Tadeusz Kościński, minister finansów zapowiedziała, że w do dwóch tygodni powinna zostać zaprezentowana propozycja nowelizacji budżetu. O zerowym deficycie już dawno nie ma mowy. Rząd musi oszacować straty, jakie poniosła gospodarka w pandemii i okresie lockdownu oraz dostosować do tego wydatki publiczne.
Jak szacują eksperci na łamach "Rzeczpospolitej", deficyt w finansach całego sektora może sięgnąć nawet 200 mld zł. W tym roku 8–10 proc. PKB - ocenia Piotr Bujak, główny ekonomista PKO BP. Sugeruje, że nowelizacja będzie raczej dostosowaniem się do kryzysowej rzeczywistości niż zmiana najważniejszych parametrów.
Według ekonomisty tylko budżet centralny będzie miał deficyt w przedziale 50–100 mld zł, a wiele wydatków antykryzysowych jest realizowana poza budżetem.
Według Rafała Beneckiego z ING Banku Śląskiego, deficyt finansów państwa w 2020 r. wzrośnie do ok. 210 mld zł wobec zaplanowanych ok. 25 mld zł. W przypadku budżety centralnego jednak pewnie będzie utrzymana na poziomie 70–80 mld zł. Jak przekonuje na łamach "Rz", chodzi o to, aby nie przekroczyć kwoty 100 mld zł i nie przestraszyć Polaków.
Jak czytamy w dzienniku, budżet najwięcej straci na podatkach CIT i VAT. Już w kwietniu było tąpnięcie wpływów do kasy państwowej. Choć w maju już poprawiła się sytuacja, ekonomiści przekonują, że w skali całego roku dochody z podatków będą znacznie niższe.
Tłumaczą to kwestią zmniejszonych zysków przedsiębiorstw, od których odprowadzany jest CIT. Natomiast VAT i akcyza są zależne wydatków Polaków. Te jednak zostały ukrócone w związki z pandemią i kryzysem, który wywołał koronawirus.