Celem pomysłów, jakie przedstawili w sprawie składki zdrowotnej najpierw Andrzej Domański i Izabela Leszczyna z KO, a ostatnio Ryszard Petru z Polski 2050, jest korekta Polskiego Ładu i zmniejszenie obciążeń dla przedsiębiorców. - Lewica również ma swój pomysł, jak zapewnić dobre finansowanie ochrony zdrowia. Mam nadzieję, że ten pomysł uzyska poparcie reszty koalicji - mówił ostatnio w Sejmie wiceminister zdrowia Wojciech Konieczny.
Jak wynika z ustaleń money.pl, pomysł Lewicy idzie w inną stronę. Jego celem jest przede wszystkim zapewnienie stabilnych nakładów na zdrowie. Koncepcja zawiera trzy rewolucje w jednej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Trzy rewolucje w jednej
Po pierwsze, to zmiana składki na podatek. Obecnie gros pieniędzy na zdrowie pobierane jest jako składka zdrowotna od pracujących bądź aktywnych gospodarczo Polaków, ale także obcokrajowców pracujących w Polsce. Podstawowa jej stawka to 9 proc. i taką płacą pracujący oraz prowadzący działalność na skali podatkowej. Z kolei liniowcy płacą składkę o stawce 4,9 proc., a ryczałtowcy trzy poziomy składki ryczałtowej w zależności od przychodu.
Ta konstrukcja była krytykowana od lat, ponieważ - jak widać - obciążenie składką i nominalnie i procentowo może być różne, ale dostęp do świadczeń jest identyczny. Dlatego coraz częściej mówiono o parapodatku, a nie składce (inaczej jest choćby w przypadku składki emerytalnej czy rentowej - jej wysokość ma wpływ na wysokość świadczenia).
Po drugie, szykowane jest objęcie nowym "podatkiem zdrowotnym" płatników CIT, czyli przedsiębiorstw. Obecnie nie ma takiej możliwości, bo składka jest przywiązana do konkretnej osoby, a CIT nie jest podatkiem osobistym. Natomiast wyjściowa propozycja Lewicy ma zakładać 9-proc. obciążenie podatkiem zdrowotnym firm, jednak jak słyszymy nieoficjalnie, stawka ta może być "negocjowalna" - jej wysokość może zależeć albo od ustaleń koalicyjnych, albo od koniunktury w gospodarce.
- Równie dobrze może być ustawiona na poziomie 4,5 proc. - słyszymy od rozmówcy z kręgów rządowych. Mówimy o potężnych środkach, bo 1 proc. z CIT to ok. 3,4 mld zł, czyli maksymalnie około 30 mld zł. Ten pomysł to faktyczna rewolucja, także w kontekście stawek podatku. Dziś zasadnicza stawka CIT to 19 proc. czyli, gdyby doszło do tego kolejne 9 pkt proc. stawki nowego podatku, to fiskalne obciążenie firm wzrosłoby o blisko połowę.
Składka nie spełnia kryterium ubezpieczeniowego i nosi znamiona podatku, więc argumenty dotyczące zmiany składki na podatek są racjonalne, ale pytanie, kiedy miałoby to wejść w życie. Ponieważ skala fiskalnego uderzenia w gospodarkę byłaby duża, w porównaniu z tym zmiany polskoładowe byłyby drobne - zauważa Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich.
Po trzecie w końcu, wprowadzenie podatku ma być powiązane z wprowadzeniem powszechnego dostępu do świadczeń zdrowotnych. Propozycja zakłada, że zniknie tzw. tytuł do ubezpieczenia zdrowotnego w obecnej formie. Dziś wynika on przede wszystkim z opłacania składki, ale dotyczy także wielu innych przypadków, np. studentów czy rodzin osób opłacających składkę, bezrobotnych, podopiecznych opieki społecznej.
Osoby, które nie mają tytułu, muszą płacić za swoje leczenie w ramach Narodowego Funduszu Zdrowia. Teoretycznie nie jest to duża grupa i pomysły jego zniesienia się pojawiały, ale przeciwne temu było m.in. Ministerstwo Finansów, ponieważ dziś część osób opłaca składki dobrowolnie (np. niektóre utrzymujące się z umów o dzieło), co może zrobić każdy, kto mieszka w Polsce i nie jest objęty obowiązkiem opłacania składki.
Resort bał się, że jeśli zostanie wprowadzony powszechny dostęp do świadczeń, zniknie bodziec do dobrowolnego opłacania. Z drugiej strony obecny system wymusza obciążenia administracyjne, bo za każdym razem należy sprawdzać, czy pacjent ma tytuł do świadczeń, czy nie.
- Baza ubezpieczonych w NFZ liczyła momentami więcej osób niż populacja Polski. Samo zjawisko osób bez tytułu do ubezpieczenia jest bardzo ograniczone, bo jest wiele dróg do jego uzyskania. Dlatego dużym uporządkowaniem byłoby uznanie, że dostęp jest powszechny skoro konstytucja go gwarantuje - zauważa Łukasz Kozłowski.
Więcej dla ministra finansów
Chcący zachować anonimowość polityk Lewicy, z którym rozmawialiśmy, zachwala pomysł, twierdząc, że będzie on możliwy do zrealizowania mimo realnej perspektywy nałożenia na Polskę procedury nadmiernego deficytu przez Unię Europejską.
- To będzie de facto dosypanie pieniędzy ministrowi Domańskiemu z kategorii "podatki", a to chyba dobrze w kontekście nakładanej na nas procedury - zauważa.
Ostatnio ukazał się raport "Luka Finansowa systemu ochrony zdrowia w Polsce perspektywa 2025-2027" Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego, Instytutu Finansów Publicznych i Federacji Przedsiębiorców Polskich, który podsumowywał obecną sytuację w finansach na zdrowie. Wskazuje on, że minimalna luka w finansowaniu w kolejnych trzech latach to łącznie 75 mld zł, a np. w 2027 r. ta luka ma wynieść 38 mld zł, o ile nie wejdą w życie zmiany zwiększające wydatki NFZ i zmniejszające przychody. Tyle że na stole leży kilka pomysłów, które deficyt mogą pogłębić.
Lewica liczy na przyjęcie tych pomysłów przez resort finansów. Z punktu widzenia szefa MF, zgłoszenie swojego projektu przez Lewicę jest wygodne, bo stanowi przeciwwagę do projektu Polski 2050, ale także zapowiadanego pomysłu PSL.
Szef resortu rozwoju i technologii Krzysztof Paszyk przypominał w wywiadzie dla money.pl, że ludowcy obiecywali przedsiębiorcom próbę powrotu do stanu sprzed Polskiego Ładu, choć zastrzegł, że 100 proc. powrót możliwy nie jest. - Manewr PiS polegał na tym, że zmniejszyli podatki, a składkę uczynili parapodatkiem. W tych okolicznościach powrót do poprzednich rozwiązań, czyli składki w większości odliczanej od podatku, oznacza jakąś astronomiczną dziurę 60-70 mld zł w finansach publicznych. Dlatego prostego powrotu do czegoś takiego nikt o zdrowych zmysłach sobie nie wyobraża - podkreślił Paszyk.
O ile pomysły PSL czy Polski 2050 oznaczają duże uszczuplenie kasy NFZ, o tyle pomysł Lewicy wprost przeciwnie. To w praktyce zasypanie luki finansowej w wydatkach na zdrowie lub jej dużej części. Ma jednak swoje skutki gospodarcze, bo zrealizowany w 100 proc. będzie miał negatywny wpływ na podatkową konkurencyjność Polski dla dużych firm.
Grzegorz Osiecki, Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl