, dlatego chcemy dać bonus za posiadanie drugiego dziecka. Chcemy zachęcić do tego pokolenie 20-30-latków - mówi nam poseł Kowalski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ile kosztuje podwyżka progu
Resort finansów przeanalizował także kolejną propozycję Karola Nawrockiego, czyli podwyżkę drugiego progu podatkowego ze 120 tys. zł do 140 tys. zł. Opierając się na danych z rozliczenia podatku za 2023 r., MF wyliczyło, że w ówczesnych warunkach koszt tych pomysłów wyniósłby 4,5 mld zł, ale wtedy drugi próg przekroczyło 1,3 mln osób. Zdaniem resortu w realiach 2025 roku próg dochodowy przekroczyłoby znacznie więcej, bo aż 2,4 mln osób, a budżetowy koszt wyniósłby 7,9 mld zł.
Proponowana reforma byłaby silnie degresywna i najwięcej korzyści trafiłoby do zamożniejszych podatników. 10 proc. najwięcej zarabiających otrzymałoby 89 proc. korzyści z reformy, a połowa z tej wartości trafiłaby do najbogatszych 3 proc. Zdecydowana większość podatników z dolnych ośmiu decyli rozkładu dochodów nie zyskałaby nic na takiej zmianie - komentuje resort finansów.
Kandydat proponuje także ulgi na dzieci dla liniowców i ryczałtowców, ale tego resort finansów nie oszacował z powodu braku potrzebnych danych.
Michał Brzeziński, współautor książki "Nierówności po polsku. Dlaczego trzeba się nimi zająć, jeśli chcemy dobrej przyszłości nad Wisłą", patrzy krytycznie na te pomysły i podkreśla - podobnie jak MF - że zwiększają degresywność systemu podatkowego.
Chyba najbardziej skandaliczne jest radykalne obniżenie podatków dla osób o najwyższych dochodach, w tym płacących podatek liniowy czy ryczałt. To jest jakaś polityka plutokratyczna, czy wręcz oligarchiczna, żeby tak skomasować korzyści reformy. A przecież jeszcze są pomysły likwidacji podatku spadkowego - ocenia Brzeziński.
Jeszcze jedną propozycją Karola Nawrockiego sprawdzoną na naszą prośbę przez MF jest obniżka stawki VAT z 23 do 22 proc. Według resortu wpływy z tego podatku będą niższe. W tym przypadku szacunki PiS także są niższe - miałoby to kosztować budżet około 8 mld zł.
Łączne koszty tylko policzonych przez MF zmian to blisko 48 mld zł. To każe postawić pytanie o realność tych propozycji w obecnej sytuacji budżetu z wysokim deficytem i rosnącymi wydatkami na obronę.
Ministerstwo Finansów ma aparat, więc jakoś tam z grubsza liczy, pewnie podwyższa koszty troszeczkę, ale nie ulega wątpliwości, że to spore sumy. Tylko że przypomnę rok 2015 i nasz ówczesny, wówczas kwestionowany ambitny program, jeżeli chodzi o możliwości jego sfinansowania. Tymczasem 500 plus, zostało wprowadzone stopniowo w życie. To propozycje rozpisane na całą kadencję i ja rozumiem, że razem z poprawą stanu budżetu te rozwiązania będą wprowadzane - odpowiada Zbigniew Kuźmiuk z PiS.
Od polityków tej formacji można też usłyszeć, że wpływy podatkowe z VAT i CIT są niższe, niż powinny być, więc uszczelnienie podatków może pomóc w sfinansowaniu tych pomysłów.
W dyskusji oprócz argumentów fiskalnych podnoszone są także te dotyczące polityki demograficznej. - Diagnoza jest taka, że zwijamy się jako społeczeństwo, musimy zrobić wszystko, żeby ten trend zahamować i powoli go odwrócić. Uzupełnieniem musi być, budownictwo mieszkaniowe przez wsparcie podaży mieszkań - podkreśla Kuźmiuk.
Ale zdaniem ekspertów nie tędy droga. Michał Brzeziński nie spodziewa się, by te propozycje pomogły zmienić sytuację w zakresie dzietności.
Badania pokazują, że tego typu polityka transferów czy redukcji podatków wpływają na dzietność właściwie tylko wśród osób mniej lub średnio zarabiających. Tymczasem tu gros korzyści kierowanych jest do najlepiej zarabiających - zauważa Brzeziński.
Z kolei jak argumentuje Michał Myck, propozycja zerowego PIT-u dla rodzin z co najmniej dwójką dzieci jest tym bardziej zadziwiająca, że od wielu lat mówi się w debacie publicznej w Polsce o tym, jak nieefektywne są ograniczenia podatków z punktu widzenia wsparcia rodzin z dziećmi.
Pod wpływem tych dyskusji ulga PIT na dzieci została skorygowana w 2014 roku, aby umożliwić uzyskanie wsparcia również przez rodziny o niskich dochodach, jednocześnie ograniczając korzyści wśród najbogatszych, którzy wsparcia państwa raczej nie potrzebują.
- Ulga na dzieci to obecnie chyba najbardziej efektywny sposób wsparcia rodzin z dziećmi w ramach systemu PIT i bardzo mnie dziwi to, że pomijana jest w kolejnych propozycjach zmian w systemie - uważa Myck. Jego zdaniem sztaby kandydatów szykując program powinny - zanim pojawią się kolejne propozycje - zwrócić uwagę, jak wykorzystać istniejące mechanizmy, by móc racjonalnie i efektywnie wspierać polskie rodziny - szczególnie te, które tego wsparcia naprawdę potrzebują.
Grzegorz Osiecki, Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl